Nikki Haley nie zatrzyma Trumpa w wyścigu po nominację. Jest jednak pewne "ale"
Wszystko wskazuje, że w tym roku czekają nas wyjątkowo krótkie prawybory w amerykańskiej Partii Republikańskiej. Donald Trump, mimo wszystkich kłopotów z prawem i całego wątpliwego dziedzictwa swojej prezydentury, pewnie zmierza po republikańską nominację. Może mieć jednak pewnie problemy ze strony Nikki Haley.
04.02.2024 | aktual.: 04.02.2024 19:01
Prawie wszyscy kluczowi konkurenci Trumpa zrezygnowali, zanim wyborczy wyścig tak naprawdę się rozpoczął. Długo przedstawiany jako najpoważniejszy konkurent gubernator Florydy Ron DeSantis wycofał się po rozpoczynającym prawyborczy sezon konwentyklu w Iowa, przepalając na swoją nieudaną kampanię – jak donosi "New York Times" – około 160 milionów dolarów.
Na placu boju została jedna konkurentka: była gubernatorka Karoliny Południowej i była ambasadorka Stanów przy ONZ Nikki Haley. Haley przegrała pierwsze prawybory w New Hampshire, ale przewaga Trumpa – 11 punktów procentowych – była dużo mniej miażdżąca niż można się było spodziewać. Pod koniec lutego kandydaci zmierzą się w prawyborach w Karolinie Południowej, macierzystym stanie Haley. Choć sondażowa przewaga Trumpa jest tam na razie większa niż w New Hampshire, to wydaje się, że Hayley nie zamierza się wycofać z wyścigu przynajmniej do "superwtorku" na początku marca – gdy prawybory zorganizuje tego samego dnia kilka stanów, w sumie wybierających ponad jedną trzecią delegatów na republikańską konwencję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Demokraci trzymają kciuki, by Haley utrzymała się w wyścigu jak najdłużej. Bo im dłużej Trump będzie zmuszony walczyć z nią o poparcie Republikanów, tym później będzie mógł skupić wszystkie swoje zasoby na walce z Bidenem.
Opór bardziej pragmatyczny niż pryncypialny
Kim jest Haley i dlaczego trwa w oporze wobec Trumpa? Córka migrantów z Indii, po pracy w rodzinnym biznesie, zajmującym się handlem odzieżą, weszła do stanowej polityki Karoliny Południowej, dostając się jako Republikanka do stanowej legislatury. W 2010 roku ustępujący republikański gubernator stanu przekonał ją do ubiegania się o zwalniany przez niego urząd – Haley wygrywa wybory, a cztery lata później zapewnia sobie reelekcję.
Jej polityka budzie kontrowersje, ale zwraca na nią uwagę ogólnokrajowych mediów i opinii publicznej. W połowie poprzedniej dekady Haley staje się jedną z najbardziej rozpoznawalnych polityczek stanowych w kraju. W prawyborach w 2016 roku popiera senatora z Florydy Marco Rubio, a następnie senatora Teda Cruza z Teksasu. Krytykuje Trumpa, przestrzega przed jego polaryzującą retoryką. Gdy Trump zostaje kandydatem republikanów, udziela mu jednak poparcia, przekonuje, że kontrowersyjny celebryta ma najlepszy program dla Stanów. W rewanżu Trump mianuje ją ambasadorką przy ONZ.
Po kilku latach przerwy poza czynną polityką Haley wraca do prezydenckiego wyścigu. Prawybory ułożyły się tak, że jest ostatnią osobą stawiającą opór Trumpowi. Ten opór jest jednak raczej pragmatyczny niż pryncypialni. Haley nie przeciwstawia się Trumpowi w imię zasad, nie przestrzega przed byłym prezydentem jako przed kimś, kto zagraża fundamentalnym wartościom amerykańskiej demokracji i Partii Republikańskiej.
Była gubernatorka Karoliny Południowej stara się też przekonać partię, że dziś to nie Trump, a ona ma największą szansę pokonać Bidena w wyborach. Haley podnosi też nieustannie kwestię wieku Trumpa – były prezydent skończy w czerwcu 78 lat – i związanych z tym poznawczych i zdrowotnych deficytów.
Stary i nowy populizm
Haley jest też trudno, gdyż jej polityka odstaje dziś od głównego, trumpowskiego nurtu Partii Republikańskiej. Bynajmniej nie dlatego, by Haley była centrową polityczką, przedstawicielką umiarkowanego, oświeconego konserwatyzmu. Jak niedawno zwrócił uwagę na łamach portalu Politico Adam Wren, od Trumpa odróżnia ją to, że reprezentuje ona wcześniejszą, poprzedzającą trumpowską falę radykalizacji Partii Republikańskiej.
Haley obejmowała urząd gubernatorki w momencie, gdy na Republikanów mocny wpływ miał radykalny ruch Tea Party. Wśród tematów najbardziej ożywiających prawe skrzydło Republikanów znajduję się wtedy – obok kwestii kulturowych – migracja i nadmierny deficyt budżetowy. Wrogiem jest nadmiernie próbujący ingerować w gospodarkę rząd federalny oraz związki zawodowe.
Haley w dużej mierze wpisuje się w te fale. Karolina Południowa pod jej przywództwem przyjmuje drakońskie przepisy, mające uderzyć w nielegalną migrację, które Sąd Najwyższy uznaje później za niekonstytucyjne. Haley zachwala swój stan inwestorom i z dumą przedstawia się jako polityczka szczególnie bezwzględna wobec "baronów związkowych".
Od tego czasu Haley nie zmieniła poglądów, zmieniła się jednak natura republikańskiego populizmu. Choć ciągle zajmuje go migracja i takie kwestie jak aborcja, sprzeciw wobec praw osób transpłciowych czy edukacji seksualnej w szkołach publicznych, to jednocześnie trumpowskie skrzydło partii zupełnie porzuciło obsesje wokół deficytu budżetowego i innych tematów szczególnie ważnych dla tzw. fiskalnych konserwatystów. Trump był gotowy przyjąć populistyczną gospodarczo politykę, świadomie przedstawiał się jako jedyny polityk, który nie siedzi w kieszeni wielkiego biznesu, tylko troszczy się o zwykłych pracowników. Dla Trumpa i odmienionej przez niego republikańskiej bazy problemem nie są "baronowie związkowi", ale globalizacja, zabierająca miejsca pracy amerykańskim pracownikom i przenosząca je do Chin.
W polityce zagranicznej Haley jest też dziedziczką "reaganowskiej" tradycji. Opowiada się za aktywną, "jastrzębią" polityką Waszyngtonu, niewzbraniającą się przed użyciem siły. Choć podobnie jak Trump Haley postrzega Chiny jako głównego wroga Stanów, to jednocześnie jest przekonana, że nie można pozwolić, by Rosja wygrała wojnę w Ukrainie. Opowiada się za kontynuacją pomocy Ukrainie, widzi w tym narodowy interes Stanów.
Z kolei Trump i coraz więcej Republikanów jest przekonanych, że w obliczu wyzwań ze strony Chin nie można rozpraszać sił i angażować się w konflikt w Europie Wschodniej. Uważają, że z Putinem trzeba się jakoś porozumieć, a los Ukrainy, to czy przetrwa jako niezależne, sprzymierzone z zachodem państwo, nie jest czymś istotnym z punktu widzenia amerykańskich interesów.
Jak bardzo Haley może zaszkodzić Trumpowi?
Jednak nic nie wskazuje na to, by Haley została kandydatką Republikanów. Z punktu widzenia naszego regionu kluczowe pytanie brzmi więc: na ile jej skazana na klęskę kampania może osłabić Trumpa? Czy wystarczająco, by przegrał starcie z Bidenem jesienią?
Dziś nie sposób tego oczywiście przewidzieć. Z pewnością widać, że Trumpa bardzo frustruje to, że nie jest jeszcze w stanie ogłosić zwycięstwa w republikańskim wyścigu. Były prezydent eskaluje bardzo brutalne ataki na Haley, często potwierdzając w ten sposób zarzuty swojej konkurentki, przekonującej, że ktoś, kto tak nie panuje nad własnymi emocjami, nie jest może najlepszym kandydatem do tego, by w imieniu Stanów negocjować z innymi globalnymi przywódcami.
Trump w jednym z wystąpień brzmiał jakby pomylił Haley z byłą demokratyczną spikerką Izby Reprezentantów Nancy Pelosi – co rezonuje z tym, co, była ambasadorka przy ONZ, mówi o wieku Trumpa i związanych z nim problemach prezydenta.
Jak twierdzą amerykańscy komentatorzy, wielu wyborców zapomniało, jak wyglądała realnie kadencja Trumpa, jakie klęski poniósł on jako prezydent. Trump jest dziś dla przepełnionej złością, coraz bardziej obco czującej się w Ameryce Bidena republikańskiej bazy niejasnym symbolem, pustym naczyniem, który wypełniają bliską sobie treścią. Haley ukonkretnia obraz byłego prezydenta, prowokuje go do błędów – co może sprawić, że jakaś część osób potencjalnie rozważających głos na Trumpa jesienią jeszcze się zastanowi. Nie będą to wielkie liczby – republikańska baza wydaje się całkowicie uwiedziona przez byłego prezydenta – ale mogą rozstrzygnąć wynik jesienią.
"A nie mówiłam?"
Jaką korzyść z takiej przegranej kampanii może odnieść Haley? Nie można oczywiście wykluczyć, że polityczce chodzi o to, by podbijać stawkę i wycofać się w odpowiednim momencie w zamian za określone koncesje ze strony Trumpa. Ale możliwy jest też inny scenariusz.
Zwycięstwo Trumpa – najpierw w prawyborach, potem w wyborach prezydenckich – wstrząsnęło Partią Republikańską i odmieniło ją, przekształcając na obraz i podobieństwo byłego prezydenta. Jednocześnie, odkąd Trump wprowadził się do Białego Domu, republikanie przegrywali – albo wygrywali znacznie poniżej oczekiwań – wszystkie narodowe wybory.
Jeśli Trump po raz drugi z rzędu przegra w tym roku, to republikański establishment, dziś niezdolny przeciwstawić się byłemu prezydentowi, będzie musiał wyciągnąć wnioski. W partii zaczną się rozliczenia, wezwania do resetu i szukania nowej, już nie-trumpowskiej formuły. W tym chaosie Haley będzie mogła powiedzieć "a nie mówiłam?". Co będzie całkiem dobrą pozycją przed kolejną rozgrywką o najwyższą stawkę.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek