Ojciec Dariusza nie wiedział o molestowaniu syna przez księdza. "Biskup zakazał"
Pokazał wszystkim swoją twarz, płakał przed kamerą. Dariusz na sejmowej konferencji opowiedział o tym, że był molestowany przez księdza. Z jego ust padło wiele mocnych słów pod adresem biskupa Andrzeja Czai. W rozmowie z WP tłumaczy, dlaczego to zrobił.
19.03.2019 | aktual.: 19.03.2019 16:14
Milczał z matką przez sześć lat. - Stwierdziłem, że to za długo - mówi nam Dariusz, który w poniedziałek na sejmowej konferencji Fundacji "Nie lękajcie się" przedstawił się jako ofiara księdza pedofila. Przyznaje, że gdyby nie zmiany w prawie - wprowadzenie obowiązku informowania organów ścigania o przestępstwach pedofilii - jego sprawa pozostałaby utajniona.
- To, co było najważniejsze, padło. Wielu rzeczy jednak nie powiedziałem - przyznaje Dariusz. Jak tłumaczy, jest za wcześnie, by poukładał sobie to wszystko w głowie. Doskonale wie jednak, dlaczego odważył się pokazać i opowiedzieć swoją historię.
- Zrobiłem to, bo chciałbym zmienić myślenie ludzi. W mojej małej wsi ludziom można pokazać filmik, na którym ksiądz molestuje dziecko, a oni i tak będą mieli go za świętego - podkreśla Dariusz. Jak dodaje, pragnie, by nikt już więcej nie skrzywdził dzieci, a one, żeby wiedziały, że mogą spokojnie i otwarcie mówić o tym, co je spotkało.
- Mogą zgłosić się do fundacji, tak jak ja to zrobiłem - podkreśla. I mówi, że na "Nie Lękajcie się" trafił przypadkiem. Dowiedział się o niej z Facebooka, zadzwonił i spotkał się z Markiem Lisińskim.
Jak ludzie reagują na ofiarę księdza pedofila
- Jestem mile zaskoczony komentarzami internautów. Cieszę się, że jest tyle pozytywnych. Negatywnymi się nie przejmuję. Jest ich mało, a ich autorami są osoby, które poza niekonstruktywną krytyką, nie mają nic więcej do powiedzenia - mówi Dariusz. Niestety, jak mówił w Sejmie, otrzymuje wiele obraźliwych wiadomości.
W rozmowie z nami dodaje, że na ulicy też spotyka się z nieprzychylnym wobec niego zachowaniem. - Cały czas. Nie ukrywam, jestem dość charakterystyczny. Biegam w zielonych włosach. Akurat w poniedziałek ubrałem się mało kontrowersyjnie. Nawet jeśli ludzie nie obrażają mnie prosto w twarz, to czuję, że wiedzą. Jedna z moich klientek powiedziała, że jak pierwszy raz do mnie przyszła, to się bała, że się czymś ode mnie zarazi - przyznaje Dariusz.
Jest fryzjerem i denerwuje go, że ludzie nie potrafią oddzielić jego życia prywatnego od zawodowego. - To rzutuje na mój salon - zaznacza.
Przyznaje, że na niektórych ludziach się zawiódł. - Kilka osób zerwało kontakt. Ja się nie dziwię, to jest presja, pokazywanie się ze mną to jakieś wyzwanie, nie wszyscy są silni psychicznie - mówi Dariusz. Jak dodaje, miał jednak wokół siebie osoby, wobec których nie miał wątpliwości, że nawet jeśli coś się stanie, to się od niego nie odwrócą.
Do matki Dariusz nie ma żalu. W poniedziałek była z nim w Sejmie. Ale sześć lat temu posłuchała biskupa i zachowała sprawę molestowania w tajemnicy. - Ja się w ogóle jej nie dziwię. Razem pojechaliśmy do biskupa. Dla nas, wtedy osób wierzących, on był autorytetem. Zawsze go ceniłem, szanowałem. Stwierdziliśmy, że zdamy się na niego, bo może najlepiej doradzi, bo ma księdza pod sobą. Ale on myślał bardziej o sobie - żeby sprawa nie wyszła na jaw, a nie żeby pomóc ofierze - podkreśla Dariusz.
Jego ojciec dowiedział się o tym, że ksiądz krzywdził syna, dopiero wtedy, gdy sprawa wyszła na jaw. - Dostaliśmy z mamą zakaz, żeby mu nie mówić. Biskup powiedział: wiecie, jacy są mężczyźni - mówi Dariusz. Przyznaje, że ojciec miał do niego żal, ale zrozumiał.
To, co się wydarzyło sześć lat temu, ma wpływ na prywatne relacje Dariusza. - I to bardzo. Żeby stworzyć związek... to przekreśla wszystko - mówi.
"Biskup robi wszystko, żebyśmy wyszli na idiotów"
Dariusz podkreśla, że swoje słowa kieruje głównie do biskupa, którego "ma za Piłata". Czy jest coś, co teraz Kościół i biskup mogliby zrobić dla Dariusza, czy jest za późno?
- Są takie rzeczy, za które można przeprosić, ale są też takie, których nie da się wybaczyć. Po tylu latach da się z tego otrząsnąć, choć zapomnieć się nie da. Widzę kapliczkę, kościół, krzyż i myślę o tym, co się stało. Jednak sam ksiądz to sprawa prawie zakończona. Najgorsze jest jednak to, że biskup, który powinien być autorytetem, przykładem do naśladowania, zataja, kłamie i tak obraca kota ogonem, żebyśmy wyszli na idiotów - podkreśla Dariusz.
Zwraca uwagę, że rządzący zachowują się tak, "jakby żyli w odosobnieniu i w ogóle o problemie nie słyszeli". Odpowiada też internautom, którzy zarzucają Joannie Scheuring-Wielgus, obecnej w poniedziałek na konferencji, że chce się politycznie wybić na jego sprawie.
- Ja panią Asię poznałem wczoraj, godzinę przed konferencją. Ale cieszę się, że jest chociaż jedna posłanka angażuje się w sprawę - podkreśla.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl