Zrozumiałbym, gdyby Polska przestała wpuszczać Ukraińców bez szczepień. Bo nasi ludzie zostaliby zmuszeni, by to robić. I uratowalibyśmy wiele żyć. U nas i u was – mówi dr Fedir Łapij z Akademii Medycznej w Kijowie, członek ukraińskiego sztabu operacyjnego ds. zachorowań na odrę.
Piotr Andrusieczko: Czy Ukraina nie radzi sobie z opanowaniem ognisk odry?
Dr Fedir Łapij: - Odrę można eliminować. Ale eliminacja to nie likwidacja. To ważne, żeby nie mieszać tych dwóch pojęć. Eliminacja to obniżenie poziomu zachorowań oraz brak cyrkulacji miejscowego wirusa odry. Ukraina nie osiągnęła takiego poziomu eliminacji jak kraje UE. Na tym froncie ponieśliśmy porażkę, i to już dawno temu.
Kiedy to się zaczęło?
Już w 2001 r. odnotowaliśmy wzrost zachorowań na odrę. Taki wzrost powtarza się co pięć lat - pytanie tylko: jaka będzie ostateczna liczby chorych. W 2008 r., żeby ograniczyć wzrost zachorowań, władze zaplanowały dodatkową kampanię szczepień wśród osób w wieku 16-29 lat. Skończyła się porażką. Zawalili politycy, ale dała też o znać słabość wspólnoty medycznej - okazaliśmy się niegotowi na tego typu wyzwanie.
Efekt?
Wzrost zachorowań w latach 2011 - 2012. Mówiliśmy wtedy, że kolejny wybuch będzie miał miejsce za około pięć lat. Przyszedł 2017 r. i zaczęły pojawiać się zarażenia. Przewidzieliśmy, że szczyt nastąpi w 2018 r. I ten rok jest rekordowy. Myślę, że do końca grudnia zanotujemy nawet 50 tys. przypadków odry. Takiej liczby chorych nie ma w żadnym kraju UE.
Ukraińcy oczywiście podróżują. Sprzyja temu zniesienie wiz, wielu pracuje za granicą - w Polsce, Portugalii, Włoszech. I dlatego wirus może zostać zawieziony do innych państw. Zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji. Wielu międzynarodowych ekspertów jeszcze przed zniesieniem dla Ukrainy wiz mówiło, że sytuacja związana z infekcjami i szczepieniami na Ukrainie to dla UE kwestia bezpieczeństwa i może być jedną z przyczyn, które przeszkodzą dalszej eurointegracji Ukrainy.
Czyli podstawową przyczyną wzrostu zachorowań jest brak szczepień?
- Tak. Dopiero w ostatnich dwóch latach mamy dostateczną liczbę szczepionek. Nie ma już takich problemów jak w latach 2013 - 2014. Ale, jak mówią, choroba bardzo dobrze rozstawia kropki nad i. Wiele zależy od odpowiedniej komunikacji, przygotowania lekarzy. Ale niestety najlepiej pomaga w walce z odrą to, że ta choroba przyszła i ludzie ją widzą.
Wczoraj przyszli rodzice z dzieckiem, które chorowało w maju na odrę, bo rodzice go nie szczepili. Zapytałem ironicznie, czy im się podobało. Odpowiedzieli, że broń Boże nie, i choć była średniej ciężkości, nie chcą powtórki z inną chorobą. I teraz już będą szczepić dziecko.
Ale ludzie wciąż różnie reagują. W ubiegłym tygodniu zaproszono mnie do radia. Telefonowała słuchaczka z Krzywego Rogu i powiedziała: "Wy to wszystko wymyśliliście. Żadna odra nie istnieje. Nikt nie umiera. Wam po prostu chodzi o sprzedaż szczepionek".
W Polsce są aktywni zwolennicy ruchu antyszczepionkowego.
- Na Ukrainie jest ich więcej.
To poważny problem?
- Tak, to niebezpieczne. Ale w Polsce mniej niż u nas. Antyszczepionkowcy działający w krajach UE nie są tak niebezpieczni, jak na Ukrainie.
Dlaczego?
Wiążę to z lepszym przygotowaniem polskich pracowników medycznych. U nas wpływ antyszczepionkowców jest wzmacniany często przez samych naszych pracowników medycznych. To jest ogromny problem. Wielu profesorów, akademików, nie zna języka angielskiego. Jeśli wyjeżdżają na konferencje międzynarodowe, to bardziej przypomina to turystykę, a nie aktywny udział w obradach, zdobywanie nowych informacji i utrzymywanie kontaktów z zagranicznymi kolegami. A ci ludzie i tak często pozostają liderami opinii.
To problem całego obszaru byłego ZSRR, ale jeśli porównać Ukrainę z innymi, to u nas sytuacja jest lepsza, bo my o tych problemach głośno mówimy. W innych postsowieckich krajach lekarzom zamyka się usta. Rysuje się odpowiednie cyfry.
Rzeczywiście są lekarze, którzy występują przeciwko szczepieniom?
- Dziwne, ale tak. To jakby krowy występowały przeciwko sianu.. I jedna z przyczyn tego, dlaczego u nas chorują ludzie oficjalnie szczepieni. Po prostu zaświadczenia często się fałszuje. Telefonuje do mnie jedna z mam: - Przyszliśmy na wizytę do lekarza, a on mówi, że szczepionka jest zła i on nas zapisze, ale szczepić nie będzie. Takich przypadków niestety jest wiele. My o nich wiemy, próbujemy nawet zainteresować prokuraturę, ale ona nie chce się tym zajmować. Dlatego przede wszystkim staramy się rozpowszechniać informacje poprzez sieci społecznościowe, poprzez aktywnych rodziców, którzy rozumieją konieczność szczepień oraz w samym środowisku medycznym.
U nas jest dosyć silny ruch obywatelski i z tego możemy być dumni. Przy pomocy sieci społecznościowych stworzyliśmy koalicję "Za szczepienia". Przyłączyło się już 13 organizacji obywatelskich. Mamy stronę na Facebooku "Szczepienia: pytania i odpowiedzi", która ma już ponad 30 tys. członków. Tam są lekarze i pacjenci albo po prostu zainteresowani. I moim zdaniem sytuacja zmienia się na lepsze. Przeciwstawiamy się ruchowi antyszczepionkowemu i dajemy odpowiedzi rodzicom, zwłaszcza tym, którzy mają wątpliwości.
Jak ciężką chorobą jest odra i jak można ją leczyć?
- Po pierwsze, o ile jest specjalna terapia przeciwko np. grypie, przeciwko żółtaczce, to takiej terapii w przypadku odry nie ma. Odra w Europie, gdzie nie ma głodu, gdzie dysponujemy współczesnymi systemami podtrzymywania życia, antybiotykami, pozostaje chorobą niebezpieczną. Współczynnik śmiertelności wynosi 1 na 1000. To dużo. Proszę sobie wyobrazić - na Ukrainie rodzi się 400 tys. dzieci. Bez szczepień te czterysta tysięcy wcześniej czy później powinno przejść chorobę. Jedna trzecia z nich byłaby hospitalizowana ze względu na ciężki przebieg odry, a czterysta powinno umrzeć. Kolejne 400 będzie miało porażenia systemu nerwowego i ciężkie następstwa choroby.
Jeśli mówimy o Ukrainie, to wszystkie dzieci, które umarły, nie były szczepione, bo rodzice odmówili. Ostatni przypadek z Zakarpacia to 12 letni chłopiec, który trenował karate. Nie był słabego zdrowia. Ale odra to podstępna, ciężka choroba. Pacjenci ponad tydzień zmagają się z wysoką gorączką i dochodzą komplikacje: od zapalenia płuc do zapalenia mięśnia sercowego. Na dziś mamy już zarejestrowanych 15 przypadków śmierci od początku 2018 r. Ale rzeczywista liczba jest większa.
Ile to może być realnie przypadków śmiertelnych?
Statystyka jest brutalna – skoro zachorowało 35 tys. osób, powinno umrzeć 35. Czyli gdzieś jeszcze jest 15-20 przypadków śmiertelnych, o których nie wiemy. W efekcie wygląda to oficjalnie tak, że w jednym regionie mamy przypadki śmierci, a w innym - przy takiej samej liczbie chorych - zmarłych nie ma. Dosyć śmiesznie w takich sytuacjach brzmi wyjaśnienie "nad nami czuwa Boża opatrzność". My, lekarze, dobrze wiemy, że tam gdzie liczba zgonów jest zaniżona w stosunku do liczby chorych, to oznacza, że nie wszystkie przypadki zostały zarejestrowane jako śmierć w następstwie odry.
Czyli określenie epidemia jest właściwe?
- Epidemia czy też gwałtowny wzrost zachorowań - to tak naprawdę gra słów. Wcześniej, kiedy odra była niekontrolowaną infekcją i jednocześnie zachorowało wiele osób, mogliśmy mówić o epidemii. Dzisiaj żonglerka tymi terminami to według mnie barbarzyństwo. Tak mogą spekulować politycy, czasami dziennikarze. Kiedy mamy wysoko efektywną szczepionkę, kiedy mamy plany, praktyczne przykłady eliminacji odry, to każdy przypadek, kiedy chorują jedna lub dwie osoby, to już jest katastrofa, to już jest wybuch. Reagowanie na epidemie i gwałtowny wzrost zachorowań niczym się nie różni.
Możemy zapobiec wybuchom choroby, osiągnąć odpowiedni poziom eliminacji, przeprowadzając szczepienia dwoma dawkami i tyle. A dzisiaj mamy taką sytuację, że chorują dorośli, którzy nie byli szczepieni. Czy politycy ponieśli za to odpowiedzialność? Nie, oni nadal zasiadają w parlamencie. Na tym temacie zbudowali popularność i robią to nadal.
Dwa tygodnie temu do Ukrainy przybyła partia 400 tysięcy szczepionek. Teraz mamy już 100- procentowe pokrycie szczepieniami dzieci. Natomiast jeśli chodzi o dorosłych, to szczepionki są nieobecne w obrocie komercyjnym, czyli na własną rękę szczepić się nie można. Dlatego wnioskowaliśmy również o szczepienia dla dorosłych. I mam nadzieję, że wkrótce będzie to możliwe.
Pan sam często spotyka się z przypadkami odry?
- Każdego dnia. Oprócz praktyki lekarskiej prowadzę również zajęcia na uczelni. Dzisiaj miałem wykład na temat profilaktyki w nagłych wypadkach dla chirurgów, internistów, pediatrów. I nie było lekarza, który nie spotkałby się ostatnio z przypadkiem odry. Wczoraj wieczorem telefonowali do mnie w sprawie sytuacji, kiedy lekarz przyszedł na dyżur chory - z objawami kataru. Przyjął ponad 20 pacjentów i po dyżurze pojawiła się u niego wysypka, zdiagnozowano odrę. On był w masce, ale nie mamy gwarancji, że maska ochroniła wszystkich, którzy przyszli na dyżur. Podjęto decyzję, że ten zakład medyczny obdzwania wszystkich pacjentów - proponuje przejść w trybie nadzwyczajnym szczepienia. Plus bada cały personel.
Bez przerwy spotykam się z podobnymi sytuacjami. Na przykład ktoś dzwoni, że chora na odrę kobieta urodziła dziecko. Co robić z dzieckiem, kobietą, personelem?
Co by pan poradził rodzicom w Polsce?
- Odra to ciężka choroba, od której umierają ludzie. To wyzwanie, to odpowiedzialność polityków i ważnych instytucji życia społecznego - u was na przykład Kościoła. To samo dotyczy środków masowego przekazu. Nie można na niej zbijać politycznego kapitału.
Ukraina jest w przededniu wyborów prezydenckich i parlamentarnych i już widzimy rozgrywki z nią związane [W sierpniu p.o ministra ochrony zdrowia Uljana Suprun ostrzegała przed rosyjskimi botami i trollami oraz prorosyjskimi politykami, którzy mogą rozpowszechniać nieprawdziwe informacje na temat szczepień. Kłamstwa na temat szkodliwości szczepień Suprun uznała za element wojny hybrydowej – przyp. red]. A to jest przecież kwestia bezpieczeństwa narodowego. Zamiast koncentrować się na ważnych sprawach, trzeba się zajmować pokonaniem odry. Powiem tak: wielu moich kolegów w Ukrainie pozytywnie zareagowało na sugestię, że Polska może przestać wpuszczać Ukraińców bez szczepień. I dotyczy to nie tylko odry. Naszym zdaniem to będzie stymulowało Ukraińców do szczepień - żeby móc wyemigrować albo jeździć do pracy. Bez administracyjnych metod dzisiaj ciężko nam zabezpieczyć nieświadomych Ukraińców i nieświadomych zagrożenia obywateli w UE.
Fedir Łapij. Lekarz, docent katedry dziecięcych chorób infekcyjnych i dziecięcej immunologii Akademii Medycznej im. Szułyka w Kijowie. Członek sztabu operacyjnego ds. zachorowań na odrę, przewodniczący zarządu organizacji "Rodzice za szczepieniami".
Piotr Andrusieczko. Korespondent "Gazety Wyborczej" w Ukrainie. Współpracuje z "Outriders", radiem Tok FM, "Nową Europą Wschodnią". Relacjonował wydarzenia na Majdanie w 2013 - 2014 r., aneksję Krymu oraz wojnę na wschodzie Ukrainy dla TVP, Polsatu, TVN oraz na łamach "Polityki" i "Tygodnika Powszechnego".