Odebrali Polce dzieci, bo chciała je chronić przed mężem
Dzieci Anety K. od miesiąca wychowują rodziny zastępcze. Aneta musiała opuścić dom i zamieszkać w schronisku dla kobiet - czytamy w dzienniku "Polska". Może widywać się z dziećmi raz w tygodniu. O tym wszystkim nie zadecydował surowy sędzia, tylko pracownik pomocy społecznej. Rutynowo. Według instrukcji. Została tak potraktowana po tym, jak poprosiła o ratunek dla siebie i dzieci. Rzecz dzieje się w Sztokholmie, w Szwecji. Kraju stawianym za wzorzec, jeśli chodzi o pomoc dzieciom.
To było tuż przed świętami. Sprzątanie, prezenty, choinka - wszystko na jej głowie, bo on nawet palcem nie kiwnął. Aneta czekała na matkę, która miała przyjechać z Polski, gdy 5-letni Oliś powiedział jej, że boli go pupa. Zdenerwowała się. Przypomniała sobie, że dzień wcześniej ojciec zamknął się z nim w łazience i obcinał mu włosy. Długo tam siedzieli. W dodatku to nie było pierwszy raz. Chwyciła synka i pobiegła z nim do przychodni. Chciała rozwiać wątpliwości.
W przychodni sprawa nabrała tempa. O podejrzeniach Anety powiadomiono pracownika socjalnego. Przyjechał, zlecił obdukcję chłopca, przesłuchał matkę i natychmiast podjął decyzję o odizolowaniu dzieci od rodziców. Najmłodsze - Monika (6 lat) i Oliver (5 lat) - trafiły do starszego małżeństwa mieszkającego na prowincji 180 km od Sztokholmu. Anita (13 lat) i Paulina (11 lat) - do rodziny zastępczej w Sztokholmie. Początkowo był z nimi Sebastian (16 lat), ale sprawiał kłopoty wychowawcze i znaleziono mu inny dom. To trwa już ponad miesiąc i będzie się ciągnąć aż do rozprawy przed sądem, który ostatecznie zdecyduje o losie rodzeństwa.
Po ślubie Aneta i Tomasz szybko zaczęli żyć z dzieci i z tego, co dorobiła ona. Bo jemu praca się znudziła. Po co harować, jak na dziecko Szwedzi dają 1100 koron, a na czwarte i kolejne to nawet 1650. Najpierw długi czas był na zwolnieniu lekarskim, potem postarał się o rentę. Zasiłek? Nie korzystali. - Mąż wolał mieć samochód. Bo w Szwecji, jeśli kogoś stać na samochód, o zasiłku nie ma mowy.
Od kilku tygodni Aneta mieszka w schronisku dla kobiet. Tak jej poradzili urzędnicy z socjalu. Bo jeśliby została w domu, to tak, jakby była współwinna.
Podporządkowała się wszystkim ich sugestiom. Złożyła pozew rozwodowy. Nie odbiera telefonów od męża. Cierpliwie czeka na terminy spotkań z dziećmi. A potem cieszy się, że chociaż przez chwilę z nimi jest, że rozmawiają, grają w karty, coś gotują. Nad wszystkim czuwają pracownicy socjalu albo opiekunowie dzieci. Zaglądają do pokoju, kontrolują. Wszystko jest tak zorganizowane, żeby nie pozwolić na wybuch emocji. Ale jak ma ich nie być, kiedy sześcioletnia Monika mówi, że w nocy boi się nowego pokoju. Aneta kupiła jej strój księżniczki. Mała chodzi w nim codziennie. Czy jest im dobrze? - zastanawia się Aneta. - Mają wszystko, co potrzebne do życia. Tylko że tam nie ma miłości.
Rodzina Anety jest oburzona tym, co zrobili szwedzcy urzędnicy. - To przecież jest nielegalne przetrzymywanie! - denerwuje się szwagier. - Tu nie ma serca. Jest procedura. Lepiej by się wzięli za tatusia. Procedury są następujące. Po pierwsze - policja próbuje ustalić, czy Tomasz rzeczywiście molestował dzieci. Jeśli znajdzie dowody, sprawa trafi do sądu. Po drugie - urząd bada, czy matka poradzi sobie z wychowywaniem dzieci bez ojca i czy zdoła się od niego uwolnić. Od tego będzie zależało, czy dzieci do niej wrócą.