Ogłosili huczny koniec "polskich obozów śmierci". Nic z tego nie wyszło
"Koniec z polskimi obozami", "Koniec z przekłamywaniem historii", "Koniec ze szkalowaniem Polski" - grzmiały w czerwcu ub. r. nagłówki informujące o zaangażowaniu w proces ochrony prawdy historycznej największej na świecie kancelarii prawnej Dentons. Wiemy, jakie są realne efekty ich współpracy z ministerstwem kultury.
20.03.2017 | aktual.: 20.03.2017 15:04
Dokładnie 6 czerwca 2016 r. wicepremier, minister kultury prof. Piotr Gliński i szef międzynarodowej kancelarii prawnej Dentons Elliott Portnoy podpisali w Warszawie list intencyjny o współpracy na rzecz przeciwdziałania używaniu pojęcia "polskie obozy koncentracyjne".
Informując opinię publiczną, że kłamliwe określenie jest używane coraz częściej, minister Gliński zapewniał wówczas, że zaangażowanie tak dużej instytucji prawniczej "uwrażliwi międzynarodowe redakcje, które często nadużywają tego terminu w lekceważący sposób".
Mimo że od tamtego wydarzenia minął już prawie rok, nie widać efektów współpracy, a przekłamywanie historii wciąż jest na porządku dziennym. Pozwoliły sobie na to m.in. włoska stacja telewizyjna Canal 5, która niemiecki nazistowski obóz Auschwitz nazwała "polskim obozem". Podobnie niemiecka stacja ZDF, obozy koncentracyjne w Majdanku i Oświęcimiu przedstawiła swoim widzom jako "polskie obozy zagłady".
Rząd nie prosił, więc nie interweniowali
Ile razy w takich sytuacjach interweniowała kancelaria Dentons? Zero. Jak tłumaczą jej przedstawiciele, zobowiązali się bowiem "do wykorzystywania swoich zasobów prawnych w oddziałach na całym świecie, w przypadku jeśli rząd Rzeczpospolitej Polskiej uzna za zasadne korzystanie z tej możliwości". "Takie okoliczności, w okresie od podpisania deklaracji, nie zaistniały" - informują.
Dentons tłumaczy również, że reakcje placówek dyplomatycznych RP są na tyle skuteczne, że nie wymagają interwencji kancelarii prawnej. W tym miejscu wskazano fakt, że często poprawa wadliwego nazewnictwa na zagranicznych portalach, gazetach, czy stronach internetowych następuje w ciągu zaledwie 24 godzin.
Od czerwca kancelaria ograniczyła się więc jedynie do przesłania ministerstwu kultury "roboczej wersji raportu analizującego przypadki publicznego używania określenia 'polskie obozy', wskazania instrumentów prawnych pomocnych w ochronie reputacji i dobrego imienia Polski oraz przedstawienia orzecznictwa w tym sprawach sądów krajowych i trybunałów międzynarodowych".
Działania te są jednak niewystarczające i nie przyczyniły się do spadku liczby podobnych incydentów. Jakie są więc plusy współpracy rządu z kancelarią Dentons? Pytanie to zadaliśmy zarówno Kancelarii Prezesa Rady Ministrów jak i Ministerstwu Kultury, ale pozostało ono bez odpowiedzi.
Obywatele bronią dobrego imienia Polski na własną rękę
Huczne zapowiedzi o pozyskaniu w ubiegłym roku silnego i aktywnego sojusznika po stronie odkłamywania historii nie mają odbicia w rzeczywistości. Po interwencjach polskich ambasad nieprawdziwe określenia są poprawione, jednak wciąż nikt nie ponosi za nie konsekwencji. Ciągłe upominanie i wysyłanie próśb o sprostowanie może więc trwać wiecznie.
Potwierdza to również fakt oddolnego zaangażowania w ten proces organizatorów akcji "German Death Camps". Grupa młodych ludzi wzburzona zachowaniem m.in. niemieckiej stacji ZDF musiała wziąć sprawy w swoje ręce. W tym przypadku przeprosiny za napisanie nieprawdy ukazały się bowiem w jednej z zakładek na samym dole strony internetowej, a dodatkowo pod nic nie mówiącym przeciętnemu czytelnikowi tytułem.
Ponieważ interwencje po stronie rządu są niewystarczające, Polacy sami zbierali środki na specjalny objazd po Europie. Z mobilnym banerem odkłamującym nieprawdziwe określenia odwiedzili m.in. siedziby instytucji Unii Europejskiej w Brukseli, Wielką Brytanię i przede wszystkim Niemcy.
- Chociaż od pewnego czasu jesteśmy czynnie zaangażowani w walkę z używaniem terminu "polskie obozy zagłady", nigdy nie słyszeliśmy, aby kancelaria Dentos podejmowała w tej kwestii jakiekolwiek konkretne działania. Również w ramach naszej aktywności nie mieliśmy z tą instytucją żadnej styczności - zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską Kamil Rybikowski, jeden z organizatorów "German Death Camps". Ciężko jednak jednoznacznie stwierdzić, czy bierność ta wynika z braku zaangażowania samej kancelarii, czy niepojawienia się ze strony rządu ani jednej prośby o interwencję.
Kwestię poprawnego nazewnictwa obozu Auschwitz już 10 lat temu uregulował Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO. Podczas posiedzenia w Nowej Zelandii zapadła wówczas decyzja o nadaniu brzmienia: "Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945)".