Obywatele zamiast polityków. Nowatorski eksperyment w Belgii
Niemieckojęzyczny region Belgii od września będzie miał izbę parlamentu złożoną z losowo wybranych obywateli. To nawiązanie do obyczaju ze starożytnych Aten i pierwszy taki eksperyment w nowoczesnym świecie.
25.04.2019 | aktual.: 26.04.2019 07:42
Czy w demokracji reprezentujący nas politycy muszą pochodzić z wyborów? Niekoniecznie. Tak przynajmniej uważają pomysłodawcy stojący za nową inicjatywą Niemieckojęzycznej Wspólnoty Belgii, jednej z części składowych belgijskiej federacji.
Reprezentujący ją parlament zdecydował o utworzeniu stałej Rady Obywateli, czyli specyficznego senatu, który będzie złożony nie z wybieranych w wyborach polityków, ale z 24 obywateli wybieranych losowo. Skład Rady ma odzwierciedlać demografię i strukturę społeczną regionu.
Zgromadzenie będzie zbierać się raz w miesiącu, prowadzić debaty i ustalać tematy oraz problemy, którymi władza powinna się zająć. Do rozwiązania każdego z problemów Rada będzie powoływać 50-osobowe panele obywatelskie, również wybierane losowo spośród wszystkich mieszkańców powyżej 16 roku życia - z wyjątkiem tych sprawujących już polityczny urząd. Członkowie paneli będą zbierać się w soboty. Koszty związane z dojazdem i pracą zostaną im zwrócone; otrzymają też diety.
Ich propozycje rozwiązań będą później kierowane do parlamentu, który w obecności członków zgromadzeń będzie miał obowiązek ustosunkować się do pomysłów obywateli.
Od Aten do Adamowicza
Belgijski eksperyment będzie pierwszym zastosowaniem na taką skalę idei "lottokracji" lub "demarchii". Jej korzenie sięgają starożytnych Aten, gdzie polityczne urzędy obsadzano ludźmi wybieranymi za pomocą losów. Miało to przeciwdziałać korupcji.
Pomysłodawcom belgijskiej Rady Obywateli przyświeca trochę inna myśl. W założeniu, zgromadzenia obywatelskie mają zbliżyć władzę do ludzi i zaangażować obywateli w sprawy wspólnoty. A tym samym ograniczyć wpływy populistów mieniących się trybunami ludowymi.
"W czasach wielkiej i szerokiej nieufności wobec polityki partyjnej, niemieckojęzyczni Belgowie otrzymają szansę, by decydować o tym, jakimi sprawami powinni zająć, dyskutować o możliwych rozwiązaniach i kontrolować wcielanie ich w życie. Z kolei politycy będą mogli korzystać z niezależnych paneli obywatelskich do prowadzenia debat na trudne politycznie tematy" - tłumaczył portalowi Politico David van Reybrouck, współzałożyciel organizacji G1000 stojącej za belgijskim modelem.
Wprowadzany w Belgii nie jest jednak czymś całkowicie nowym. W ostatnich latach z pomocy paneli obywatelskich korzystały władze w różnych miejscach na świecie. W Polsce trzykrotnie zwoływał je prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Dotyczyły one m.in. zalewania miejskich ulic przez ulewne deszcze oraz czystości powietrza. Każdy z paneli przyniósł po kilkanaście propozycji, z czego realizacji doczekała się ponad połowa.
Za ideą lottokracji opowiada się też m.in. znany socjolog Jan Sowa. Według niego, taki system mógłby zastąpić demokrację parlamentarną w ogóle.
- Los jest sprawiedliwy i wyklucza sukces demagogów. W starożytnej Grecji większość urzędników losowano. Gdybyśmy zamiast parlamentu mieli statystycznie reprezentatywną grupę społeczeństwa, rządziłaby lepiej niż te kilkaset przedstawicieli - przekonywał Sowa w rozmowie z "Kulturą Liberalną".
Dotąd idea demarchii była domeną wąskiej niszy myślicieli. Ale po niekonwencjonalne rozwiązania sięga się coraz częściej. Jednym z prekursorów był Emmanuel Macron, po rebelii "żółtych kamizelek", chcąc udobruchać elektorat zorganizował serię setek lokalnych debat na tematy najbardziej trapiące obywateli. Rezultaty belgijskiego eksperytmentu mogą zdecydować, czy podobne pomysły będą na szerszą skalę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl