Nocna akcja polityka PiS. "Chuliganeria polityczna"
Wracali ze spotkania z posłami PiS w Urzędowie. Były już ostatnie godziny przed ciszą wyborczą i właśnie wtedy postanowili zrywać banery wyborcze przeciwników Karola Nawrockiego. Wiceprzewodniczący Rady Miasta Kraśnik z PiS nie chce powiedzieć, z kim był na nocnej akcji. Będzie to ustalać policja.
Pan Piotr wandali nakrył w piątek 16 maja, około godz. 21.30, czyli tuż przed ciszą wyborczą podczas pierwszej tury wyborów prezydenckich. Wyszedł z zakupów w Lidlu przy al. Niepodległości w Kraśniku, kiedy zauważył dwóch dziwnie zachowujących się mężczyzn.
- Na ogrodzeniu Spółdzielni Inwalidów "Jedność" wisiały banery wyborcze głównych kandydatów w wyborach prezydenckich. Od Karola Nawrockiego, przez Grzegorza Brauna, po Magdalenę Biejat i Rafała Trzaskowskiego. Zauważyłem, że z samochodu, który podjechał, wysiadło dwóch panów, którzy zaczęli rękami zdzierać wszystkie plakaty, ale oprócz Brauna i Nawrockiego - relacjonuje pan Piotr w rozmowie z WP.
Podszedł do mężczyzn i zapytał, czemu niszczą materiały wyborcze, wskazując, że to łamanie prawe.
- Oni chyba do końca nie wiedzieli, co mi odpowiedzieć, byli tak przejęci sytuacją. Usłyszałem, że nie jestem Polakiem i chrześcijaninem, że nie pozwalam im na to niszczenie - relacjonuje pan Piotr.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nawrocki zdobył tu ponad 50 proc. głosów. "Może zrobić porządek"
Na nagraniu udostępnionym w mediach społecznościowych przez portal Inne Życie Kraśnika słychać, że jeden z mężczyzn tłumaczy, że o zdjęcie plakatów poprosił ich właściciel hurtowni, która podobnie jak spółdzielnia inwalidów znajduje się za ogrodzeniem.
Kiedy słyszy, że to zabronione, tłumaczy się, że prawdopodobnie doszło do pomyłki i obiecuje, że plakaty zostaną powieszone na nowo.
- No to zawiesimy, no Boże kochany. Przecież normalna rzecz, pomyłka - mówi.
Radny PiS mówi, że tylko podwiózł kolegę
Jak się okazuje, mężczyzną tłumaczącym się na filmie ze zrywania banerów jest wiceprzewodniczący Rady Miasta Kraśnik, Zbigniew Bartysiak z Prawa i Sprawiedliwości. W rozmowie z WP Bartysiak przekonywał, że on sam wcale nie zdejmował banerów.
- Niech mi ten pan pokaże dowód, że to ja zdejmowałem. Ja do tego się nie dotykałem - stwierdził.
Równocześnie przyznał, że rzeczywiście przepraszał za ich zerwanie. - Ale robiłem to za tego kolegę. On miał upoważnienie od właściciela płotu. Jechaliśmy razem, on mnie poprosił, żeby podjechać w to miejsce - tłumacz Zbigniew Bartysiak.
Radny PiS mówi, że obaj tego wieczoru wracali ze spotkania wyborczego z posłami PiS w pobliskim Urzędowie, gdzie w piątek wieczorem gościli m.in. Przemysław Czarnek, Michał Moskal czy Sylwester Tułajew. Zaprzecza, że decyzja o zrywaniu banerów zapadła właśnie podczas spotkania. Mówi, że jego kolega dostał tę prośbę wcześniej.
Kiedy pytamy, kim jest kolega, który zrywał banery, nie chce tego powiedzieć. Przekonuje, że to nie działacz PiS, a jedynie sympatyk.
- Ja nie będę go przedstawiał. Nie upoważnił mnie do tego - mówi Zbigniew Bartysiak.
Właściciele ogrodzenia: nic nie zlecaliśmy
Sprawdziliśmy, czy panowie rzeczywiście byli proszeni przez właściciela terenu o zdjęcie banerów wyborczych.
- Nigdy czegoś takiego nie zlecałem - mówi WP Tadeusz Członka, prezes Spółdzielni Inwalidów "Jedność", do której należy część ogrodzenia. - Nawet gdyby coś powieszone było bez pozwolenia, to nikt nie ma prawa go ściągnąć, tylko trzeba powiadomić komitet, żeby to zdjął i tyle, a nie po nocy zrywać - dodaje.
To samo mówi prezes hurtowni wędlin Publimar, do której należy druga część ogrodzenia. - Pierwsze słyszę, żebym komuś kazał zrywać plakaty - dziwi się Lucjan Staniszewski, prezes Publimaru.
Tadeusz Członka jest oburzony zachowaniem obu mężczyzn, zwłaszcza, że na tym samym ogrodzeniu sam powiesił dwa banery Magdaleny Biejat.
- Uważam, że pan wiceprzewodniczący zachował się skandalicznie i wystąpił w roli takiego tępego narzędzia chuliganerii politycznej. Bo jak inaczej nazwać takie zachowanie? W jego wieku, z jego funkcją? - dziwi się Tadeusz Członka w rozmowie z WP.
Pan Piotr rozżalony reakcją policji
Pan Piotr, będąc jeszcze na miejscu zdarzenia, zawiadomił o sprawie policję.
- Widziałem, że dochodzi do wandalizmu, więc zadzwoniłem na 112, a pani mi przekazała, że poinformuje najbliższą jednostkę policji. Czekałem z pół godziny, ale nikt nie przyjechał - dziwi się pan Piotr, który zrezygnowany postanowił wrócić do domu.
Mężczyzna był zaskoczony, że od piątku 16 maja do czwartku 22 maja nikt z policji się z nim nie skontaktował. - Przeszedłem się nawet na komendę, ale usłyszałem, że wszystko jest już wyjaśnione. Że panowie wyjaśnili, że to była jakaś pomyłka - mówi rozżalony mieszkaniec Kraśnika.
Policjanci tłumaczą, że w czwartek ponownie skontaktowali się z panem Piotrem.
- Zostało odebrane zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia. Czynności są prowadzone, mamy załączony materiał wideo z tego zdarzenia, który zostanie poddany analizie i gromadzimy materiał dowodowy w tej sprawie. Jeżeli ustalimy, że doszło do naruszenia przepisów, ewentualni sprawcy zostaną rozliczeni - zapowiada aspirant Paweł Cieliczko z Komendy Powiatowej Policji w Kraśniku.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl