Norwegia zdumiona. Kraj jest oblężony przez turystów
Norweska branża turystyczna w szoku. Takiego oblężenia na północy jeszcze nie notowano. Turyści masowo przybywają na północ kraju z różnych stron świata. Dla wielu z nich pretekstem do wyprawy jest szczególne zjawisko na niebie.
"Do grudnia mieliśmy trzykrotnie więcej rezerwacji na tegoroczny sezon zimowy. Nigdy wcześniej tego nie widzieliśmy. To niesamowite" - mówi w rozmowie z "The Barents Observer" Trond Arne Kongsli, dyrektor generalny firmy turystycznej Best Arctic.
Jak magnes przyciąga turystów "stolica zorzy polarnej", Tromsø. Nie zniechęca nawet mroźna aura - temperatura o tej porze roku spada do minus 10 stopni Celsjusza, a czasem więcej.
Zorza polarna to główny powód, dla którego turyści przybywają na północ Norwegii. Podróże ułatwiają bezpośrednie połączenia Tromsø z różnymi częściami Europy - w tygodniu odbywa się około 20 bezpośrednich lotów. Trwa budowa nowego terminalu na lotnisku, więc podróżnych może być wkrótce jeszcze więcej. Trasa powietrzna to zimą w zasadzie jedyna droga, którą można się przedostać na północ.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Dzieci hossy" zarobiły krocie. Ekspert: idzie załamanie
"Od dziecka chciałam zobaczyć zorzę polarną. Sprawdziliśmy z mężem w Google, że tu jest stolica tego zjawiska" - powiedziała "The Barents Observer" Katrin, turystka z Niemiec. Z tego kraju przybywa większość turystów, ale sympatycy zorzy ciągną tu także ze Szwajcarii, Austrii, Wielkiej Brytanii i krajów azjatyckich, takich jak Chiny i Malezja. Coraz więcej turystów przyjeżdża także z Indii.
"W zeszłym sezonie zimowym, od 1 października 2022 do kwietnia 2023 roku na północy Norwegii gościliśmy 320 tysięcy międzynarodowych gości. W tym roku planujemy osiągnąć wynik do 350 tysięcy" - mówi Børre Berglund, menadżer zrzeszenia 105 biur podróży Arctic-365.
O uwagę łowców zorzy Norwegia konkuruje z Laponią i północną Szwecją. Jednak dodatkowym walorem turystycznym jest możliwość obserwowania wielorybów czy łowienie krabów królewskich prosto z Morza Barentsa. Takie atrakcje oferuje także Kirkenes, norweskie miasto na granicy z Rosją, które jednak nie ma aż tak dobrej komunikacji ze światem.
Jest jednak jedna wada tego norweskiego kierunku - wysokie koszty. Ceny rosną i są - jak zauważają nawet turyści z Niemiec - znacznie wyższe niż u nich w kraju.