"Nikt nie pyta, czy dziecko może wejść do restauracji". Właściciele psów burzą się na zasady

Choć powstaje coraz więcej restauracji i kawiarni przyjaznych zwierzętom, miski z wodą dla psów stają się normą, a niektóre lokale mają nawet specjalne menu dla czworonogów, to wciąż spotyka się sytuacje, w których właściciele psów nie są wpuszczani do restauracji. Wyrzuca się ich nawet z ogródków. Pytanie, czy rzeczywiście inni klienci mają być zmuszani do konsumowania posiłku w towarzystwie nieswoich zwierząt?

"Nikt nie pyta, czy dziecko może wejść do restauracji". Właściciele psów burzą się na zasady
Źródło zdjęć: © White Smoke Studio
Nina Harbuz

01.12.2017 | aktual.: 01.12.2017 19:03

Nasz czytelnik w czerwcu tego roku adoptował kundelka ze schroniska. Piesek jest cichy, spokojny, nigdy nie warczy i jest mały, bo waży niecałe 10 kg. Pan Krzysztof podróżując po Polsce wszędzie go ze sobą zabiera i w większych miastach nie miał nigdy problemu, żeby wejść z psem do restauracji. Kłopoty zaczęły się w Ustroniu Morskim. - Byłem w ten weekend ze znajomymi, w sumie 4 osoby, chcieliśmy zjeść duży obiad. Zapytałem kelnerkę, czy możemy zostać z małym pieskiem, ale odmówiła, mówiąc, że tego dnia jest dużo klientów. Przy stolikach siedziało w sumie 5 osób i nikt z obecnych nie protestował - opowiada pan Krzysztof, który natychmiast wyszedł z restauracji i pojechał zjeść posiłek w bistro w Białogardzie, gdzie psy były mile widziane. - Będąc tak liczną grupą zostawilibyśmy rachunek na co najmniej 200 złotych, więc restauracja straciła, nie chcąc nas wpuścić - dodaje.

Podobnego zdania jest pani Magdalena, właścicielka Gai. - Nie jestem fanatyczką i nie twierdzę, że psy powinny wchodzić wszędzie, ale właściciele psów to ogromna grupa klientów, więc blokowanie im wstępu do restauracji jest kompletnie niebiznesowym podejściem, to odcinanie sobie źródła dochodu - mówi. - Od wielu lat nie jeździmy z mężem do Zakopanego, które jest szczególnie nieprzyjazne psom. Wybieramy Bawarię, gdzie z psem można wejść nie tylko na teren Parku Narodowego, ale nawet do muzeum czy zamku, jeśli pies jest mały i trzyma się go na rękach albo w plecaku. W Zakopanem na 10 restauracji, do których chciałam wejść z Gają, tylko dwie zgodziły się wpuścić psa - dodaje.

Obraz
© Archiwum prywatne

Gaja, pies pani Magdy

W dużych miastach także zdarzają się problemy ze zjedzeniem posiłku w restauracji z psem siedzącym pod stołem. W sierpniu tego roku pani Paulina chciała usiąść w ogródku na Saskiej Kępie w jednej z popularnych restauracji z kebabem. - Weszłam z moją mamą, synkiem i 5-miesięcznym amstaffem do ogródka i od razu podbiegła do nas kelnerka, mówiąc, że z psami wchodzić nie wolno - opowiada kobieta. - Poprosiłam o rozmowę z menadżerką, ale kobieta, poza wznoszeniem oczu w stronę nieba, nie była w stanie niczym uzasadnić swojej odmowy, a nie jestem na tyle bezduszna, żeby zostawić psa zamkniętego na 2 godziny w samochodzie, żeby czekał aż zjemy.

Obraz
© Archiwum prywatne

Raggi, pies Pauliny

Filip Walczyński, który przez 10 lat prowadził w Warszawie restaurację wspomina, że godził się na obecność klientów z psami. - Najczęściej było spokojnie, psy grzeczne, więc nie było problemu - wspomina Walczyński. Zaprotestował kiedy jedna z klientek postawiła na stole sznaucera. Pani się na szczęście zreflektowała, zestawiła psa na ziemię i powiedziała, że zwyczajnie się zapomniała, bo "piesek czasem tak zajda w domu". - Zniesmaczyło mnie też kiedy inna klientka podstawiła psu pod pysk talerz do wylizania - kontynuuje opowieść.- Pamiętam też sytuację kiedy pewna kobieta weszła najpierw sama, żeby zapytać, czy może wprowadzić "psiaka". Dokładnie tego słowa użyła. Po czym do restauracji wkroczyły 3 wilczarze irlandzkie, jedna z największych ras na świecie. Zażartowałem, że czasem do kuchni wjeżdżam konno - opowiada.

Obraz
© White Smoke Studio

White, pies pani Doroty

Dorota Kaszuba, fotografka z White Smoke Studio, stara się zabierać ze sobą psy, Whita i Smoka, wszędzie. Nie wszędzie jednak jest w stanie z nimi wejść. Wstępu odmówiono jej latem do restauracji na stacji benzynowej, gdzie chciała zjeść obiad w czasie podróży po Polsce. Musiałaby zamknąć psy w upale w aucie, na co się, rzecz jasna, nie zdecydowała.

- Poświęcamy z partnerem dużo czasu na wychowanie i socjalizowanie naszych psów, właśnie po to, żeby móc je wszędzie zabierać - mówi Dorota. - Moim zdaniem wszystko zależy od psa i właściciela. Jeśli psiak się zachowuje grzecznie, nie widzę powodu, żeby nie można było go zabierać gdzie się chce, tak jak dzieci, choć w ich przypadku nikt nie pyta, czy z dzieckiem może gdzieś wejść, czy nie. Nawet kiedy dzieciak zachowuje się skandalicznie, a rodzice na to nie reagują - dodaje.

Obraz
© White Smoke Studio

Smok, pies pani Doroty

Joanna Saniewska właścicielka Ciri i Haru także stara się zabierać psy wszędzie gdzie tylko się da. - Często chodzę z nimi do zaprzyjaźnionej restauracji Sushi, niedaleko domu - opowiada. - Zdarzyło się kiedyś, że weszłam z psami, a pani, która siedziała w środku, dosłownie zbladła na ich widok i wyglądała jakby miała za chwilę dostać zawału. Powiedziała, że od dziecka panicznie boi się psów, więc po prostu wyszłam z nimi. Nie widzę powodu, dla którego mój komfort ma się odbywać cudzym kosztem - stwierdza.

Obraz
© Archiwum prywatne/Joanna Saniewska

Ciri i Haru, psy Joanny Saniewskiej

Nie ma żadnych odgórnych przepisów, które zakazywałyby wpuszczania psów do restauracji. Zależy to od decyzji właściciela lokalu. - Jedynym powodem może być niemożność zapewnienia bezpieczeństwa żywności, co wynika z unijnego rozporządzenia na temat higieny środków spożywczych, ale w praktyce musiałoby to oznaczać, że zwierzęta będą wchodzić do tego samego pomieszczenia, w którym jest żywność - tłumaczy Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. - Restauracja musi wpuścić człowieka z psem i nie ma prawa tego nie zrobić w sytuacji kiedy klientem jest osoba w towarzystwie psa przewodnika. To mogą być osoby niewidome, niepełnosprawne, ale i trenerzy takich psów - dodaje Bondar.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (1396)