O śmierci syna dowiedzieli się z mediów. Oburzenie rodziców górników
Nie milkną echa górniczej katastrofy w czeskiej Stonawie. Jak się okazuje, rodzice przynajmniej jednej z ofiar o śmierci syna dowiedzieli się z telewizji.
- O wybuchu w kopalni dowiedzieliśmy się z mediów. Musieliśmy pojechać do kopalni, żeby czegoś się dowiedzieć - powiedzieli stacji TVN24 Lucyna i Zbigniew Kaczmarek, rodzice jednego z górników, którzy zginęli w kopalni w Czechach.
Jak stwierdziła matka zmarłego, dopiero dzień po tragedii otrzymała oficjalną informację o śmierci syna.
- Dopiero na drugi dzień przyjechała policja i powiedziała, że on nie żyje - przyznała kobieta - Ale jak ona tak może powiedzieć, że on nie żyje, jak nawet jego ciała nie ma? Jak oni mi mogą mówić, że syn mi nie żyje, ja tego nie rozumiem - pytała.
Jej mąż także ma pretensje do kierownictwa czeskiego zakładu. Według niego, wersja przebiegu wydarzeń podawana przez kopalnie nie trzyma się całości.
- Oni mydlą oczy, że wybuch był w ścianie i że wszyscy zginęli na ścianie - przekonywał Kaczmarek. Jak dodał, grupa, w której pracował ich syn, była 500 metrów od miejsca wybuchu. Przyznał też, że nie może uwierzyć w to, że w kopalni pojawiło się nagle wybuchowe stężenie metanu w powietrzu.
Do katastrofy w Karwinie doszło w czwartek wieczorem. W kopalni wybuchł metan, w wyniku czego zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków. W momencie katastrofy na głębokości ponad 800 metrów pracowało 23 górników.
Jak pisaliśmy w czwartek, czeska kopalnia nie cieszyła się wśród górników dobrą reputacją. Na forach internetowych otwarcie ostrzegali kolegów, że praca u Czechów jest wyjątkowo ryzykowna.
Przeczytaj również: Górnicy ostrzegali się przed pracą w czeskiej kopalni. "Śmierć czuć na plecach"