ŚwiatObama coraz bliżej nominacji; Hillary nie rezygnuje

Obama coraz bliżej nominacji; Hillary nie rezygnuje

Po wtorkowych prawyborach w Kentucky i
Oregon, Barack Obama jeszcze bardziej zbliżył się do nominacji
prezydenckiej Partii Demokratycznej, ale Hillary Clinton
zapowiedziała, że nie zamierza wycofać się przed zakończeniem
cyklu prawyborów we wszystkich stanach.

Obama coraz bliżej nominacji; Hillary nie rezygnuje
Źródło zdjęć: © AFP

21.05.2008 | aktual.: 21.05.2008 23:12

W środę senator z Nowego Jorku przemawiała na Florydzie i oświadczyła tam, że będzie walczyć o nominację do końca, czyli do 3 czerwca.

Powiedziała, że należy się to wyborcom w trzech pozostałych jeszcze stanach, gdzie jeszcze nie głosowano, tj.w Montanie, Południowej Dakocie i Portoryko (które nie jest pełnoprawnym stanem, a "wspólnotą stowarzyszoną" z USA).

We wtorek Clinton wysoko wygrała w Kentucky, ale niemal równie zdecydowanie uległa Obamie w Oregonie. Po prawyborach w tych stanach Obamie brakuje już tylko 70 delegatów do niezbędnego minimum 2026 delegatów na przedwyborczą konwencję Demokratów w sierpniu, która nominuje kandydata partii na prezydenta.

Ciemnoskóry senator z Illinois ma już 1962 delegatów. Liczba ta obejmuje także część popierających go tzw. superdelegatów, czyli polityków partii, którzy również głosują na konwencji, ale nie są związani wynikami prawyborów, w odróżnieniu od delegatów zwykłych, którzy są rozdzielani kandydatom proporcjonalnie, w zależności o rezultatów prawyborów.

Była Pierwsza Dama zdobyła dotąd głosy 1779 delegatów, licząc razem z superdelegatami. Ogółem, jest prawie 800 superdelegatów - prawie 20% całej ich puli - z czego niewielu ponad 200 nie zadeklarowało jeszcze poparcia dla żadnego z dwojga kandydatów.

Z analiz wynika, że Clinton ma już tylko czysto teoretyczne szanse na wyprzedzenie Obamy pod względem liczby delegatów zwykłych - i to zakładając, że uzna się w jakiś sposób wyniki prawyborów na Florydzie i w Michigan. Zostały one unieważnione przez kierownictwo Partii Demokratycznej z powodu samowolnego przyspieszenia przez te stany terminów głosowania.

Sztab kampanii Clinton domaga się uznania tych delegatów, gdyż była First Lady wygrała w tych stanach.

O ostatecznym wyniku zadecydują jednak superdelegaci, z których część się jeszcze nie zdecydowała, a nawet ci, którzy zadeklarowali poparcie dla Obamy, mogą zmienić zdanie i poprzeć panią Clinton.

Zdaniem obserwatorów, senator z Nowego Jorku liczy na to, że wahających się superdelegatów przekona szereg argumentów przemawiających na jej korzyść.

Clinton wygrała ostatnio wysoko kilka prawyborów w stanach uchodzących za "swing states", jak Pensylwania i Ohio, które wobec wyrównanych szans Demokratów i Republikanów w wyborach prezydenckich zwykle przeważają szalę na jedną ze stron.

Clinton zwyciężyła tam głównie dzięki poparciu białych, biedniejszych, mniej wykształconych i raczej konserwatywnych wyborców - tzw. Demokratów Reagana - którzy odrzucają liberalne poglądy Obamy, a część kieruje się także rasowymi uprzedzeniami. Jej sztab argumentuje zatem - co potwierdzają sondaże - że w wypadku nominacji czarnego senatora, przynajmniej część miejscowych Demokratów przerzuci swoje głosy na republikańskiego kandydata, senatora McCaina.

Hillary Clinton i jej zwolennicy przekonują, że jej ostatnie zwycięstwa i poparcie przez tradycyjnych demokratycznych wyborców świadczą, że jest kandydatem bardziej "wybieralnym" w wyborach prezydenckich, co powinno skłonić superdelegatów do przerzucenia głosów na nią.

Z drugiej strony, przeważa przekonanie, że superdelegaci nie poprą kandydata, który będzie miał mniej głosów delegatów zwykłych (czyli Clinton), gdyż wywołałoby to bunt w partii, przede wszystkim wśród popierających Obamę wyborców murzyńskich.

Była First Lady - jak sądzą niektórzy - liczy poza tym na jakieś kolejne poważne potknięcie Obamy, jak niedawno z ujawnieniem jego związków z afroamerykańskim pastorem Jeremiahem Wrightem, kaznodzieją z Chicago. Zasłynął on potępieniem USA po ataku 9/11 jako - jego zdaniem - kary Boskiej za rasizm i imperializm Ameryki.

W ostateczności też - uważają komentatorzy - Hillary Clinton pragnie, być może, po prostu "wyjść z twarzą" z wyścigu o nominację, demonstrując swoje wpływy polityczne i zasługi jako pierwsza w historii USA kobieta, która ma tak wielkie poparcie Amerykanów i realne szanse na Biały Dom.

W praktycznych kategoriach, może to wzmocnić jej pozycję w ubieganiu się o stanowisko lidera większości demokratycznej w Senacie. W razie zaś zwycięstwa McCaina w tegorocznych wyborach, może rzucić mu wyzwanie w następnych wyborach, w 2012 roku. (tbe)

Tomasz Zalewski

Źródło artykułu:PAP
Barack Obamanominacjausa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)