ŚwiatOficer Wehrmachtu: staram się ratować każdego

Oficer Wehrmachtu: staram się ratować każdego

"Staram się ratować każdego" - to tytuł
zbioru listów Wilma Hosenfelda, oficera Wehrmachtu, który podczas
wojny i okupacji ratował Polaków i Żydów. Pomagał m.in.
Władysławowi Szpilmanowi. Książka trafiła do księgarń.

Oficer Wehrmachtu: staram się ratować każdego
Źródło zdjęć: © AFP

Z listów i dziennika Hosenfelda wyłania się obraz ewolucji duchowej. To droga niemieckiego patrioty, początkowo zafascynowanego ideologią narodowosocjalistyczną i dumnego z militarnych sukcesów swego kraju, który powoli, będąc świadkiem terroru i barbarzyństwa okupacji Polski oraz dokonywanej tu eksterminacji Żydów staje się antyfaszystą. Wstydzi się, że jest Niemcem, już w 1942 roku przewiduje klęskę III Rzeszy - mówił prof. Tomasz Szarota podczas promocji książki.

Profesor Szarota przypomniał, że jeszcze w czasie premiery filmu "Pianista" krytykowano Polańskiego za przedstawienie postaci Hosenfelda jako "dobrego Niemca". Tomasz Raczek we "Wprost" zastanawiał się, jakie były prawdziwe motywy ratowania Szpilmana. Może Hosenfeld próbował zrobić interes, zapewnić sobie alibi na wypadek przegrania wojny? - spekulował. Listy i dziennik Hosenfelda odnaleziono dopiero w 2005 roku. Teraz nie można mieć już żadnych wątpliwości, że Hosenfeld był przyzwoitym człowiekiem, wręcz bohaterem - powiedział Szarota.

Listy i pamiętnik odnalazły w rodzinnym schowku dzieci Hosenfelda. Bardzo uczuciowo związany z rodziną Hosenfeld pisywał do domu niemal co tydzień. Adresatką większości listów jest żona, wiele miało trafić do rąk syna Helmuta, który walczył w Wehrmachcie na froncie wschodnim. Tajemnicą pozostanie, czemu Annemarie Hosenfeld nie zdecydowała się na ujawnienie tych dokumentów nawet przed własnymi dziećmi.

Przyjaźnił się z Polakami

Hosenfeld urodził się w 1895 roku, we wsi Mackenzell w pruskiej prowincji Hesja-Nassau. Jako 19-latek trafił na front I wojny światowej. Potem ożenił się i rozpoczął pracę jako nauczyciel w niewielkim niemieckim miasteczku. W 1933 roku zaczął sympatyzować z ruchem narodowosocjalistycznym, w sierpniu 1935 roku wstąpił do NSDAP. Już dwa lata później odczuwał wątpliwości, co do słuszności swojej decyzji, gdy partia zaangażowała się w walkę z Kościołem. Hosenfeld był wierzącym i praktykującym katolikiem.

We wrześniu 1939 roku został zmobilizowany. Najpierw nadzorował budowę obozu jenieckiego w Pabianicach, potem przydzielono mu stanowiska związane ze szkoleniami sportowymi żołnierzy Wehrmachtu. Pracował m.in. w Węgrowie, Jadowie, Warszawie. Od samego początku wbrew zakazom przyjaźnił się z Polakami, starał się im pomagać, był przerażony niemiecką polityką okupacyjną. Uczył się polskiego, jako jedyny chyba niemiecki oficer uczestniczył co niedziela w polskich mszach. W listach do żony widać narastające przerażenie okrucieństwem własnych rodaków, sympatię wobec okupowanych.

Powoli dociera do Hosenfelda, jakie są plany Niemców wobec Żydów. "Czy Niemiec może się jeszcze pokazać gdziekolwiek na świecie? Czy za to umierają na froncie nasi żołnierze? (...) Człowiek zadaje sobie pytanie, czy odpowiedzialni za to ludzie są jeszcze normalni?" - kończy relację z lubelskiego getta w liście do syna z lata 1942 roku. "Popełniając ten straszliwy masowy mord na Żydach przegraliśmy wojnę. Sprowadziliśmy na siebie nie dającą się zmyć hańbę, wieczną klątwę. Wstydzę się wychodzić na miasto, każdy Polak ma prawo spluwać na nasz widok" - pisze rok później, oglądając ruiny warszawskiego getta.

Hosenfeld stara się pomagać, choć jego możliwości wobec rozmiarów tragedii są nikłe. W listach opisuje, jak dzieli się posiłkami z głodującymi dziećmi, próbuje powściągać okrucieństwo swoich podwładnych. Wiadomo że zatrudniał w podległych sobie placówkach zbiegłych więźniów i ukrywających się Polaków, załatwiał fałszywe dokumenty.

Znamy tylko drobny fragment tego rozdziału działalności Hosenfelda, nie mógł o tym pisywać w listach ze względu na cenzurę. Szczegółowo znamy właściwie tylko relację Władysława Szpilmana, którego Hosenfeld odnalazł ukrywającego się na strychu jednej z warszawskich kamienic w zimie 1944/1945 roku i przez kilka tygodni przynosił mu jedzenie. Wiadomo jednak, że uratował więcej osób, m.in. Leona Warczyńskiego, Józefa Kufirskiego, rodzinę Pacanowskich.

Po wojnie Wilm Hosenfeld trafił do radzieckiej niewoli. Nie przyznawał się do zarzucanych mu zbrodni wojennych, co tylko zaostrzyło represje. Uratowani przez niego Żydzi - Leon Warczyński i Władysław Szpilman - próbowali interweniować w jego sprawie, co nie dało żadnych efektów. Hosenfeld zmarł po siedmiu latach radzieckich więzień i obozów, w sierpniu 1952 roku, w wieku 57 lat.

Książkę "Staram się ratować każdego" opublikowało wydawnictwo Rytm.

Źródło artykułu:PAP
literaturaniemcypolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)