Oficjalnie zakazali, nieoficjalnie przyjmują
Wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi Jarosław Kalinowski uważa, że zakaz importu polskiej wołowiny do niektórych krajów nie zrujnuje polskiego przemysłu mięsnego. Przyznał jednak, że sektor ten zanotuje straty, gdyż w zeszłym roku na rynki państw, które przestały sprowadzać naszą wołowinę, wyeksportowano około 20 tysięcy ton tego mięsa.
Całkowity zakaz importu wołowiny z Polski wprowadziły Ukraina, Łotwa, Litwa i Estonia. Częściowe ograniczenia w imporcie zastosowała Rosja i Rumunia. Działania te związane są z ujawnieniem w naszym kraju pierwszego przypadku choroby szalonych krów.
Tymczasem, mimo tych obostrzeń, odprawy towarów na naszej wschodniej granicy odbywają się bez zakłóceń. Krystyna Urbańska z departamentu służby celnej Ministerstwa Finansów powiedziała w środę, że na granicy nie ma żadnych problemów, związanych z eksportem mięsa - nie ma kolejek ani przypadków zawrócenia transportów z granicy.
Minister Kalinowski podkreślił, że nie należy dziwić się reakcji tych państw. Kiedy na Zachodzie wystąpiło BSE, my zareagowaliśmy podobnie - powiedział.
Dodał, że ma nadzieję, iż po działaniach polskich władz - miedzy innymi międzyresortowego zespołu, którego wicepremier jest szefem, granice dla polskiej wołowiny zostaną ponownie otwarte. (reb)