Niewola słowa na Słowacji
Członek rządu i urzędnik może sprostować informacje prasowe, nawet jeśli są prawdziwe. Gazety muszą opublikować sprostowanie w takiej formie, w jakiej ukazała się prostowana informacja (ta sama strona i czcionka). I to w ciągu trzech dni od publikacji prostowanej informacji. Kara za odmowę wydrukowania sprostowania to 150 tysięcy koron (16 tysięcy złotych).
17.04.2008 | aktual.: 17.04.2008 09:57
9 kwietnia na takie nowe prawo prasowe zgodził się zdominowany przez nacjonalistyczno‑populistyczną koalicję słowacki parlament. Nie pomogła groźba opozycji, która zapowiedziała, że jeśli ustawa zostanie uchwalona (potrzebna zwykła większość), to ona zablokuje traktat lizboński (większość dwóch trzecich). Dzień później koalicja przegłosowała traktat z pomocą mniejszości węgierskiej (dotychczas w opozycji). Obie ustawy musi podpisać prezydent Ivan Gaszparovicz, ale nie będzie z tym problemu, bo prezydent – jeszcze jako przewodniczący parlamentu – w latach 90. pomagał tłumić media Vladimirowi Mecziarowi. 27 marca słowackie dzienniki opublikowały na pierwszych stronach apel o odrzucenie nowego prawa, bo zagraża ono wolności słowa i doprowadzi gazety do bankructwa. Premier Robert Fico tłumaczył wtedy, że „gazety nie publikują ważnych informacji” i trzeba je do tego skłonić. Działania rządu nie wpływają na jego notowania. Smer, partia premiera, cieszy się wciąż 40‑procentowym poparciem.
Łukasz Wójcik