Nowy metropolita krakowski i co jego wybór znaczy dla Kościoła [OPINIA]
Kardynał Grzegorz Ryś wraca do Krakowa. Ta decyzja to dobra informacja dla Krakowa, a zła dla Łodzi, ważny sygnał do polskiej hierarchii, ale także - o czym nie wolno zapominać - kolejny znak tego, że ławka otwartych i zgodnych z linią Franciszka i Leona XVI biskupów polskich jest bardzo krótka - pisze w opinii dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Gdyby rzecz dotyczyła polityki napisałbym, że w wielu krakowskich plebaniach strzeliły dzisiaj korki od szampana (a może odkorkowano butelki z mocniejszymi trunkami), ale jako że rzecz dotyczy religii posłużę się innym, bardziej religijnym porównaniem. Otóż wielu krakowskich księży - z całą pewnością - nuci sobie dzisiaj pod nosem paschalną pieśń: "wesoły nam dziś dzień nastał".
Inaczej jest tylko wśród najbliższych współpracowników arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Oni licząc na swojego zwierzchnika narazili się wielu kolegom i zapewne dzisiaj nucą raczej przebój Elektrycznych Gitar, "to jest już koniec/nie ma już nic". To, co dla innych jest powodem do radości, dla nich dziś z całą pewnością nim nie jest.
Tarczyński bronił Izraela w PE. "Jeśli Hamas nie zniknie, nie będzie pokoju"
I wcale nie chodzi o poglądy. Nawet ci z krakowskich księży, którym z poglądami emerytowanego metropolity było po drodze (a zapewniam, że ich nie brakowało) narzekali na brak komunikacji z arcybiskupem Jędraszewskim. Na jego zamknięte wiecznie drzwi, na to, że sekretarze i współpracownicy odcięli go od księży i świeckich. Kardynał Ryś zaś - i to podkreślają także ci, którzy niekoniecznie się z nim zgadzają - prezentuje całkowicie odmienny sposób komunikacji. On podaje swój telefon, można się z nim skontaktować, lubi rozmawiać.
I już tylko to sprawia, że przyjęty zostanie w swojej dawnej archidiecezji z otwartymi rękoma. Jeśli dodać do tego fakt, że wraca do domu, że był już w archidiecezji krakowskiej najpierw rektorem seminarium, a potem biskupem pomocniczym, co oznacza, że nie tylko świetnie zna wszystkich ( prawie wszystkich, bo z młodszymi rocznikami jest różnie) duchownych, ale i podstawowe problemy archidiecezji. To stawia go od razu w dobrej sytuacji, choć oczywiście wywołuje również ryzyko powrotu rozmaitych archidiecezjalnych koterii czy układów, w których każdy lub niemal każdy duchowny uczestniczy.
Nowoczesny kardynał
Istotną zmianą i siłą nowego metropolity krakowskiego jest także to, że w odróżnieniu od swojego poprzednika, niewątpliwie doskonale radzi on sobie z nowymi metodami duszpasterskimi. Jego poprzednik gromił, krytykował, wygłaszał długie homilie. Z ludźmi, szczególnie młodymi rozmawiać nie potrafił. Inaczej jest z kardynałem Grzegorzem Rysiem. Wielkie spotkania ewangelizacyjne, duszpasterstwo wspólnotowe, wychodzenie do ludzi są jego mocną stroną. I tak jak sprawdzało się w Łodzi, tak z całą pewnością będzie się sprawdzało w Krakowie.
Jest wreszcie, i to także trzeba powiedzieć jasno, kardynał Ryś hierarchą odważnym. To on, jako jeden z nielicznych (obok biskupa Krzysztofa Zadarko i watykańskiego kardynała Konrada Krajewskiego) polskich hierarchów jasno odcinał się od antymigracyjnej retoryki, potępiał szczucie przeciwko migrantom i bronił uchodźców. To w Kościele, który niestety zwiedziony został przez polityczną prawicę i populizm - wymagało odwagi, szczególnie, że inni hierarchowie albo niechętnie zabierali w tej sprawie głos, albo… wręcz prezentowali odmienne, niezgodne - dodajmy z nauczaniem Kościoła - stanowisko.
Ten ostatni element uświadamia także, że nominacja kardynała Rysia na metropolitę krakowskiego, jest ważnym sygnałem do polskich biskupów. Zmiana papieża, ostrożniejszy i bardziej wyważony model komunikacji Leona XIV, sprawiły, że część polskich biskupów uznała, że już nie trzeba ukrywać swoich prawdziwych poglądów, że już można je ujawnić, i że od teraz można spokojnie ignorować słuszne prawa osób skrzywdzonych seksualnie w Kościele, łamać złożone obietnice w sprawie poznania prawdy, czy głosić poglądy sprzeczne z nauczaniem społecznym Kościoła. Śmierć Franciszka miała sprawić, że wreszcie wszystko miało być po staremu.
Jaka przyszłość komisji?
I tu nagle - jak to się mawiało w czasach mojej młodości - ZONK. Nic z tego, bo mimo, że na nowego metropolitę krakowskiego typowano raczej hierarchów, którzy nie chcieli rozliczenia, odmawiali wsparcia dla ofiar i słynęli z pragnienia powrotu do przeszłości, to został nim człowiek, który jako drugi ( pierwszy był biskup Artur Ważny) powołał komisję, która ma zbadać kwestie przestępstw seksualnych w archidiecezji łódzkiej. Jest to też hierarcha, który broni migrantów, walczy o nowy model ewangelizacji i zamiast potępiać niewierzących próbuje zachęcać do wiary. Jest też znany z tego, że w odróżnieniu od wielu innych hierarchów dużo i mocno mówi o synodalności. Ta nominacja jest więc wyraźnym sygnałem, że Leon XIV chce takiego właśnie kierunku na jednej z dwóch najważniejszych archidiecezji w Polsce.
Rozjazd z Watykanem
Warto jednak dodać do tego jeszcze jeden element, który wcale nie nastraja optymistycznie. Otóż tak się składa, że ta nominacja, tak jak wcześniejsza nominacja na arcybiskupa warszawskiego byłego metropolity krakowskiego uświadamia jak krótka jest ławka otwartych, franciszkowych, odważnych biskupów w Polsce. Jeśli chce się mieć takiego w archidiecezji krakowskiej, to trzeba go zabrać z archidiecezji łódzkiej, a jeśli chciało się mieć takiego w Warszawie, to trzeba go było zabrać z Katowic. To uświadamia, że albo nuncjusz apostolski nie umie znaleźć nikogo odpowiedniego (co pewnie jest jednym z elementów), albo, że Kościół w Polsce na tyle rozjechał się z Watykanem, że takich osób jest naprawdę bardzo niewiele. I to jest realny problem.
Ale jest coś jeszcze, o czym nie wolno zapominać, a mianowicie to, jaki sygnał odebrali wierni i księża z Łodzi. Oni - po raz kolejny, bo przypomnijmy, że ich poprzedni metropolita też odszedł do Krakowa - dostali wiadomość, że ich archidiecezja jest tylko trampoliną do kolejnych nominacji, że nikogo nie dostają na stałe, że kolejni biskupi przychodzą i odchodzą. To nie jest dobry komunikat. Nie jest też jasne, co to odejście oznacza dla powołanej właśnie komisji ds. pedofilii w archidiecezji łódzkiej. Warto to przypomnieć - następca kardynała Rysia może - bo ma takie prawo - ją rozwiązać. I to też nie wygląda dobrze, jak odchodzi się zaraz po tak ważnej decyzji.
I na koniec warto jeszcze powiedzieć, że kolejne przeniesienia biskupów z diecezji do diecezji stawiają pytanie o teologię urzędu biskupa. Tradycyjna teologia - a innej nie mamy - mówi o zaślubinach biskupa z diecezją. Trudno więc nie zadać pytania, czy przenoszenie do nowej oblubienicy nie oznaczają - tak po ludzku - rozwodu i niewierności? Oczywiście zwyczaj przenoszenia biskupów funkcjonuje od dawna, ale warto stawiać - niezmiennie - pytania o jego teologiczne zakorzenienie, którego brakuje.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".