Obserwatorzy nic nie zmienili, tu nadal giną ludzie
Obecność arabskich obserwatorów w Syrii nie powstrzymuje rządu od stosowania na wielką skalę przemocy wobec demonstrantów. 12 stycznia zginęło co najmniej 21 spośród nich. Kilku obserwatorów opuściło w tych dniach Syrię - uznali, że są tam bezużyteczni.
12.01.2012 | aktual.: 13.01.2012 05:44
Pewna liczba arabskich obserwatorów opuściła w tych dniach Syrię, a inni mogą pójść w ich ślady - podał. Staje się bowiem coraz bardziej oczywiste, że ich misja nie zdołała powstrzymać prezydenta Baszara el-Asada w stosowaniu brutalnej pomocy wobec uczestników powstania - dodaje agencja.
Przedstawiciele walczącej opozycji powtarzają obserwatorom, że Asad zgodził się na ich przyjazd i posłużył się ich misją, aby zyskać na czasie w miażdżeniu ich ruchu - powiedział dziennikarzowi Reutersa były obserwator przybyły z Algierii.
Algierczyk ten, Alvar Malek, opuścił Syrię przed tygodniem. Mówi, że nie wie, ilu, ale z pewnością wielu obserwatorów pójdzie w jego ślady na polecenie swoich rządów.
Przedstawiciel Ligi Arabskiej poinformował dziennikarzy, że obserwatorzy wznowili jednak swą misję po przerwie, którą spowodował przed trzema dniami atak prorządowych demonstrantów na uczestników misji w Latakii. Jedenastu z nich odniosło wtedy obrażenia
Liga Arabska, która zamierza wysłuchać pełnego sprawozdania swojej misji obserwacyjnej o sytuacji w Syrii 19 stycznia, jest podzielona w tej sprawie. Najbardziej krytycznie ustosunkowany do przebiegu misji jest Katar, podczas gdy Algieria broni sensu wysłania misji.
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton powiedziała w Waszyngtonie po rozmowach z algierskim ministrem spraw zagranicznych Muradem Medelcim, że "należy położyć kres atakom rządu el-Asada na własne społeczeństwo".
Ofiary ataków sił bezpieczeństwa to ludzie, którzy demonstrowali w głównym ośrodku opozycji antyrządowej - mieście Hims w środkowej Syrii - oraz w Deir el-Zur i w Dumie koło Damaszku.
Władze syryjskie ogłosiły, że powołały komisję śledczą do zbadania okoliczności śmierci reportera francuskiej telewizji publicznej France2, który wraz z grupą innych zagranicznych dziennikarzy przybył do Syrii na zaproszenie rządu i znajdował się w chwili śmierci w Hims.
Znany dziennikarz i doświadczony korespondent wojenny, 43-letni Gilles Jacquier, uczestniczył w podróży zorganizowanej dla dziennikarzy przez syryjskie władze, które dotąd nie wpuszczały do kraju przedstawicieli obcych mediów.
Operator telewizyjny Christophe Kenck, który towarzyszył Jacquierowi, opowiedział, że 11 stycznia obaj przeprowadzali na ulicy rozmowę z kilkoma kupcami, gdy nagle zaczęła się w tym miejscu spontaniczna demonstracja.
Francuski dziennikarz szukał schronienia w najbliższym budynku, ale zginął od odłamka pocisku wystrzelonego z moździerza.
Był pierwszym zagranicznym dziennikarzem, który zginął w Syrii od początku powstania. Dotąd władze syryjskie nie wpuszczały do kraju przedstawicieli zagranicznych mediów.
Minister spraw zagranicznych Francji Alain Juppe zdecydowanie potępił ten "odrażający akt" i zażądał szczegółowego śledztwa.