"Od pięciu lat jestem żoną Jezusa Chrystusa"
Z Antoniną Filek, od 2005 roku konsekrowaną dziewicą - o tym po co jej obrączka i dlaczego nosi ją na lewej ręce rozmawia Marta Paluch.
Co u dziewicy robi na palcu obrączka?
Dostałam ją od biskupa. To znak konsekracji.
To kto jest Pani mężem?
Konsekracja to mistyczne zaślubiny z Jezusem. Można więc powiedzieć, że jestem Jego żoną. A porządna żona nosi obrączkę.
Dlaczego na lewej ręce?
Bo serce mam z lewej strony.
Ma Pani też srebrną...
To pierścionek zaręczynowy. Symbolizuje śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. W sumie to sama się zaręczyłam, bo gdy ją kupowałam, nie wiedziałam jeszcze nic o konsekrowanych dziewicach. Miałam wtedy około 40 lat i odkryłam, że nie zrealizuję się w małżeństwie.
A wcześniej była Pani zakochana?
Wiele razy! Z tym akurat nie było problemu. Ale to nie były związki z przyszłością.
Może Pani złych mężczyzn wybierała?
To Bóg mi ich podsyłał! Różnych (śmiech). Chciałam mieć dom, dużo dzieci. Ale nie wyszło. Teraz moimi dziećmi są ci, za których się modlę. Jestem powołana do macierzyństwa duchowego, a nie fizycznego.
Mężatką Pani nie była?
Nie. Aby zostać konsekrowaną dziewicą, nie można wcześniej być mężatką ani osobą, która "żyła publicznie, czyli jawnie, w stanie przeciwnym czystości".
Czyli kandydatka na dziewicę konsekrowaną nie musi być nią fizycznie?
Nie musi. Najważniejsze jest dziewictwo w sercu.
Ale po konsekracji trzeba zachować celibat?
Oczywiście. Składamy postanowienie życia w czystości. Oraz drugie, o które media zazwyczaj nie pytają - naśladowanie życia Chrystusa.
Kandydatka na dziewicę musi być również "w odpowiednim wieku i roztropna". Młode odpadają?
Wszystko zależy od momentu odkrycia powołania. Dziewczyny przed 30-tką również mogą być konsekrowane. Przez kilka lat są przygotowywane do tego obrzędu. To ma działać jak sitko. Chociaż niewiele osób odpada.
Kandydatka musi być bogata?
Nie, ale musi sama się utrzymać. Kościół bowiem tego jej nie zapewnia.
Jak żyje po konsekracji? Wstaje rano, idzie do pracy?
W zasadzie moje życie po konsekracji wiele się nie zmieniło. Jestem od ponad 20 lat we wspólnocie neokatechumenalnej i nadal się tam udzielam. Wstaję o wpół do piątej. Modlę się godzinę (to jutrznia - obowiązek). Potem jadę godzinę do pracy. Pracuję na etacie, jestem matematykiem. Wieczorem znów się modlę (nieszpory).
Nie prościej było pójść do zakonu?
To nie dla mnie. Nie zostawiłabym wspólnoty. Poza tym, chciałam trochę niezależności - w domu byłam chowana surowo, po wojskowemu. Teraz pilnuję się sama. Oprócz tego, że modlę się w domu, chodzę też codzienne na mszę.
To obowiązek konsekrowanych?
Nie. Ale co to za żona, która choć raz dziennie z mężem nie rozmawia? Idę do kościoła, żeby po prostu pobyć z Jezusem. Najchętniej przez adorację.
Mówi mu Pani czasem, jak do męża: "nie spisałeś się"?
Bywa (śmiech).
Jest czas na inne zajęcia? Babskie zakupy?
Po wyprzedażach nie chodzę, nie mam czasu. Seriali też nie oglądam.
Nawet "Plebanii"?
Nie. Ale czasem idę do kina.
Znajomi wiedzą o konsekracji?
Wiedzą! Po artykule, który ukazał się o mnie cztery lata temu w "GK", nawet dostałam od koleżanki kwiaty. Moje powołanie jest darem i chcę się nim dzielić. Nie przyczepiam sobie plakietki, ale jeśli ktoś pyta, odpowiadam. Także mediom, ale tylko niektórym.
Którym Pani odmówiła?
M.in. "Rozmowom w toku". Do programu na żywo może bym poszła. Ale do takiego montowanego trochę się obawiam. Żeby nie zmanipulowano moich wypowiedzi.
To tak bez manipulacji: największy plus i minus bycia konsekrowaną?
Największa trudność - trzeba samemu się pilnować. Nie ma przełożonego, który mówi co i kiedy robić. Stan dziewic nie jest dla osób niepozbieranych. Plus - zaspokojenie mojej potrzeby, żeby do kogoś należeć. Do kogoś, kto nigdy nie zawodzi, nigdy nie...
Nie zdradzi?
Właśnie.
Polecamy w internetowym wydaniu www.gazetakrakowska.pl