Odburzuszanie narodowe
Jesteś metabo? Tak, jeśli mieszkasz w Japonii i masz za duży brzuch. W takim przypadku już zaczynamy ci serdecznie współczuć.
14.07.2008 | aktual.: 17.07.2008 08:06
Weszły nowe przepisy. Wszyscy musimy poddać się obowiązkowemu badaniu. Jest proste – pielęgniarka zmierzy obwód brzucha. Wyniki dostaniemy od ręki. Dla kobiet granica wynosi 80 centymetrów, dla mężczyzn – 94 centymetry. Jeżeli ją przekroczysz, oznacza to, że jesteś za gruby. To nie tylko informacja. W tym momencie automatycznie wpadniesz w narodowy program walki z otyłością. Dostaniesz ostrzeżenie i wezwanie na badania za trzy miesiące. Jeśli twój brzuch się nie poprawi, otrzymasz szczegółowe wskazówki dotyczące właściwej diety. Masz pół roku. Jeżeli i tym razem nic się nie zmieni, czeka cię przymusowy kurs uczący właściwego trybu życia. Utopia? Najprawdziwsza prawda. W Japonii takie przepisy naprawdę weszły w życie. Jedyna różnica to granica obwodu brzucha – w ogólnoświatowym dokumencie z 2005 roku Międzynarodowa Federacja do spraw Cukrzycy ustaliła dla Japończyków limit wynoszący 80 centymetrów u kobiet i 90 u mężczyzn. Z tych wytycznych skorzystał rząd i zarządził badania dla wszystkich między 40. a 74.
rokiem życia.
Strzeż się metabo
Plan jest ambitny. W ciągu czterech lat liczba osób z nadwagą ma się zmniejszyć o 10 procent, a do 2015 roku aż o 25 procent. Oczywiście nikt nie zamierza polegać na odpowiedzialności pojedynczych ludzi – za realizację planu odbrzuszania narodu odpowiadają zakłady pracy i lokalne władze. Jeśli nie wypełnią zaleceń, przyjdzie im zapłacić kary wynoszące nawet równowartość kilkudziesięciu milionów dolarów. Japończycy znani ze swego posłuszeństwa grzecznie odpowiadają na rządowe we-zwania i stawiają się na badania. Buntowników jest mało – to głównie pracujący na własną rękę. Nie mają nad głową szefa, który wyda polecenie udania się na pomiar.
By rozproszyć wątpliwości, które mogłyby się jednak pojawić w niektórych głowach, wszczęto intensywne działania propagandowe. Przede wszystkim nie ma mowy o byciu grubym czy, o zgrozo!, otyłym. By nie zniechęcać obywateli źle kojarzącymi się etykietami, ukuto poprawny politycznie termin „metabo”.
To skrót określenia metabolic syndrome, czyli zespół metaboliczny. Ów zespół to wiele powiązanych czynników, których wspólne występowanie zwiększa ryzyko rozwoju cukrzycy typu II oraz miażdżycy. Poza dużym brzuchem chodzi między innymi o wysoki cholesterol, ciśnienie i cukier.
Metabo stało się w Japonii słowem kluczem. „Czy jesteś metabo?” – pytają podejrzliwie krzykliwe plakaty na ulicach. Władze jednego z miast założyły nawet specjalną grupę o nazwie Siedmiu Samurajów Metabo, ale zawiesiła ona działalność, po tym jak jeden z jej członków (47 lat, 99 centymetrów) zmarł na atak serca podczas zaleconego joggingu.
Sztuka w służbie brzucha
Są też działania artystyczne – w mieście Amagasaki spora grupa odpowiedzialnych obywateli skacze w rytm specjalnej piosenki antymetabo.
„Żegnaj, metabo! Ruszajmy razem na badania! Hej, hej, hej!
Żegnaj, metabo! Nie czekaj, aż zachorujesz! Nie, nie, nie!”.
Refren mówi o strzelających „pang! pang! pang!” guzikach od spodni. Cały ten dziwaczny plan to sposób na obniżenie rosnących kosztów opieki zdrowotnej. Japońskie społeczeństwo szybko się starzeje. W dodatku dopadł je amerykański styl żywienia. Tradycyjny posiłek (zupa miso, ryż, ryba) to 600 kalorii. Tradycyjny posiłek z McDonalda (hamburger, frytki, cola) – 1300 kalorii. Łatwo zostać metabo. Oczywiście w naszej kulturze podobne przepisy byłyby nie do pomyślenia. My kochamy naszą wolność. I dlatego za siedem lat Japończycy ze swoim durnym metabo będą szczuplejsi i zdrowsi, a Polacy będą zbierać owoce swej wolności – wysokie koszty społeczne cukrzycy i zawałów.
Piotr Stanisławski