Opozycja o delegacji USA: to porażka polskiej dyplomacji
Porażka polskiej dyplomacji - tak Grzegorz Napieralski (SLD) skomentował fakt, że 1 września w Gdańsku podczas obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej USA będzie reprezentował były sekretarz obrony. - Sojusz z USA trwa - zapewnił z kolei Waldy Dzikowski (PO).
27.08.2009 | aktual.: 27.08.2009 18:38
O tym, że William J. Perry, sekretarz obrony USA w administracji prezydenta Billa Clintona, będzie reprezentował Stany Zjednoczone podczas gdańskich uroczystości 1 września poinformował szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak.
- Z lekkim ubolewaniem przyjmujemy to, że w składzie delegacji nie znalazł się przedstawiciel obecnej administracji USA, co byłoby wyrazem solidarności Stanów Zjednoczonych z Polską i krajami regionu - powiedział rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Poinformował, że w skład delegacji wejdą również przedstawiciele amerykańskiego Kongresu i Senatu oraz ambasador USA w Polsce Victor Ashe.
Zdaniem szefa SLD Grzegorza Napieralskiego skład amerykańskiej delegacji dowodzi, że "zawiodła polska dyplomacja, zawiódł minister spraw zagranicznych". - Starania polskiej dyplomacji zawiodły. Widocznie minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i otoczenia premiera Donalda Tuska zbyt słabo zabiegało o delegację na bardzo wysokim poziomie - po prostu robiło to nieudolnie - ocenił szef SLD. Jego zdaniem "ewidentnie jest to problem naszej dyplomacji i fiasko naszych starań o gości z państwa, będącego naszym sojusznikiem wojskowym i politycznym".
- Szkoda, że w tak ważnym dla Polski dniu jak 1 września, w rocznicę wybuchu II wojny światowej, jednak nie będzie w Polsce ani prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy ani sekretarz stanu Hillary Clinton. Nasza duma narodowa - kraju, który jest dużym krajem europejskim - mobilizuje nas do tego, żeby zapraszać jak najważniejszych polityków: obecnych, a nie byłych - powiedział Napieralski.
Według wiceszefa sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Karola Karskiego (PiS) fakt, że 1 września w Gdańsku nie będzie nikogo wyższego rangą niż były sekretarz obrony świadczy o tym, że Stany Zjednoczone przestają dostrzegać w Polsce ważnego partnera. - Dzieje się tak z powodu polityki zagranicznej jaką prowadzi rząd Donalda Tuska - ocenił Karski. - To przykre. Szczególnie dlatego, że Stany Zjednoczone są jedynym realnym gwarantem bezpieczeństwa i suwerenności Polski. Obecnie mamy do czynienia z osłabieniem polskiej polityki zagranicznej przez działania Donalda Tuska i szefa MSZ Radosława Sikorskiego - powiedział Karski.
Wiceszef PO Waldy Dzikowski ocenił, że amerykańska dyplomacja wysłała takiego przedstawiciela, jakiego uznała za stosowne. - Nic się nie zmieniło w naszych stosunkach. Obecność Stanów Zjednoczonych na uroczystościach będzie zaakcentowana - podkreślił polityk. - Można się oczywiście krzywić, ale taka jest decyzja prezydenta Obamy. Sojusz ze Stanami Zjednoczonymi trwa, blisko współpracujemy - zapewnił Dzikowski.
Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski przyznał, że wolałby, aby ranga przedstawiciela Stanów Zjednoczonych podczas rocznicowych uroczystości była większa, ale "nie należy z tym przesadzać". Jak zaznaczył Żelichowski, William Perry jest oficjalnym przedstawicielem USA i "jeżeli prezydent Barack Obama go wytypował, to powinniśmy go traktować jako przedstawiciela prezydenta USA".