ŚwiatNuklearny reżim Korei Północnej coraz groźniejszy

Nuklearny reżim Korei Północnej coraz groźniejszy

Korea Północna będzie stanowić jedno z największych zagrożeń nadchodzących lat - oceniają zachodnie media i ośrodki badawcze. Od dawna systematycznie prowokuje świat testami rakiet i broni nuklearnej. Kraj ten nazywa się "pustelniczym królestwem". Niewiele o nim wiadomo, choć jest groźny i pozostaje bezkarny.

Nuklearny reżim Korei Północnej coraz groźniejszy
Źródło zdjęć: © AFP | Pedro Ugarte

23.04.2012 | aktual.: 23.04.2012 14:32

Korea Północna aspiruje do roli nuklearnego mocarstwa, choć wisi nad nim klęska głodu. Prowokuje mocarstwa, testując broń atomową i pociski rakietowe. Jest - wedle własnych deklaracji - państwem komunistycznym, a w ocenie ekspertów - rodzajem autorytarnej monarchii, bądź dziedzicznego reżimu, którym oficjalnie rządzi trzeci już przedstawiciel panującej dynastii, a co piąty mieszkaniec przeszedł przez obóz pracy lub więzienie.

Nie jest do końca jasne - jak pisze amerykański ośrodek Stratfor - kto w Phenianie sprawuje władzę: wąska elita, komunistyczna partia czy jedna z najliczniejszych na świecie armia.

Według Center for International and Strategic Studies (CSIS), z Korei Północnej może nadejść katastrofa o globalnych reperkusjach. Północ może wywołać wojnę na Półwyspie Koreańskim lub implodować pod wpływem głodu i społecznych protestów. Efektem byłaby klęska humanitarna w regionie i trudna do przewidzenia skala zamieszek i konfliktów.

Komunistyczna dynastia

Dynastię - i komunistyczną Koreę - założył Kim Ir Sen. Sukcesorem był jego syn Kim Dzong Il. Po jego śmierci w ubiegłym roku zastąpił go dwudziestoparoletni Kim Dzong Un, który nie ma doświadczenia, żołnierskiej przeszłości ani charyzmy swego dziadka - pisze "Asia Times". I dodaje, że reżim jest bardziej nieprzewidywalny niż kiedykolwiek.

Phenian może wywołać - według raportu CSIS o światowych zagrożeniach - jeden z najgroźniejszych kryzysów, jakich obawiać się należy w 2012 roku. Jego najnowsza prowokacje to próba wystrzelenia satelity na rakiecie nośnej, będącej de facto rakietą dalekiego zasięgu i groźby "retorsji" wobec gremialnego potępienia tego testu przez wspólnotę międzynarodową.

Współczesna historia Północy to pasmo prowokacji, które pozostają bezkarne - pisze "Foreign Affairs". Dlaczego nikt nie potrafi zdyscyplinować Phenianu?

Nieobliczany atomowy reżim

Według "FA", do interwencji zniechęca podwójny "straszak" Północy: arsenał nuklearny i przypisywana Phenianowi "irracjonalność" i "nieobliczalność" przywódców, skłonnych do wywołania wojny. Magazyn podkreśla, że Północ nie miałaby wprawdzie szans w starciu z USA, ale polityka straszaków jest skuteczna.

Od 50 lat Pentagon modyfikuje scenariusze wojny z Koreą Płn. W 1994 roku USA znalazły się o krok od ataku na Północ. Symulacje, jakie prezydentowi Billowi Clintonowi przedstawił Pentagon, przewidywały prewencyjny atak rakietowy na reaktor atomowy w Yongbyon. Uderzenie byłoby skuteczne, ale konsekwencje, nawet w ostrożnych symulacjach - katastrofalne. Wojna, która ogarnęłaby półwysep, pochłonęłaby co najmniej milion ofiar - przypomina magazyn "Daily Beast". Pentagon zakładał przy tym optymistycznie, że zdołałyby zniszczyć reaktor, nie dopuszczając do radioaktywnego skażenia.

Clinton nie zdecydował się na uderzenie. 16 lat później Korea Płn. nadal ucieka się do prowokacji. Według raportu na temat globalnych zagrożeń Korea Płn. w roku 2012 jest bardziej niebezpieczna niż w 1994; ma więcej broni, jest lepiej przygotowana, a jednocześnie bardziej niestabilna.

Zobacz również galerię: Mogą uderzyć ładunkiem jądrowym w Alaskę.

"FA" dodaje, że obawa przed "irracjonalnym reżimem" sprawia, że państwa postronne "nie mają ochoty sprawdzać", czy interwencja doprowadziłaby do wojny. Zaś "straszak nuklearny ogranicza reakcje USA, Tokio i Seulu do stawiania jedynie retorycznego oporu".

Wielki Brat

Korea ma też możnego protektora w postaci Chin, które chętnie blokują próby nałożenia na nią sankcji. Zaangażowały się w latach 50. w wojnę Phenianu z Koreą Płd. Dostarczają mu pomocy żywnościowej, technicznej i energii.

Pekin nie chce u swych granic zjednoczonej Korei, sojusznika USA - pisze "Economist" - ani upadku reżimu i napływu uchodźców. Według "Asia Times", Chiny wspierają dynastię Kimów również dlatego, że pozwala ona Pekinowi na wydobycie cennych surowców w Korei Płn. "New York Times" cytuje analityków, których zdaniem Chiny dostarczyły nawet Phenianowi sprzęt do transportu rakiety nośnej mającej - według Phenianu - wynieść satelitę na orbitę okołoziemską. Rakieta eksplodowała wkrótce po starcie. USA, Korea Płd. i inne kraje są przekonane, że w rzeczywistości była to kolejna próba z rakietą dalekiego zasięgu.

"Jedynym możliwym wytłumaczeniem wystrzelenia rakiety jest prowokacja", przy założeniu Phenianu, że Chiny nie dopuszczą do ukarania go - napisał "Economist". "NYT" pisze, że Pekin strofował oficjalnie Phenian za test rakiety, ale najprawdopodobniej wsparł go technologicznie.

"Kusząca jest myśl, że świat położy kres agresji Phenianu - pisze "FA". "Ale (...) trudno sobie wyobrazić, co skłoniłoby Seul i Waszyngton do obalenia reżimu w uzbrojonym nuklearnie (...) kraju".

Prowokacje i szantaż

Wróży to sukcesy machiawelicznej dyplomacji Korei Płn. Cykl szantaży, prowokacji i chwilowych porozumień nie ma końca. W lutym Phenian, w zamian za amerykańską pomoc żywnościową, zgodził się na moratorium na testy jądrowe, wzbogacanie uranu i wystrzeliwanie pocisków rakietowych dalekiego zasięgu. W kwietniu było już po porozumieniu, Phenian przeprowadził test rakiety, USA wycofały obietnicę pomocy żywnościowej, reżim z kolei zagroził retorsjami i - jak zwykle - na użytek wygłodzonego narodu - oskarżył Stany Zjednoczone o to, że winne są brakom żywności.

"Pustelnicze Królestwo" - jak nazywa Północ Stratfor - jest w pewnym sensie najbardziej zmilitaryzowanym i najtwardszym reżimem świata. Licząca 1,2 mln ludzi armia to jedyna grupa społeczna, która nie cierpi głodu. Przymusowa służba wojskowa w armii trwa 12 lat. Wiek rekrutacji (mężczyzn i kobiet) to 17 lat. Taka polityka wzmacnia armię, ale też utrudnia jakikolwiek sprzeciw społeczny: młodzi ludzie trzymani są w koszarach.

Teraz jednak Północ może eksplodować z taką siłą, że zdestabilizuje cały region. Młody przywódca kontynuuje wojowniczą retorykę. Zwracając się w marcu do armii Kim Dzong Un powiedział: - Nic nie jest tak ważne, jak przygotowania do bitew i obrócenie cytadeli wroga w morze ognia.

Tym razem Południe może zdecydować się na atak prewencyjny. Po zatopieniu przez Phenian w 2010 roku południowokoreańskiej łodzi i artyleryjskim ostrzale należącej do Południa wyspy, Seul dał jasno do zrozumienia, że czeka na okazję do odwetu - przypomina CSIS.

Wybuchnie bunt?

Inny groźny wariant to zapaść Korei Płn. spowodowana klęską głodu, która nawiedziła już kraj w latach 90. Od tego czasu powstał tam czarny rynek i quasi-rynkowe mechanizmy przetrwania. Kolejny głód może spowodować rebelię i implozję państwa.

Jak pisze "The New Yorker", głód w Korei Płn. pozostaje najbardziej nieudokumentowaną katastrofą humanitarną od czasów reżimu Pol Pota w Kambodży. Zabił od jednego do dwóch milionów osób. Uchodźcy opowiadali o powszechnych przypadkach głodzenia na śmierć osób starszych, by ocalić dzieci.

Od lat 90. ludzie nauczyli się uniezależniać od racjonowanych porcji żywności oferowanych przez państwo. "Robotnik w fabryce stawia się w pracy (...), po czym przekupuje nadzorcę, by wyjść i spędzić dzień łowiąc ryby lub handlując na czarnym rynku" - piszą eksperci CSIS. Zmiana w mentalności mieszkańców tego kraju stała się szczególnie widoczna, gdy w 2009 roku rząd zdewaluował walutę. Tłumy zareagowały gniewem. Doszło do samobójstw i ataków na policję.

Ostatnio nawet reżimowe media przyznały, że "głód jest palącym problemem w trakcie budowania kwitnącego państwa", krajowi znowu grozi więc klęska - pisze "Economist". Reżim pozostaje jednak obojętny tak długo, jak długo starcza żywności dla armii, środków na program nuklearny i luksusów dla wąskiej elity, która stanowi jego polityczne zaplecze. Ale rozpacz ludzi może osiągnąć masę krytyczną.

Kryzys w Korei Płn. może być dla następnej amerykańskiej administracji takim testem, jak 11 września dla George'a W. Busha i załamanie gospodarcze dla prezydenta Baracka Obamy. Według "Economist" reżim prędzej czy później upadnie, ale jego kres może nastąpić w bardzo dramatycznych okolicznościach. I gdzie podzieje się wtedy broń nuklearna?

Marta Fita-Czuchnowska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)