Oburzenie działaniem policji wobec Polaka w Vancouver
Po ujawnieniu filmu nakręconego przez jednego ze świadków na lotnisku w Vancouver media w Kanadzie są zaskoczone i oburzone użyciem siły przez policję wobec Polaka, który - jak się okazało - nie był agresywny.
Galeria
[
]( http://polonia.wp.pl/country,0,gid,9404055,page,1,galeriazdjecie.html )[
]( http://polonia.wp.pl/country,0,gid,9404055,page,1,galeriazdjecie.html )
Śmierć Polaka na kanadyjskim lotnisku
Pokazany film sprawił, że śmierć 40-letniego Roberta Dziekańskiego i komentarze dotyczące działania policji są głównym tematem kanadyjskiej prasy i telewizji. Według dziennika "Toronto Star" nagranie wideo ukazuje, że Polak umierał w mękach "wydając z siebie zwierzęce krzyki". Gazeta zauważa, że film był tak drastyczny, iż matka Polaka nie była w stanie obejrzeć w całości nagrania, ciągle powtarzanego w mediach.
Dziennik podkreśla, że nagranie przeczy temu, że - jak podawała wcześniej policja - Dziekański zachowywał się agresywnie. "W jego oczach był wyraźny strach" - cytuje świadków. Zauważa także, że policjanci strzelali do niego dwukrotnie z paralizatora ładunkiem 50 tys. woltów. Nie wiadomo, czy na miejsce wezwano pomoc medyczną.
Zdaniem policji po pierwszym strzale mężczyzna wciąż pozostawał "zdolny do walki" - pisze "Toronto Star". Gazeta zwraca jednak uwagę, że miejscowe procedury w pierwszej kolejności zalecają użycie pałki lub gazu pieprzowego.
Zajmujący się sprawami bezpieczeństwa publicznego w gabinecie cieni opozycyjnej Nowej Partii Demokratycznej Mike Farnworth mówi w "Vancouver Sun", że to, co ukazuje film "jest straszne, bardzo ostre". Wskazuje przy tym na konieczność przeprowadzenia niezależnego śledztwa w tej sprawie. Społeczeństwo to zobaczy i będzie zadawać mnóstwo pytań - mówi polityk.
Inny ważny dziennik z Kolumbii Brytyjskiej - "The Province" przybliża czytelnikom historię nagrania wideo autorstwa wracającego z Chin turysty. 25-letni Paul Pritchard nakręcił je z odległości około 3 metrów od miejsca zdarzenia. Całość trwa około 10 minut. Autor dodaje, że wideo natychmiast otrzymała policja, która później nie chciała go zwrócić. Oddała je dopiero po tym, jak Pritchard zwrócił się o jego zwrot do sądu. Natychmiast przekazał je adwokatowi matki Dziekańskiego, pani Zofii Cisowskiej.
"Śmierć pochodzącego z Polski pana Dziekańskiego była szokująca i prawdopodobnie do uniknięcia (...). Rozum wzdryga się na myśl, że człowiek jest wystarczająco zdolny, by wynaleźć paralizator, lecz niezdolny, by opracować metodę interwencji w tak delikatnej sytuacji bez zabijania człowieka" - pisze w komentarzu redakcyjnym wychodzący w Toronto "The Globe and Mail".
Głównym tematem rozważań gazety jest stosowanie paralizatorów i skutki ich użycia. W Kanadzie w ciągu ostatnich pięciu lat od tej broni z rąk policjantów zginęło już 17 osób.
Kanadyjskie media pokazały film wideo z październikowego incydentu na lotnisku międzynarodowym w Vancouver, gdzie 40-letni Polak zmarł po użyciu przez policję elektrycznego paralizatora (tasera).
Jak pisze agencja AFP, nagranie podważa twierdzenia policji kanadyjskiej, jakoby Polak zachowywał się bardzo agresywnie. Film nagrał jeden z pasażerów, który był świadkiem zajścia.
Robert Dziekański zmarł 14 października. Według kanadyjskiej policji funkcjonariusze zastosowali taser, ponieważ mężczyzna był bardzo pobudzony: w hali przylotów lotniska rzucał krzesłami, cisnął na ziemię komputer i krzyczał w obcym języku. Mężczyzna - mówiący tylko po polsku i po raz pierwszy w życiu odbywający podróż samolotem - miał dołączyć w Kanadzie do swojej matki. Wynajęty przez matkę ofiary adwokat Walter Kosteckyj, który przekazał mediom nagranie, podkreślił w rozmowie z AFP, że film pokazuje, iż Polak w żadnym momencie nie przejawiał agresji - sprawiał tylko wrażenie bardzo przestraszonego, wycieńczonego i mówił do siebie po polsku.
Przez dziesięć godzin czekał w hali odbioru bagażu, nie umiejąc z niej wyjść i nie wiedząc co ma robić. Nikt z obecnych na miejscu pracowników lotniska nie zainteresował się wyraźnie zdezorientowanym pasażerem.
Mężczyzna kręcił się koło automatycznych drzwi, w końcu zablokował je krzesłami i stołem. Później, co zarejestrowano na filmie, podszedł do stanowiska obsługi, chwycił komputer i rzucił go na ziemię, tuż obok stojących strażników. On mówi po rosyjsku, trzeba tłumacza - powiedział jeden z ochroniarzy.
Na filmie widać podchodzących do Polaka czterech policjantów. Gdy jeden z nich zadał pytanie, co się dzieje, Polak odwrócił się plecami i wygląda na to, że zamierzał odejść. Wówczas policjanci użyli paralizatora. Na filmie widać, jak Dziekański upada na ziemię i nieruchomieje.
W hali przylotów przez wiele godzin czekała na niego matka. Nie mogła uzyskać nawet informacji, czy syn przyleciał, a do hali bagażowej, gdzie cały czas na nią oczekiwał, nie pozwolono jej wejść.
Po incydencie na lotnisku w Vancouver Polska zwróciła się do władz kanadyjskich o wyjaśnienie sprawy. Rząd polski poprosił też władze kanadyjskie o jak najszybsze dostarczenie wyników dochodzenia.
Śledztwo w sprawie śmierci Polaka może trwać do sześciu tygodni. (js,kab)