Nowa moda na zabijanie zwierząt
Wśród bogatych Polaków zapanowała nowa moda. Jeżdżą do lasów, by zabijać zwierzęta. Nie interesuje ich zdobycz, tylko uśmiercanie - informuje "Życie Warszawy".
30.12.2005 | aktual.: 30.12.2005 07:07
- Coraz częściej bogaci ludzie kupują broń oraz taki sprzęt, jak noktowizory i ruszają do lasu kłusować dla rozrywki - mówi Marek Matysek, rzecznik prasowy Polskiego Związku Łowieckiego. Matysek przyznaje, że już wielokrotnie na swojej drodze spotykał takie osoby.
- Siedziałem wieczorem na ambonie (wieżyczce do polowania) i widzę, że niedaleko mnie przejeżdża samochód terenowy, z którego ludzie wypatrywali zwierzyny. Po chwili padły strzały. Nie zareagowałem, bo byłem sam, a tacy bywają nieobliczalni - opowiada.
Według danych Lasów Państwowych w 1999 r. były 493 udokumentowane przypadki kłusownictwa, w 2004 r. - 654. Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy LP przyznaje, że te liczby nie oddają skali problemu. - Takich przypadków jest na pewno o wiele więcej, ale nie zawsze docierają do nas informacje o takich praktykach - dodaje.
PZŁ szacuje natomiast, że w zeszłym roku we wnykach zginęło między innymi sześć tysięcy saren i zajęcy, ponad trzy i pół tysiąca dzików i 1700 jeleni. Samych wnyków w lasach znaleziono ponad 200 tysięcy. Porządku ma pilnować Państwowa Straż Łowiecka. Jednak jej działalność znacznie ogranicza brak pieniędzy.
- Jest u nas tylko osiem osób, miało być o 20 więcej, ale z powodu cięć budżetowych nie ma dodatkowych etatów - mówi Ryszard Drozd, komendant PSŁ w Rzeszowie. - W naszym województwie kłusownictwo jest częstym zjawiskiem. Jednak staramy się robić wszystko, co w naszej mocy, aby walczyć z tym procederem - dodaje. Komendant przyznaje, że też natknął się wiele razy na kłusowników, którzy strzelali, by podnieść sobie poziom adrenaliny.
- Niestety, trudno jest kłusownikowi udowodnić przestępstwo. Gdy kogoś złapie się przy wnykach, tłumaczy, że chciał je zabezpieczyć, aby komuś nie zrobiły krzywdy. Natomiast gdy jakaś sprawa znajdzie się w sądzie, to i tak zapada niski wyrok z powodu małej szkodliwości społecznej czynu - mówi nam myśliwy z Warszawy.
Kłusują też biedacy. Zmusza ich do tego sytuacja życiowa. - Słyszałem o takich przypadkach, a głównie dotyczy to okolic, gdzie kiedyś były pegeery. Ludzie kłusują, by mieć co do garnka włożyć - mówi Matysek.