Obama krytykowany za ostrzeżenie Syrii przed użyciem broni chemicznej
Eksperci krytykują wypowiedź prezydenta Baracka Obamy w sprawie Syrii, w której ostrzegł on reżim Baszara al-Asada, że ewentualne użycie przez niego broni chemicznej USA potraktują jako przekroczenie "czerwonej linii".
Obama mówił o tym w poniedziałek na konferencji prasowej w Białym Domu. Zinterpretowano to jako ostrzeżenie, że USA mogą w końcu zdecydować się na interwencję zbrojną w Syrii lub poprzeć akcję międzynarodową po stronie powstańców.
Jednak zdaniem niektórych ekspertów, cytowanych w "Washington Post", oświadczenie Obamy może być raczej odebrane przez prezydenta Asada jako ciche przyzwolenie na krwawą pacyfikację z użyciem broni innej niż chemiczna, czyli czołgów, samolotów i innej broni konwencjonalnej.
- Nie podoba mi się to sformułowanie. Nierozmyślnie mówi ono Syryjczykom, że wszystko może im ujść bezkarnie, z wyjątkiem broni chemicznej - powiedział specjalista ds. Bliskiego Wschodu z Institute for Near East Policy w Waszyngtonie Robert Satloff.
Podobną opinię wyraził ekspert z Rand Corporation, Christopher Chivvis, mówiąc, że oświadczenie Obamy może być "zrozumiane odwrotnie, niż było jego zamiarem".
Zwrócił on jednak uwagę, że fakt posiadania przez reżim Asada zapasów broni chemicznej rzeczywiście niepokoi administrację USA. Waszyngton obawia się, że może ona wpaść w ręce Al-Kaidy albo libańskiego Hezbollahu.
"Washington Post" wzywa również rząd amerykański, aby niezwłocznie dostarczył opozycji syryjskiej obiecaną pomoc w sprzęcie, głównie telekomunikacyjnym.
Działacze opozycji skarżą się, że nie otrzymali jej mimo deklaracji Waszyngtonu i zapewnień sekretarz stanu Hillary Clinton.