Odnaleźli obce dziecko i nie powiedzieli policji
Zarzut zatrzymania małoletniego, wbrew woli
opiekuna, postawiono kobiecie i mężczyźnie, którzy
odnaleźli siedmioletniego Borysa z nadmorskiej Ustki (Pomorskie)
- poinformował rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Słupsku
Jacek Bujarski.
06.02.2008 | aktual.: 06.02.2008 14:41
Siedmioletni Borys zaginął w sobotę 2 lutego po południu w tzw. starym centrum Ustki. Ostatni raz tego dnia chłopiec był widziany ok. godz. 15 na placu zabaw przy ul. Żeromskiego w okolicy ośrodka wypoczynkowego "Radość". Prawdopodobnie pokłócił się tam z kolegami i powiedział im, że wraca do oddalonego o 200 m domu. Ponieważ nie dotarł tam do wieczora, ok. godz. 20 jego rodzice zawiadomili policję o zaginięciu syna.
Natychmiast rozpoczęto poszukiwania, w których uczestniczyło 350 policjantów, strażaków, żołnierzy, funkcjonariuszy Straży Granicznej oraz mieszkańców Ustki. Akcje prowadzono zarówno na terenie miasta, jak i w jego okolicach oraz na morzu. Do poszukiwań użyto policyjnego śmigłowca, dwóch łodzi patrolowych oraz dwóch psów tropiących.
Borys odnalazł się w niedzielę rano, jednak nie w wyniku poszukiwań, a dzięki przypadkowemu mężczyźnie - 52-letniemu Wojciechowi W., który w sobotę ok. godz. 20 spotkał zapłakanego chłopca na jednej z ulic Ustki.
Mężczyzna zabrał Borysa do swojego domu, nakarmił i położył spać ze swoimi dziećmi. W niedzielę rano, gdy dowiedział się od chłopca, gdzie ten mieszka odprowadził go rodzinnego domu. Policję o odnalezieniu syna zawiadomiła jego matka, która kilka minut po godz. 10 przywiozła Borysa na komisariat w Ustce. Poszukiwania wówczas przerwano.
Lekarz, który badał Borysa nie stwierdził u niego żadnych obrażeń.
Wojciech W. w czasie przesłuchania nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego nie poinformował policji o odnalezieniu obcego dziecka. Wyjaśniał jedynie, że nic nie wiedział o zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach. Podobne wyjaśnienia złożyła jego życiowa partnerka 38-letnia Anna B.
To właśnie z tego powodu, po konsultacjach z prokuraturą, zdecydowaliśmy się postawić obojgu zarzut zatrzymania małoletniego, wbrew woli jego opiekuna, za co grozi do 3 lat więzienia - powiedział Jacek Bujarski.
Podejrzani nie przyznają się do zarzutu. Z ustaleń policji wynika, że dotychczas nie wchodzili oni w kolizję z prawem.
Wciąż nie wiadomo, co Borys robił i gdzie był w sobotę między godziną 15 a 20. Chłopiec cały czas jest pod opieką psychologa. Dziecko ma być wkrótce przesłuchane przez Sąd Rodzinny.