Nuklearne ambicje Erdogana. "Chce być jak sułtan"
Prezydent Turcji od dawna próbuje prowadzić mocarstwową politykę na Bliskim Wschodzie. I coraz częściej sugeruje, że do bycia prawdziwym mocarstwem potrzebna mu jest broń atomowa.
- Niektóre kraje mają rakiety z wieloma głowicami nuklearnymi, nie jedną czy dwoma. Ale my nie możemy mieć żadnej. Tego nie mogę zaakceptować - stwierdził turecki prezydent Recep Erdogan podczas wrześniowego zjazdu Partii Sprawiedliwości i Rozwoju w Sivas.
Słowa te, choć zaskakujące, nie wzbudziły światowej furory - nawet kiedy dwa tygodnie później Erdogan znów skrytykował światowy porządek nuklearny na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, mówiąc że broń atomowa powinna należeć "albo do każdego, albo powinna być całkowicie zakazana".
Dopiero w obliczu tureckiej inwazji na Syrię i napięć z USA, na tureckie sygnały zaczęto zwracać większą uwagę - zwłaszcza w kontekście pięćdziesięciu głowic termojądrowych składowanych w bazie lotniczej Incirlik nieopodal granicy z Syrią. Jeden z przedstawicieli Pentagonu wyznał nawet "New York Times", że bomby są "zakładnikami Erdogana".
Skąd wziąć bomby
Przejęcie amerykańskich bomb niemal na pewno nie wchodzi w grę - jeśli tureckiego prezydenta nie powstrzyma strach przed wojną z USA, to zrobi to technologia. Do uzbrojenia umieszczonych w Incirlik bomb B61 potrzebne są specjalne kody, mogą też zostać zdezaktywowane.
Przeczytaj później: USA wycofają broń atomową z Turcji? Stała się "zakładnikiem Erdogana"
Ale nie jest to jedyne źródło, z którego Erdogan mógłby pozyskać pożądaną broń. Mówi się co najmniej o dwóch. Pierwszy to budowana przez rosyjski Rosatom elektrownia atomowa w Akkuyu, która ma zostać ukończona w 2023 roku. Ale eksperci wskazują, że Rosja będzie miała niemal pełną kontrolę nad obiektem. I Moskwa nie pozwoliłaby na to, by stał się on bazą dla tureckiego programu atomowego.
Innym źródłem mógłby być Pakistan. Wśród od pewnego czasu krążyły plotki o wizytach tureckich przedstawicieli m.in. w pakistańskim Chuzdar, miejscu przechowywania broni atomowej. Według Sonera Cagaptaya z amerykańskiego think-tanku Washington Institute, Pakistan byłby dla Erdogana najbardziej prawdopodobnym kierunkiem w jego nuklearnych ambicjach.
- Jeśli Pakistan chciałby rozpropagować, a Turcja pozyskać broń, to byłoby idealne małżeństwo - stwierdził Turek. Dodał jednak, że w obecnych warunkach Erdogan nie byłby skłonny do zrobienia takiego kroku. Jakiekolwiek starania Turcji by pozyskać broń atomową zakończyłaby się międzynarodowymi sankcjami i izolacją kraju.
Mocarstwowe ambicje
Kalkulacje tureckiego prezydenta mogłyby się zmienić, jeśli broń zdobędą geopolityczni rywale Turcji - Iran i Arabia Saudyjska.
Podobnego zdania jest Tobias Fella, analityk w Fundacji Friedricha Eberta w Berlinie. Jego zdaniem turecki przywódca - przez krytyków często nazywany "sułtanem" - ma ambicję grać podobną rolę, co monarchowie Imperium Osmańskiego. Jak dodaje, imperialnej polityce sprzyja zmieniający się ład międzynarodowy.
- Patrząc na to z perspektywy, widzimy że zmieniają się granice, że żyjemy w czasach rodzących się na nowo mocarstw o imperialnych ambicjach. Mamy Rosję, USA, Imperium Osmańskie, Chiny, być może też UE - mówi WP ekspert. - Imperialna polityka kosztuje - zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Ale widzimy, że są państwa, które chcą ten koszt ponosić - dodaje.
Przeczytaj również: Erdogan znów straszy Kurdów. "Turcja zmiażdży głowy bojownikom"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl