PolskaNIK uchodził za ostatnią ostoję wiarygodności. Straci autorytet?

NIK uchodził za ostatnią ostoję wiarygodności. Straci autorytet?

Najwyższa Izba Kontroli. Naczelny organ w Polsce, odpowiadający za weryfikację działań innych instytucji, również rządowych. Ostatnie dni pełne są jednak doniesień o nieprawidłowościach w obsadzaniu stanowisk w NIK, a kłopoty ma sam prezes Krzysztof Kwiatkowski. Czy wobec ostatnich informacji można traktować NIK jako instytucję wiarygodną i niezależną?

NIK uchodził za ostatnią ostoję wiarygodności. Straci autorytet?
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński

02.09.2015 | aktual.: 02.09.2015 15:09

Centralne Biuro Antykorupcyjne podczas swoich działań operacyjnych dotarło do nieprawidłowości przy obsadzaniu stanowisk w NIK. Jak dowiedziało się Radio ZET - chodzi nawet o posady dyrektorskie i kierownicze. Jolanta Gruszka, była szefowa gabinetu politycznego premier Ewy Kopacz, miała interweniować w sprawie zatrudnienia Kornela D., który został wiceszefem w jednym z departamentów NIK. - Ten dżentelmen wszystko ci zawdzięcza, bo szczerze mówiąc najsłabiej wypadł - miał powiedzieć Kwiatkowski do Gruszki, informując ją, że konkurs jest rozstrzygnięty i Kornel D. dostanie stanowisko. Jego żona jest dobrą koleżanką Iwony Sulik, byłej rzeczniczki rządu.

Prezes NIK miał pomóc również Przemysławowi Szewczykowi w konkursie na dyrektora delegatury NIK w Łodzi. Nagrania wskazują, że zdradził mu pytanie, które miało paść w trakcie przesłuchania kandydatów. Szewczyk się jednak pomylił i zamieścił odpowiedź w swojej prezentacji. - Zadałbym wszystkim to pytanie, a ty byś zabłysnął. Następnym razem lepiej się przygotujemy - miał powiedzieć Kwiatkowski. Po tym zdarzeniu unieważnił konkurs i rozpisał nowy.

Prokuratorzy wystosowali wniosek o uchylenie immunitetu dla Kwiatkowskiego oraz szefa klubu PSL Jana Burego. Bury miał w 2013 roku zabiegać o stanowisko dla zaufanego sobie człowieka w rzeszowskiej delegaturze NIK. Wszystko w związku z tzw. aferą podkarpacką i nieprawidłowościami przy budowie farmy wiatraków. Polityk PSL chciał mieć swojego człowieka w NIK, który mógłby zmienić niekorzystny raport izby. CBA miało podsłuchać rozmowy między prezesem NIK i Burym.

Radio ZET donosi, że do szefa NIK miała dzwonić również Julia Pitera w sprawie pracy dla jej znajomego. Chodziło o szeregowe stanowisko. Kwiatkowski miał obiecać, że będzie pamiętał o znajomym Pitery i faktycznie koniec końców dostał on pracę w NIK. Prokuratura postanowiła jednak, że nie zakwalifikuje tego zdarzenia jako przestępstwo.

NIK musi być niezależny i wiarygodny

Zgodnie z Konstytucją RP, Najwyższa Izba Kontroli jest naczelnym organem kontroli państwowej. Dr Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego przyznaje, że sytuacja w NIK jest niepokojąca. - Jest to problematyczne nie tylko personalnie dla Prezesa NIK-u, ale też dla całej instytucji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

- Niezależność jest najważniejszą gwarancją właściwego działania NIK. Jeśli są tam osoby, które faktycznie nie powinny przejść procedury, a wykonują czynności kontrolne, w tym nawet pełnią funkcje kierownicze, to stawia to pytania o jakość ich działań. Nie jest to wiarygodne, a w przypadku akurat tego organu, to bardzo ważne - powiedział Zaleśny. - Dodatkowo, jeśli są to osoby związane z rządem, to pojawia się wątpliwość: w jaki sposób one mają faktycznie sprawdzać czy organy rządowe właściwie wykonują powierzone im zadania? To jest podstawowym celem działalności NIK. Budzi to wątpliwości, co do niezależności przeprowadzanych kontroli - dodaje ekspert.

Podobne zdanie ma Janusz Wojciechowski, który sprawował funkcję prezesa NIK w latach 1995-2001. - Ten organ musi być poza wszelkimi podejrzeniami oraz wzorem przestrzegania wszelkich zasad przy takich postępowaniach jak konkursy. Dlatego, że sam pełni funkcję katona oceniającego i kontrolującego inne instytucje i feruje nieraz bardzo ostre raporty - mówi WP. - Kwiatkowski musi zrobić wszystko, żeby to wyjaśnić albo zastanowić się nad swoim dalszym funkcjonowaniem w NIK - dodaje.

Prezes NIK powoływany jest przez Sejm za zgodą Senatu na 6-letnią kadencję. Zdaniem konstytucjonalisty nie ma lepszego trybu wyboru szefa NIK, który gwarantowałby jego pełną apolityczność. - Procedura jego wyboru jest zawsze kwestią problematyczną. W Polsce została ona prawidłowo ustalona. Nie ma lepszego wyjścia niż powiązanie go z parlamentem, bo ten jest z zasady wyrazem woli narodu - mówi Zaleśny. - Nigdy nie uda się prawnie uregulować wyeliminowania kumoterstwa i nepotyzmu. Czynnik ludzki jest tu kluczowy, a on najczęściej jest najbardziej zawodnym elementem - dodaje.

Co dalej z Kwiatkowskim?

Zdaniem dr. Zaleśnego szef NIK postąpił wobec przypisywanych mu zarzutów w sposób prawidłowy. - Słusznie przekazał wykonywanie obowiązków swoim zastępcom. Niemniej ten stan powinien trwać jak najkrócej - jak najszybciej powinno dojść do wyjaśnienia sprawy i prawomocnego wyroku - uważa.

Prokuratura chce, żeby Kwiatkowski odpowiadał za swoje czyny przed sądem. Pojawiały się głosy sugerujące, że w przypadku prezesa NIK, właściwym organem sądowym jest Trybunał Stanu. - Chodzi o naruszenie prawa karnego - a to jest właściwość sądów powszechnych. To nie są czynności dla Trybunału Stanu - powiedział dr Zaleśny. Ekspert mówi, kiedy może dojść do odwołania Kwiatkowskiego. - Prawomocny wyrok sądu automatycznie skutkuje odwołaniem ze stanowiska prezesa NIK. Nie może nastąpić to z woli parlamentu. To kwestia niezależności - dodaje.

Platforma uspokaja, prawica atakuje

Krzysztof Kwiatkowski został wybrany na prezesa NIK w 2013 roku z poparciem koalicji PO-PSL. Stefan Niesiołowski z PO uważa, że zamieszanie wokół Kwiatkowskiego jest przesadzone. - Osobiście uważam, że nic się nie stało. Nie rozumiem tego histerycznego ataku. Przepraszam bardzo, ja nie wiem, co on takiego zrobił, że wszyscy się nad nim pastwią. Nie sądzę, że to, że Kwiatkowski chciał wpłynąć na obsadzenie stanowiska dyrektora jest w ogóle przestępstwem. Nie widzę, żeby Kwiatkowski popełnił jakąś zbrodnię – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Spokojny pozostaje również Paweł Zalewski. - Prezes NIK jest człowiekiem, który robi wszystko, aby wyjaśnić zarzuty, które wobec niego się pojawiły. Zrzekł się immunitetu, współpracuje. Jego działanie ma na celu obronę wiarygodności tej instytucji - mówi polityk PO.

Adam Bielan z ugrupowania Polska Razem uważa, że sytuacja jest tym bardziej przykra, bo NIK był instytucją cieszącą się autorytetem. - Oczywiście, cała ta afera wyraźnie godzi w wizerunek NIK, tym bardziej, że jest to organ, który ma kontrolować innych. I tak naprawdę był ostatnim, który cieszył się powszechnym zaufaniem. Z pewnością to, co się dzieje wokół NIK, uderza nie tylko w Platformę, z której Kwiatkowski się wywodzi, ale także w autorytet całego państwa - powiedział WP.

Suchej nitki na Kwiatkowskim i PO nie zostawia Jacek Kurski. - Trudno nie wiązać kłopotów Kwiatkowskiego z jego wnikliwymi kontrolami obszarów, które są kłopotliwe dla rządzącej partii. Było kilka strzałów NIK między oczy rządzących. Najwyraźniej Platforma uznała, że Kwiatkowski położył na niej krzyżyk, że chce kosztem Platformy przygotować swój start w wyborach prezydenckich za pięć lat. Platformę to zirytowało i dlatego postanowiła się na nim zemścić. Jakiekolwiek by nie były motywy Platformy, to zachowanie Kwiatkowskiego w żaden sposób się nie broni i w tej wojence nie ma pozytywnych bohaterów. Patrzę na to wszystko z zażenowaniem - mówi WP.

Na podstawie konstytucji, Najwyższa Izba Kontroli jest organem mającym zdolność do kontrolowania wszelkich decyzji w przestrzeni publicznej - czy są one wykonywane na podstawie przepisów prawa, w ich zakresie, czy działania te są gospodarne i - w zależności od kontrolowanego organu - również rzetelne i celowe. Krzysztof Kwiatkowski jest jej prezesem od sierpnia 2013. Wcześniej pełnił funkcję Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego.

Mateusz Cieślak, Amanda Siwek, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (694)