O co chodzi polskim nacjonalistom? Obce wpływy, żydowska konspiracja i erozja katolickich wartości
Zawsze jestem chętny, by dowiedzieć się czegoś o polskich tradycjach, dlatego w Dzień Niepodległości zasiadłem przed telewizorem z wielkim zainteresowaniem. Nic nie rozumiem. Całe te zamieszki są z pewnością drogie i nie każdemu na rękę. Nie można by sięgnąć po mniej niebezpieczne aktywności, które mogłyby zaangażować Polaków w narodowe święto? Na przykład taniec albo lepienie pierogów? - pyta w felietonie dla Wirtualnej Polski Jamie Stokes.
Nie rozumiem też, o co chodzi nacjonalistom. Ich jedynym czytelnym życzeniem wydaje się być chęć corocznego zwiększenia ilości czerwonych rac, kawałków betonu i gumowych kul latających w powietrzu 11 listopada. A może chodzi o wsparcie rządu dla produkcji gazu łzawiącego i kominiarek? Na szczęście jednej z brytyjskich gazet udało się porozmawiać z jednym z buntowników. Okazało się, że tak naprawdę martwią go obce wpływy, żydowska konspiracja i erozja katolickich wartości.
Zastanawiam się więc, jak miałaby wyglądać taka „czysta Polska” według nacjonalistycznego snu. Diabelskie, obce korporacje z McDonaldem i KFC na czele musiałyby pewnie spakować się jako pierwsze, co akurat wszystkim by się przysłużyło. Tesco, Lidl i Carrefour byłyby następne – nie tylko ze swoimi sklepami, ale też z całym zagranicznym konceptem na supermarkety (wymyślonym w 1916 roku w USA). Jestem pewien, że wszyscy pamiętamy, o ile łatwiej i przyjemniej kupowało się mięso, chleb, warzywa i tak dalej w osobnych sklepach.
Jeśli dobrze się rozejrzeć, zagraniczne wpływy są widoczne wszędzie. Z pewnością jednym z pierwszych kroków na drodze to nacjonalistycznego raju byłoby zdemolowanie Krakowa – wszystkie te zagraniczne, renesansowe budynki nie przemawiają do polskiej duszy. Porządnie trzeba by się też przyjrzeć Gdańskowi – styl gotycki z pewnością zasiedział się na polskiej ziemi już nazbyt długo. A te wszystkie, nikczemne azjatyckie wynalazki takie jak pismo i matematyka? Należałoby się uważnie przyjrzeć szkodom, jakie wyrządzają polskim dzieciom.
Nienawiść do Unii Europejskiej jest obecnie w Europie dość popularna. Załóżmy jednak, że polscy nacjonaliści sami do niej dojrzeli, nie ulegając wpływom nastrojów w innych krajach. Najpilniejszą kwestią w nacjonalistycznym raju byłoby z pewnością pozbycie się tych 196 miliardów złotych, które Unii Europejskiej na siłę wciska w polskie kieszenie. Ponieważ Polska przypadkowo wydała wszystkie te pieniądze na drogi, koleje, elektrownie i inne luksusy, sugerowałbym rozebranie Stadionu Narodowego i wysłanie każdemu podatnikowi w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Danii, Finlandii i tak dalej, po jednej cegle.
Kiedy to wszystko zostanie już zrobione, polscy nacjonaliści będą mogli spojrzeć na swój pusty, zubożały i pozbawiony kulturowych wpływów kraj z prawdziwą dumą. Zawsze też będą się mogli odnieść do swej dumnej historii. Spójrzmy choćby na imponującą listę polskich noblistów, która, biorąc pod uwagę fakt, że siedmiu z nich miało żydowskie korzenie, będzie jednak musiała zostać nieco skrócona. Ciągle zostawia nam to jednak Marię Skłodowską – Curie i Wisławę Szymborską (o nie, obie były ateistkami), Czesława Miłosza (tego, który powiedział „Jestem Litwinem”), Henryka Sienkiewicza (potomka litewskich Tatarów i rodzin niemieckich) oraz Lecha Wałęsę.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski