ŚwiatNowe "Państwo Islamskie" na Bliskim Wschodzie. Al-Kaida wzięła przykład z ISIS

Nowe "Państwo Islamskie" na Bliskim Wschodzie. Al‑Kaida wzięła przykład z ISIS

• Al-Kaida Półwyspu Arabskiego (AQAP) ustanowiła w Jemenie swoje minipaństwo
• Sukcesy terrorystów to efekt wojny domowej i anarchii w kraju
• AQAP to najgroźniejsza odnoga Al-Kaidy, która ma na swoim koncie zamachy w Europie

Nowe "Państwo Islamskie" na Bliskim Wschodzie. Al-Kaida wzięła przykład z ISIS
Źródło zdjęć: © AFP | RAMI AL-SAYED
Oskar Górzyński

Ten scenariusz jest dobrze znany: w jednym z krajów Bliskiego Wschodu wybucha wojna domowa, na którą nakładają się geopolityczne zmagania regionalnych potęg. Podczas gdy konflikt absorbuje uwagę mocarstw, na chaosie, anarchii i braku zainteresowania korzystają islamscy radykałowie, którzy zaprowadzają porządek, zjednują sobie część ludności, wkrótce rozszerzając swoje wpływy na tyle, by kontrolować wielkie połacie ziemi i stworzyć na nich własne struktury quasi-państwowe. Zyskują w ten sposób bazę do rozwoju i stają się zagrożeniem o zasięgu globalnym.

W ten sposób w Syrii i Iraku powstało tzw. Państwo Islamskie, a warianty tego schematu widzieliśmy też w Libii i Afganistanie. Mimo tego powtarzającego się scenariusza, wnioski z doświadczeń zdaje się wyciągać tylko jedna strona - terroryści. W ciągu ostatnich kilku miesięcy do powtórki doszło w Jemenie, gdzie własnego "minipaństwa" dorobiła się Al-Kaida Półwyspu Arabskiego (AQAP).

Uznawana za najgroźniejszą gałąź Al-Kaidy, AQAP była obecna w Jemenie od dawna, jednak za rządów prezydenta Mansura Hadiego oraz jego poprzednika Alego Abdullaha Saleha, jej możliwości były ograniczone, bo amerykańskie uderzenia z powietrza oraz ataki szkolonych przez siły USA żołnierzy rządu w Sanie zepchnęły organizację do defensywy. Tak było do stycznia ubiegłego roku, kiedy szyiccy rebelianci z ruchu Huti zmusili Hadiego do ucieczki ze stolicy - a w ślad za nim wycofania z kraju amerykańskich żołnierzy. Za sprawą interwencji Arabii Saudyjskiej, konflikt wkrótce stał się kolejną areną saudyjsko-irańskiej rywalizacji w regionie, co doprowadziło do eskalacji konfliktu i humanitarnej katastrofy.

Podczas gdy walki między Huti i siłami rządu skupiały się w południowo-zachodniej, najgęściej zaludnionej części kraju, na wschodzie AQAP skorzystał z okazji, przejmując kolejne miejscowości, często opuszczone przez żołnierzy reżimu, i krok po kroku budując swoje struktury - niekiedy zresztą przy cichej akceptacji miejscowej ludności.

- Wolę, żeby oni tu zostali, sytuacja teraz jest stabilna, przynajmniej bardziej stabilna niż w "wyzwolonych" częściach Jemenu. Alternatywa dla Al-Kaidy jest dużo gorsza - powiedział agencji Reuters jeden z mieszkańców Mukalli, 200-tysięcznego miasta przejętego przez dżihadystów.

Dziś AQAP posiada kontrolę nad 10 miejscowościami. Mimo że władzę sprawuje poprzez lokalnych popleczników i nie pod szyldem Al-Kaidy, rządy fundamentalistów są bezwzględne i niewiele różnią się od stylu rządów ich ideologicznych rywali z ISIS : "grzesznicy" i "czarownicy" są publicznie chłostani i zabijani, dochodzi też do niszczenia świątyń sufitów, "heretyckiego" odłamu islamu. Podobnie jak ISIS w Syrii i Iraku, AQAP pobiera podatki i czerpie zyski z pól naftowych i rafinerii. Majątek organizacji w tym najuboższym państwie Bliskiego Wschodu szacowany jest na 100 milionów dolarów.

Przez długie miesiące sukcesy Al-Kaidy pozostawały głównie w cieniu walk między Huti i reżimem oraz wojny w Syrii. Nie oznacza to jednak, że dżihadyści zostali kompletnie pozostawieni sami sobie. Kilka miesięcy po tym, jak terroryści AQAP, bracia Kouachi, dokonali zamachu na redakcję "Charlie Hebdo" w Paryżu, atak przeprowadzony przez amerykańskiego drona zabił kilku najważniejszych postaci organizacji, włącznie z jej przywódcą i numerem dwa w całej Al-Kaidzie, Nasirem al-Wuhajszim. Co więcej, od początku tego roku USA zintensyfikowały swoją kampanię uderzeń z powietrza. Ostatni nalot na obiekt AQAP w Mukalli zabił 50 dżihadystów. Jednak w porównaniu do walk z ISIS, liczba przeprowadzanych ataków jest nikła i nie wystarczy, by zachwiać siłą terrorystów.

- Biorąc pod uwagę to, jak wiele Al-Kaida zawdzięczała Wuhajsziemu, to wręcz niesamowite, że nadal stanowią taką siłę w kraju. Ale faktem jest, że AQAP wykorzystał pustkę pozostawioną przez władze i dzięki temu jest teraz silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej - mówi WP Tobias Borck, ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Exeter w Anglii. Jak podkreśla, to nie pierwszy raz, gdy dżihadyści z Jemenu korzystają z szansy na zwiększenie swoich wpływów. Za każdym razem USA i siły jemeńskie potrafiły odebrać terrorystom ich zdobycze, ale nigdy nie były w stanie zupełnie ich pokonać. - Wydaje się, że Saudowie i USA przyjęli taką postawę: najpierw poczekajmy na zakończenie wojny, a potem na poważnie zajmiemy się AQAP - dodaje ekspert.

Teoretycznie szansa na osiągnięcie pokoju jest blisko - w poniedziałek w Kuwejcie miało dojść do kolejnej, piątej już rundy rozmów pokojowych. Miało dojść, bo konferencję ostatecznie przełożono ze względu na liczne pogwałcenia rozejmu, obowiązującego od 11 kwietnia. Jak mówi Borck, porozumienie wydaje się coraz bliżej, lecz wątpliwe jest, by doszło do niego podczas najbliższych negocjacji.

- Kilka trudnych spraw już uzgodniono, ale wciąż wielką zagadką jest to, jaka będzie rola Hutich w nowym, powojennym układzie. Saudom zależy na tym, by nie stali się oni czymś takim jak Hezbollach w Libanie, samodzielną, lecz zależną od Iranu formacją mającą siłę oddziaływania wykraczającą poza granice kraju - mówi analityk. - Jeśli uda się dojść do porozumienia, myślę, że tylko kwestią czasu będzie odwrócenie fali sukcesów AQAP. Ale to, kiedy do pokoju dojdzie, to wciąż ogromna niewiadoma - zaznacza.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (133)