Rosja otworzy nowy front? "To, co mieli, już przerzucili na wojnę"
Według analityków Instytutu Badań nad Wojną (ISW), kontrofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy "zauważalnie rozwija się na południu i wschodzie kraju". Potwierdzeniem ich słów miały być ruchy ukraińskich wojsk w kilku kierunkach w zachodniej części regionu Chersonia i zabezpieczenie terytorium za rzeką Siewierski Doniec w obwodzie donieckim. Zdaniem wojskowych ekspertów, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, nie oznacza to jednak, że będziemy w najbliższym czasie świadkami przełomu na froncie, a czekają nas walki na "wyniszczenie i wyczerpanie".
Analitycy ISW w ostatnim raporcie prognozują, że "tempo kontrofensywy prawdopodobnie może zmienić się dramatycznie z dnia na dzień". Stanie się tak w przypadku, gdy "siły ukraińskie będą nadal pozbawiać Rosjan niezbędnych dostaw, zakłócać ich dowodzenie i osłabiać morale".
W poniedziałek mija siedem dni od rozpoczętego w ubiegłym tygodniu kontrnatarcia oddziałów ukraińskich na południu kraju. Według ostatnich doniesień spod Chersonia Rosjanie wycofali się na ponad 5 km na południe od miasteczka Wysokopilla, które dowództwo sił ukraińskich ogłosiło jako wyzwolone. O wyparciu Rosjan mówi się też w przypadku dwóch innych miejscowości: Liubymiriwki i Chreszczeniwki. Ukraińcy mają być blisko odcięcia rosyjskiej załogi w rejonie Archanelskim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według płk Andrzeja Kruczyńskiego, byłego oficera GROM-u, uczestnika działań specjalnych i misji zagranicznych, obecna sytuacja nie wskazuje jednak – tak jak to sygnalizują analitycy ISW – że dojdzie do przełomu na froncie.
- Jesteśmy świadkami drobnych postępów ukraińskiej armii. Oczekiwania ze strony prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego i ukraińskiego społeczeństwa zapewne były większe. Dowództwo jednak twardo stąpa po ziemi i zna najlepiej realia. Nie sztuką jest rzucić się na przeciwnika, opanować teren, wykrwawić się, by później się wycofać na kilkanaście bądź kilkadziesiąt kilometrów. Zdrowy rozsądek powinien być zawsze na pierwszym miejscu – mówi Wirtualnej Polsce płk Andrzej Kruczyński.
"Wojna na wyniszczenie i wyczerpanie"
Jego zdaniem, nie powinniśmy oczekiwać, że Ukraina "wgryzie się w głąb rosyjskich pozycji". - Do takiej sytuacji mogłoby dojść, gdyby armia Putina zaczęła się wycofywać. A nie może. Nie taki jest rozkaz z Kremla. Poleciałyby następne głowy w rosyjskim dowództwie – uważa płk Kruczyński.
Z kolei w opinii gen. Romana Polko, byłego szefa GROM i b. zastępcy Biura Bezpieczeństwa Narodowego, trwa cały czas faza wojny na wyniszczenie i wyczerpanie.
- Żadna ze stron nie ma takiej przewagi, która pozwalałaby na prowadzenie ofensywy na większą skalę. Ukraińcy jednak pokazują "zęby" przeciwnikowi. Udowadniają, że mogą atakować na większych odległościach. Skutecznie niszczą potencjał zbrojny Federacji Rosyjskiej. Zapewne będzie to nadal trwać tygodnie i miesiące. Kluczowe jest to, by Ukraina miała czym walczyć. Jeśli potencjał dostaw z Zachodu będzie rósł, to potencjał Putina na froncie będzie maleć – uważa gen. Roman Polko.
Według najnowszej analizy ISW Rosjanie od czasu do czasu kontratakują, odzyskują część utraconego terenu, przeprowadzają zaciekłe ataki artyleryjskie i powietrzne na wyzwolone osady oraz nacierające wojska ukraińskie. "Siły ukraińskie poczyniły na tyle znaczne postępy, że zaczęły się pojawiać bardziej realistyczne komentarze rosyjskich blogerów, którzy do tej pory bardzo mocno trzymali się retoryki optymistycznej dla Kremla" – twierdzą analitycy ISW. W mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się głosy, że Rosjanie mogą próbować otworzyć nowy odcinek linii frontu, by ściągnąć tam uwagę Ukraińców i przyciągnąć jej wojska.
"Rosjanie rzucili na front wszystko co mieli"
Zdaniem rozmówców Wirtualnej Polski, taki scenariusz jest praktycznie niemożliwy. - Rosjanie mają coraz większe kłopoty, by "dosypywać" przeszkolonych żołnierzy na front. W pierwszej kolejności zostały tam rzucone tzw. jednostki liniowe, które w dużym procencie zostały przez ukraińską armię zlikwidowane. Straty idą w tysiące zabitych żołnierzy, dodatkowo są też tysiące rannych, niezdolnych do walki. Większą motywację do dalszych walk mają zdecydowanie Ukraińcy, którzy walczą za swój kraj, rodziny, zmarłych i za lepszy byt – mówi płk Andrzej Kruczyński.
I jak dodaje, Rosjanie nie są w stanie otworzyć dodatkowego frontu na innym odcinku. - Wygląda na to, że linia frontu będzie się z każdym dniem pomniejszała, a nie zwiększała. Ten 1200-, 1300-kilometrowy odcinek, na którym toczą się walki, naraża Rosjan na ciągłe ukraińskie ofensywne działania i aktywność partyzantki. Pamiętajmy jednak, że gdyby Ukraina chciała przeprowadzić "książkową ofensywę", ich siły powinny być minimum trzy razy większe od Rosjan. Dlatego walczą racjonalnie: odcinają armię Putina od logistyki, dostaw sprzętu i niszczą mosty oraz uderzają w składy amunicji. W obecnych warunkach Ukraina działa po mistrzowsku. Punktowo osłabia rosyjskie wojska, zniechęcając ją do dalszych działań i obniżając morale wśród żołnierzy – uważa płk Andrzej Kruczyński.
W podobnym tonie wypowiada się były szef GROM gen. Roman Polko. - Rosja rzuciła na front praktycznie wszystko, co ma. A dodatkowo musi utrzymać zdobycze w Donbasie. Jest im coraz ciężej, bowiem po miesiącach walk spada Rosjanom morale. Do tego Ukraina skutecznie uderza na tyły ich wojsk. Logistyka i zaopatrzenie stały się piętą achillesową Rosjan. Putin w rozpaczliwy sposób werbuje ludzi do armii, dokonując poboru na okupowanych terenach w Donbasie. Buduje armię niewolników, bandytów i najemników, która dobrze nie rokuje. Jeśli zobaczą, że zysk jest niewspółmiernie niski do ryzyka, które ponoszą, to nie będą się angażować w zaciekłe walki – ocenia gen. Roman Polko.
I jak podkreśla, Ukraina pokazuje, że potrafi bardzo dobrze walczyć. - Zgodnie ze sztuką wojenną, Rosjanie, którzy bronią się w rejonie Chersonia, teoretycznie mają przewagę. Jeśli Ukraina chciałaby przeprowadzić "książkową" ofensywę, musiałaby zgromadzić znacznie większe siły, by odnieść sukces na polu walki. Ale konsekwentne ataki w połączeniu z działaniami ukraińskiej partyzantki mogą w dłuższej perspektywie czasowej zadać poważne ciosy Rosjanom. Do tego, żeby Putin zrozumiał, że nie opłaca mu się walczyć w Ukrainie, władze w Kijowie nie potrzebują widowiskowej i szybkiej ofensywy, ale rozsądnych kontrataków – komentuje gen. Roman Polko.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski