InnowacjeOfiar Czarnobyla nie da się zliczyć?

Ofiar Czarnobyla nie da się zliczyć?

Raport organizacji International Agency for Research of Cancer mówi, że 0,01% wszystkich przypadków raka może być skutkiem promieniowania po awarii czarnobylskiej - powiedział Wirtualnej Polsce dr Stanisław Latek z Państwowej Agencji Atomistyki.

Ofiar Czarnobyla nie da się zliczyć?
Źródło zdjęć: © AFP

26.04.2006 | aktual.: 26.04.2006 15:28

Zobacz także galerie:

Obraz
Obraz
Obraz

Ile ofiar pochłonęła awaria elektrowni atomowej w Czarnobylu? Światowa Organizacja Zdrowia mówi o 9 tys. zgonów spowodowanych m.in. napromieniowaniem, ale to dane szacunkowe. Co podają inne szacunki?

Dr Stanisław Latek: Szacunków i opracowań na temat liczby ofiar jest bardzo wiele. Wydają je poważne agencje, różne stowarzyszenia i każdy podaje inne dane. Ostatnio byłem na konferencji, na której prezentowany był raport Forum Czarnobylskiego, powołanego z inicjatywy Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Z raportu wynika, że wskutek promieniowania śmierć poniosło około 50 osób bezpośrednio związanych z gaszeniem pożaru po katastrofie i zmarłych w następnych latach na chorobę popromienną. W statystykach ujęto również przypadki dziesięciorga dzieci zmarłych na raka tarczycy. Podaje się również, że około 4 tysiące osób w przyszłości zachoruje na choroby nowotworowe wywołane skutkami napromieniowania. Szacunki te dotyczą głównie 600 tys. mieszkańców terenów bezpośrednio narażonych na skutki awarii, czyli Ukrainy, Rosji i Białorusi.

Obraz

Jaki wpływ miała awaria czarnobylska na zdrowie Polaków? Czy da się to w jakiś sposób określić?

- Na ten temat również jest nieco rozbieżności. Prof. Janusz Nauman, który prowadził badania we wschodniej Polsce, w okolicach Białegostoku, badał zachorowalność na raka tarczycy i na inne nowotwory, które mogły wynikać z napromieniowania. Nie stwierdził wzrostu zachorowalności. Ostatnio za to pojawił się raport organizacji International Agency for Research of Cancer, z którego wynika, że 0,01% wszystkich przypadków raka może być skutkiem promieniowania po awarii czarnobylskiej. W skali Europy, czyli według raportu krajów oprócz Ukrainy, Białorusi i Rosji, możemy mówić o 4 tysiącach przypadków zachorowań.

Niektórzy mówią, że niewielkie dawki promieniowania są dobre dla organizmu, że organizm wyzwala wtedy zdolności obronne. Istnieją badania, które podają, że osoby narażone na nieduże promieniowanie, jak operatorzy elektrowni lub niektórzy radiolodzy, żyją dłużej. Ale z obliczeń polskich naukowców wynika, że rocznie może dochodzić u nas do 34 zgonów z powodu napromieniowania. W pierwszym roku po awarii elektrowni statystyczny Polak otrzymał dawkę 0,3 milisiwerta (mSv) promieniowania, a w ciągu życia otrzyma o 0,9 mSv większą od tła naturalnego i stąd ten efekt kilkudziesięciu zgonów rocznie. Tymczasem na nowotwory złośliwe każdego roku w Polsce umiera około 70 tysięcy Polaków.

Obraz

Czy podawanie jodu w płynie Lugola uchroniło nas przed wpływem radioaktywnego pyłu?

- Był czas, gdy inicjatorzy tej akcji uważali to za ogromne osiągnięcie. Chwalono się, że podano płyn 18 milionom Polaków, głownie dzieciom. Cała akcja na pewno była trochę spóźniona, między innymi ze względów politycznych, ale należy też pamiętać, że elektrownia w Czarnobylu emitowała promieniowanie przez 10 dni. Jod wprowadzony do organizmu blokował dostęp jodowi radioaktywnemu. Uważano, a niektórzy nadal twierdzą, że podanie płynu Lugola zmniejszyło skutki promieniowania, szczególnie jeśli porówna się nasze statystyki ze statystykami z Białorusi. Teraz niektórzy naukowcy, jak prof. Zbigniew Jaworowski, twierdzą, że akcja była niepotrzebna. Moim zdaniem dobrze się stało, że ją przeprowadzono, ponieważ w scenariuszach na wypadek katastrofy jądrowej nadal zakłada się podawanie nieaktywnego jodu.

Obraz

Kiedy w Prypeci, Czarnobylu i na terenach najbardziej skażonych będą mogli zamieszkać ludzie? Kiedy promieniowanie radioaktywne wróci tam do normy?

- Sporo ludzi tam wciąż mieszka, jest przecież ekipa zatrudniona przy pracach w elektrowni. Niektórzy wysiedleni mieszkańcy strefy wracają, by - jak pisze prasa - umrzeć. Te wysiedlenia były też jednym z powodów wielu zgonów, szczególnie wśród osób starszych, wykorzenionych ze swoich chałup, oderwanych od bliskich. Ale żeby można było spokojnie mieszkać na tych napromieniowanych terenach, musi upłynąć wiele lat. Głównym pierwiastkiem promieniotwórczym, który wydostał się z reaktora, jako produkt rozszczepienia uranu, był cez. Ma on 30 lat półokresu rozpadu, co znaczy, że po tym czasie będzie go o połowę mniej. W praktyce jest lepiej niż mówi fizyka, ponieważ cez dobrze wchłania się w glebę. Także niektóre rośliny, na przykład grzyby, wychwytują ten pierwiastek. To wszystko powoduje, że okres rzeczywisty półrozpadu ulega skróceniu. Ale trzeba co najmniej kilku takich okresów trzydziestoletnich, by tego cezu było już naprawdę mało. A są też takie miejsca, gdzie znaleziono inne izotopy, jak na przykład pluton i
różne ciężkie pierwiastki, które mają jeszcze dłuższy czas rozpadu. Na szczęście są to punkty, które można odpowiednio zabezpieczyć. Moim zdaniem bezpiecznie będzie można żyć na terenach najsilniej skażonych po katastrofie czarnobylskiej dopiero po 200-300 latach.

Z dr. Stanisławem Latkiem rozmawiał Mariusz Nowik, Wirtualna Polska.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ukrainaczarnobylawaria
Zobacz także
Komentarze (0)