Odmawiają "mięsnych szturmów". Bunt w armii coraz głośniejszy
Bez przygotowania, sprzętu i woli walki - to obraz zmobilizowanych Rosjan, których reżim Putina wysyła na wojnę z Ukrainą. W sieci pojawiło się kolejne już nagranie do "Naczelnego Władcy Władimira Władimirowicza". Proszą o litość. Nie chcą przeprowadzać "mięsnych szturmów", bo tak sami nazywają misje bojowe.
"Podczas gdy atak najemników Jewgienija Prigożyna na Bachmut pozostaje w centrum uwagi światowych mediów, rosyjscy zmobilizowani nadal odnotowują skargi do Władimira Putina" - donosi rosyjski oddział telewizji BBC.
Przerażeni i nieprzygotowani
Zmobilizowani się buntują, ponieważ rzuca się ich do tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej prosto na front; mimo że władze obiecały im służbę w obronie terytorialnej. Niezadowoleni są także dowódcy wspomnianych republik. Powód? Zmobilizowani są nieprzygotowani, przerażeni, nie przeszli odpowiedniego szkolenia i nie zostali dobrze uzbrojeni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Liderzy ze swoich rodzimych regionów próbują uspokoić zmobilizowanych. Sądząc po stanowiskach stron; zmobilizowanych i dowództwa wojskowego separatystów; do jedności w armii rosyjskiej jest jeszcze bardzo daleko" - pisze BBC.
Zmobilizowani Rosjanie, wysłani na wojnę z Ukrainą, przekazywani są dowódcom samozwańczej DRL i ŁRL, po czym trafiają na linię frontu, gdzie ponoszą ciężkie straty. W ciągu ostatnich tygodni trzy grupy zmobilizowanych z różnych regionów Rosji nagrały wiadomości wideo ze skargami na to, co się dzieje.
Skarżyli się na dowództwo. Już nie żyją
Twierdzenia żołnierzy powtarzają się z filmu na film: muszą walczyć bronią z czasów II wojny światowej, wojsko nie ma sprzętu do rozpoznania powietrznego, a przed wysłaniem do ataku nie dostają w tej sprawie żadnych pisemnych rozkazów. Więc po śmierci wojska żaden z oficerów nie będzie za to odpowiedzialny.
Na większości nagrań twarze zmobilizowanych są zakryte. Zarówno oni, jak i ich bliscy nie chcą rozmawiać z dziennikarzami. Często ich apele kierowane do samego Putina nic nie dają. Na początku marca głośno było o zmobilizowanych z Irkucka.
Chodzi o pułk nr 1439, który na początku i pod koniec lutego nagrał wideo, w którym żołnierze zwracali się z apelem do władz rosyjskich i dyktatora Władimira Putina o przeniesienie ich do innej jednostki. Trzecie nagranie trafiło prosto do Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Kilkanaście dni później, żołnierze zginęli na froncie.
W sieci pojawiło się nowe nagranie zmobilizowanych, które opublikowano 7 marca. - My, zmobilizowani z obwodu kaliningradzkiego, murmańskiego i archangielskiego, apelujemy do Naczelnego Wodza Putina Władimirowicza Władimira. Nie mamy określonej strategii i taktyki. Wysyłają nas do szturmu. Nie ma interakcji z jednostką dowódców. Nie ma wsparcia ogniowego. Nie ma funduszy na całonocną i dzienną obserwację. Nie ma pojazdów opancerzonych. Nie ma przygotowania artyleryjskiego - mówią zmobilizowani.
Jak mówią na nagraniu żołnierze: nie jesteśmy jednostką szturmową, byliśmy szkoleni do obrony terytorialnej. - A podczas naszego pierwszego szturmu w jednym okopie zginęło sześć osób - dodał żołnierz.
Szukają "uczestnika zamieszek"
Wojskowy twierdzi także, że dowódcy im grożą.
- Przygotowują wobec nas surowe środki, w tym zamknięcie w piwnicy i prowadzenie rozmowy jeden na jeden - mówi zmobilizowany. - Chcą znaleźć "uczestnika zamieszek" (osoby, które wszczynają bunt w jednostkach - przyp. red.) - dodaje żołnierz. Na nagraniu podkreślają: każdy ma 30 lub 40 lat, mamy rodziny, dzieci, wyższe wykształcenie i pod każdym słowem podpiszemy się osobno.
Skarga dotarła do dowódcy z obwodu kaliningradzkiego. Zadzwonił do zmobilizowanych.
Mięsne szturmy - tak nazywają misje bojowe
Również ta sytuacja została opisana przez wojskowych. - Rozumiecie, że tam wszyscy zginiemy? W pierwszej albo maksymalnie drugiej bitwie? - No i co, nie jesteście pierwsi, nie jesteście ostatni - usłyszeli od dowódcy.
Jak zmobilizowani mają przeprowadzać szturm na pozycje Ukraińców? - Biegniecie tam pod ostrzałem z karabinu maszynowego. Potem bam, padacie na ziemię. Siadacie, palicie osiem papierosów, ręce wam się trzęsą, a potem wychodzicie i znowu - usłyszeli od swojego dowódcy w jednostce.
Zmobilizowani z Doniecka i Ługańska mówią o "mięsnych szturmach". Tak nazywają pierwszą misję po formalnym przeszkoleniu. Jeśli komuś uda się przetrwać pierwszą bitwę, to prawie na pewno zginie w drugiej.