"Odwrócone" porwanie rodzicielskie: ośmioletniego Olka porwała matka
Gdy rodzice się kłócą, najbardziej cierpi ich potomstwo. Najczęściej to ojcowie nie przebierają w środkach, żeby zabrać dzieci matkom. Tym razem to matka porwała syna ze szkoły i wbrew wyrokowi sądu nie chce zdradzić, gdzie przebywa chłopiec. "Kto weźmie na siebie odpowiedzialność, jeżeli okaże się, że kolejny rodzic skrzywdził własne dziecko, tylko po to, aby uniemożliwić drugiemu kontaktu z nim?"
Za pomoc w ustaleniu miejsca pobytu 8-letniego Olka rodzina wyznaczyła nagrodę w wysokości 10 tys. zł. Jak mówi ojciec dziecka, Damian Cz., to akt rozpaczy, bo ani sąd, ani policja, mimo wielu podejmowanych wysiłków, nie są w stanie ustalić, gdzie znajduje się chłopiec.
- Chcę pomóc polskiemu wymiarowi sprawiedliwości, który ze względu na brak przepisów w zakresie uprowadzeń i porwań rodzicielskich, nie jest w stanie poradzić sobie z tego typu sprawami - powiedział Damian Wirtualnej Polsce.
Aleksander urodził się w sierpniu 2011 r. w Szczecinie. Krótko potem jego rodzice zamieszkali w niemieckiej przygranicznej miejscowości niedaleko Szczecina. Chłopiec chodził w Niemczech do przedszkola, a później do tamtejszej szkoły.
Pod koniec sierpnia 2018 r. Olek poszedł do drugiej klasy. W trzecim dniu nauki, 22 sierpnia mama Olka, Katarzyna Cz., nie informując o tym ojca dziecka, zabrała go w trakcie lekcji i wyjechała z nim do Warszawy. Tam Olek chodził do szkoły podstawowej w Wilanowie.
"Nie chodzi do szkoły"
Damian Cz. miał jeszcze wtedy z synem kontakt telefoniczny. Złożył w Sądzie Okręgowym w Warszawie wniosek o nakazanie powrotu chłopca do jego poprzedniego miejsca zamieszkania. Sąd wydał takie postanowienie w październiku 2018 r. - Zaraz po tym Aleksander przestał chodzić do szkoły - twierdzi ojciec.
Katarzyna Cz. odwołała się od decyzji sądu. Na początku stycznia 2019 r. sąd oddalił apelację i nakazał, aby w terminie 14 dni Olek powrócił do poprzedniego miejsca zamieszkania w Niemczech. Ponieważ nie doszło do tego, w marcu 2019 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał postanowienie o przymusowym odebraniu Olka od mamy przez kuratora.
Damian twierdzi, że od tej pory jego żona przestała odbierać telefony i całkowicie stracił kontakt z synem. Olek nie otrzymał ze szkoły podstawowej w Wilanowie klasyfikacji do trzeciej klasy. Wszystko wskazuje na to, że nie chodzi już do żadnej szkoły. Matka zmienia kolejne miejsce zamieszkania.
- Zaczęła się ukrywać po całej Polsce. Wiadomo, że po pobycie w Warszawie, przeniosła się do Rzgowa, mieszkała też w Katowicach, Ustroniu, Bielsku-Białej, Bełchatowie, a potem w Gorzowie Wielkopolskim - mówi Wirtualnej Polsce Damian Cz.
Uznany za zaginionego
W lipcu 2019 r. policja ze Rzgowa doprowadziła Katarzynę Cz. do Sądu Okręgowego w Warszawie. Miała wskazać miejsce pobytu dziecka. Kobieta odmówiła. W listopadzie ubiegłego roku 8-letni Aleksander Cz. został zaklasyfikowany jako zaginione dziecko i wpisany do Systemu Informacyjnego Schengen.
W ubiegły czwartek Katarzyna pojawiła się na kolejnej rozprawie rozwodowej. Policja ze Szczecina zatrzymała kobietę i doprowadziła ją ponownie do Sądu Okręgowego w Warszawie. Jednak po raz kolejny odmówiła podania miejscu pobytu syna i... została wypuszczona.
"Jestem Polakiem"
Katarzyna Cz. założyła na Facebooku grupę "Nie zabierajcie Olka". Pisze w niej, że syn ma zostać zabrany przez rodzinę zastępczą z Niemiec. Kobieta publikuje też krótkie filmiki, na których chłopiec mówi np. "Jestem Polakiem, chcę mieszkać w Polsce z mamą i kocham mamę".
Zwróciliśmy się do Katarzyny Cz. z naszymi pytaniami, ale mimo kilkukrotnych próśb, nie odpowiedziała. Napisała jednak w internecie petycję do Prezydenta RP, Ministra Sprawiedliwości i Rzecznika Praw Obywatelskich o to, aby nie zabierano jej dziecka.
"Jesteśmy Polakami - Olek, ja (mama) oraz jego tata. Mamy wyłącznie polskie obywatelstwo. W Niemczech mamy nieruchomość. Jestem w trakcie sprawy rozwodowej. (...) Obecnie mam prawomocny wyrok nakazujący powrót dziecka do Republiki Federalnej Niemiec. W tym landzie, w którym mamy nieruchomość, w sytuacji konfliktowej rodziców dzieci zabiera pod opiekę rodziny zastępczej Jugendamt" - pisze w petycji Katarzyna Cz. Do czwartku petycję podpisało blisko 300 osób.
Rzecznik odmawia interwencji
Kobieta już wcześniej odwołała się do Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara. Ten po przestudiowaniu akt sprawy, odpowiedział, że "nie znalazł podstaw do wniesienia skargi kasacyjnej".
Rzecznik napisał pismo, w którym podkreśla, że stałym miejscem pobytu dziecka były Niemcy, a chłopiec został wywieziony do Polski "wbrew woli ojca". Adam Bodnar podkreśla, że nie doszło do naruszenia art. 13 punkt b konwencji haskiej, a więc "nie zachodzi ryzyko, że powrót dziecka do Niemiec naraziłby je na szkodę fizyczną lub psychiczną".
"W biurze rzecznika nie została złożona żadna dokumentacja wskazująca, że dziecko po powrocie do Niemiec zostanie umieszczone w rodzinie zastępczej" - pisze Rzecznik Praw Obywatelskich.
"Dziecku nic nie grozi"
Ojciec dziecka zapewnia, że nie mowy o przekazaniu syna rodzinie zastępczej z Niemiec, a ta historia została wymyślona przez matkę Aleksandra. Aby to udowodnić, Damian Cz. uzyskał od Jugendamtu potwierdzenie, że dziecku nic nie grozi.
W poświadczonym notarialnie tłumaczeniu pisma na jęz. polski okręgowy pracownik socjalny napisał: "Urząd ds. Młodzieży nie widzi żadnego powodu, aby wziąć pana syna pod opiekę lub umieścić go w rodzinie zastępczej. Urząd ds. Młodzieży w pańskiej sprawie był tylko jednostką doradczą i może panu zaoferować pomoc i wsparcie, po złożeniu wniosku osoby uprawnionej do opieki nad dzieckiem, zgodnie z Księgą Socjalną VII".
- Gdyby mojemu dziecku groziło odebranie przez Jugendamt, nigdy bym nie walczył o jego powrót do Niemiec - mówi Damian - Nie mógłbym działać na niekorzyść dziecka i własną - dodaje.
Brak przepisów prawa?
- Jeździliśmy konno, graliśmy na pianinie, tańczyliśmy do "Just Dance" na Nintendo. Chodziliśmy do szkoły, na aikido, piłkę nożną, wspólnie gotowaliśmy i podróżowaliśmy po świecie. Wieczorami oglądaliśmy niebo przez teleskop. Olek chciał być astronautą, ja pisałem doktorat z wykorzystania promieniowania w kosmosie – opowiada nam zrozpaczony ojciec.
- Matka dziecka powinna respektować wyroki sądów. Z kolei organy ścigania nie powinny wierzyć rodzicom na słowo, że ich dziecko jest całe i zdrowe, nie weryfikując tego. Kto weźmie na siebie odpowiedzialność, jeżeli okaże się, że kolejny rodzic skrzywdził własne dziecko, tylko po to, aby uniemożliwić drugiemu kontaktu z nim? - pyta wynajęty przez ojca detektyw Bartosz Weremczuk, który obecnie zajmuje się sprawą zaginionego Olka.
Detektyw wskazuje, że w polskim prawie nie ma żadnych rozwiązań, które chroniłyby dziecko w sytuacji porwań rodzicielskich. Nie ma też żadnego nadzoru nad rodzicami, którzy dopuszczają się alienacji rodzicielskiej, a w interesie państwa jest dbanie o życie i zdrowie swoich obywateli.