PolskaOd desperacji do okupacji

Od desperacji do okupacji

Do tej pory mieszkałam u rodziców w 37-metrowym blokowym mieszkaniu. Było nas siedmioro. Ścisk był potworny. Dlatego spakowałam manatki, zabrałam dzieci i po okresie tułaczki wtargnęłam do tego budynku po dawnym PGR. Tak 25-letnia Wioletta Gręda tłumaczy, dlaczego zdecydowała się na włamanie i dzikie zasiedlenie mieszkania w parterowym budynku Agencji Nieruchomości Rolnych w Widzewie pod Pabianicami (gmina Ksawerów).

Od desperacji do okupacji

To już drugi taki przypadek w tej miejscowości. Czyżby zajmowanie i okupowanie budynków miało być sposobem na brak mieszkań komunalnych?

Twardy orzech do zgryzienia

Kilka miesięcy temu dziewięcioosobowa rodzina Rżanków – matka, ojciec i siedmioro dzieci – wtargnęła do pustego internatu przy widzewskim Zespole Szkół Rolniczych. Jego właściciel, starostwo w Pabianicach, miało później twardy orzech do zgryzienia, bo sprzedało internat ksawerowskiemu przedsiębiorcy. Ten zaś, z powodu "okupacji" dzikich lokatorów, nie mógł zająć budynku, więc nie płacił za jego zakup.

Tuż przed upływem terminu płatności starostwo namówiło Rżanków, aby przenieśli się do pustego, stojącego po drugiej stronie ulicy małego budynku biurowego, który też należy do powiatu. Tak się stało. Sprzedaż internatu mogła dojść do skutku, zaś Rżankowie przyznają, że nowe lokum bardziej im odpowiada. Przygotowali się już do spędzenia w nim zimy i... czekają, co będzie dalej. Tego starostwo jeszcze nie wie.

Powiedziałam "dość"

Wioletta Gręda nie ukrywa, iż jej życie nie ułożyło się. – Przez pewien okres mieszkałam w domu męża pod Łodzią – opowiada. – Niestety, często dochodziło do awantur. Mąż bił mnie, a po ostatniej napaści zostałam przewieziona do hostelu w Łodzi.

Powiedziałam "dość!" i wystąpiłam do sądu o rozwód. Sprawa jest w toku. Na tym się jednak nie kończy, bo mąż mści się. Niedawno zaalarmował policjantów, że pobiłam swoje dzieci. To jakiś absurd. Policjanci przyjechali, zobaczyli, że moim dzieciom nic nie jest i nawet zaczęli się śmiać, iż z mojego męża taki "dowcipniś".

Po pobycie w hostelu Wioletta Gręda tułała się po różnych schroniskach i noclegowniach, aż w końcu zdesperowana postanowiła "siłą" zająć pusty 20-metrowy lokal (pokój z kuchnią) w parterowym budynku po PGR, w którym są cztery mieszkania – pozostałe trzy mają stałych lokatorów. Zamieszkała w nim z dwojgiem dzieci, które chodzą do zerówki i pierwszej klasy podstawówki: 6-letnią Joanną i 7-letnim Arkadiuszem.

Z czego utrzymuje siebie i dzieci?

– Co miesiąc dostaję 520 złotych z Funduszu Alimentacyjnego. Ponadto, pomagają mi rodzice, którzy mieszkają niedaleko, a także opieka społeczna. Niestety, nie mam zawodu. Gdy miałam 17 lat zaszłam w ciążę, wkrótce wyszłam za mąż, zajęłam się rodziną i żadnej szkoły już nie skończyłam. Pracowałam dorywczo, głównie jako fryzjerka, a także handlowałam mlekiem.

Zajęte przez nią mieszkanie miało iść na przetarg, ale... – Na razie nie pójdzie – mówi Halina Wojnarowicz, główna księgowa zasobów mieszkaniowych w Agencji Nieruchomości Rolnych. – Policjanci zbadali już sprawę włamania do mieszkania. Okazało się, że pani Gręda wtargnęła przez okno. Teraz czekamy na końcowy policyjny protokół. Wtedy podejmiemy decyzję, co dalej. Raczej nie wystąpimy do sądu o eksmisję dzikich lokatorów.

Po PGR zostały dwa duże bloki oraz kilka niewielkich budynków mieszkalnych z lat 60. i 70. Jest w nich 160 mieszkań, z czego 70 proc. już sprzedano. Te lokale, których agencja nie sprzeda w najbliższych miesiącach, zostaną przekazane gminie Ksawerów. Wszystko wskazuje na to, że wśród nich będzie też mieszkanie okupowane przez Grędów.

– Na razie nie będę legalizować wtargnięcia do mieszkania – wyjaśnia Wioletta Gręda. – Wystąpię za to do agencji z prośbą, aby założono mi licznik na prąd. Mam też wodę. Jeśli zaś chodzi o ogrzewanie, to wstawiłam piecyk zwany grzybkiem. Jest ciepło, dzieci nie marzną.

Mieszkania w... urzędzie?

Desperackie kroki mieszkańców gminy Ksawerów biorą się m.in. stąd, iż lokalny samorząd nie ma mieszkań komunalnych (tak jest z resztą w wielu gminach naszego województwa). Od starosty samorząd chciał kupić internat i przerobić na blok komunalny, ale nie udało się. Czy w tej sytuacji przedstawiciele gminy mają inny pomysł na rozwiązanie mieszkaniowego problemu?

– Sytuacja staje się poważna. Dlatego myślimy o adaptacji na mieszkania... trzeciego i czwartego piętra budynku Urzędu Gminy, który pierwotnie był biurowcem Instytutu Mechanizacji Rolnictwa – wyjaśnia Maria Kopczewska, wójt gminy Ksawerów. – Musimy jednak poczekać na opinie w tej sprawie strażaków, inspektorów sanepidu i innych ekspertów. Jeszcze nie wiemy, ile mieszkań moglibyśmy uzyskać w ten sposób.

Jeśli w Urzędzie Gminy pojawią się mieszkania komunalne, będzie to chyba pierwszy taki przypadek w naszym województwie.

Wiesław Pierzchała

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)