W słuchawce zrozpaczony głos kobiety: "Mąż się nie rusza, nie oddycha! Co robić?!". Wiesz, że karetka przyjedzie dopiero za kilka godzin, nie zdążą. Weź głęboki oddech i powiedz tej pani, że wszystko będzie dobrze. Czas start.
OTWÓRZ OCZY, MAMO
19:00
- Linia alarmowa, operator numer dwadzieścia jeden. Słucham?
- Córki się… źle czują. Nie wiem… Kąpałam…
- Proszę podać adres. Mają państwo piec gazowy? Jeśli tak, proszę jak najszybciej wyjść z domu. Czy z panią wszystko w porządku?
- Ja też… źle…
Kobieta bełkocze. Ledwo podaje adres. Nagle odgłos ciała uderzającego o podłogę.
- Halo? Słyszy mnie pani? Halo!?
Cisza trwa już kilkadziesiąt sekund, aż nagle: - Mamooooooo! Otwórz oczy! Wstawaj! Mamo…
Dziecięcy płacz. Dwie dziewczynki, jakieś trzy do pięciu lat. Nie reagują na słowa Magdy, może jej nawet nie słyszą. Operatorka wyobraża sobie, jak wtulają się w leżącą matkę i błagają, żeby ożyła.
- Nie zasypiajcie! Karetka już jedzie!
- Mamo… wsta….
Głos dzieci coraz cichszy, serce Magdy coraz głośniejsze. Może tylko słuchać, jak matka i córki umierają.
To będzie długa noc.
GĄBKA
Magda pracuje jako operatorka 112 od jedenastu lat. – Słyszałam już wszystko, ale to było najdłuższe siedem minut w życiu – przyznaje, przeczesując długie blond włosy.
Zanim zaczęła ratować życia, handlowała ubezpieczeniami. Potem była fundacja, która pełniła w Krakowie rowerowe dyżury ratunkowe. Jej członkowie pomagali czasem w Centrum Powiadamiania Ratunkowego, aż któregoś dnia kierownik zapytał Magdę, czy nie chce przyjść na etat. Spełniała wymogi: wykształcenie średnie oraz znajomość przynajmniej jednego języka obcego. I poszło: szkolenie teoretyczne i praktyczne, egzamin, certyfikat. Szybko się nauczyła:
Że po prawej masz konsolę, która obsługuje połączenia, a przed sobą monitor z mapą miasta i formatką do powiadamiania służb ratunkowych.
Że "jądro ciemności" wygląda niewinnie. Biurka, monitory, krzesła – niczym typowy "open space" w korporacji. Tyle że zamiast patrzeć na słupki sprzedaży, negocjujesz z samobójcą albo mówisz spanikowanej żonie, ile razy ma uciskać, żeby mąż zaczął oddychać.
Że masz tu pełen przekrój. Zabójstwa. Pobicia. Gwałty. Zawały. Krzyki. Piski. Błagania. Dziennie odbierasz sto, czasem dwieście telefonów.
Po dwunastogodzinnej zmianie jesteś jak gąbka nasiąknięta złem i cierpieniem.
CHUSTECZKI
19:05
Nadal cisza. Matka i dziewczynki umierają. Zegar tyka. Teraz kilka minut to wieczność.
Nagle kroki, które słychać coraz głośniej. Huk wyważanych drzwi. Przyjechali! Czujniki tlenku węgla zaczynają piszczeć, ratownicy są już w salonie. Obcy męski głos.
- Czy pani mnie słyszy?! […] Dobra, wynosimy je!
Sygnał nagle się urywa.
Jeden z pierwszych telefonów na zmianie, a Magda musi już wyciągać chusteczki.
Operatorzy 112 najczęściej nigdy się nie dowiadują, jak skończyła się historia. Magda dopiero później wyczyta w mediach, że matka i dziewczynki przeżyły. Szybka herbata w kuchni, żeby dojść do siebie i trzeba wracać na stanowisko. Choć przed chwilą się rozkleiła, siada przed monitorem i znów zakłada słuchawki.
- Operator numer dwadzieścia jeden. W czym mogę pomóc?
MĄŻ NIE ODDYCHA. GDZIE JEST KARETKA?!
– Teraz naprawdę nie jest źle – mówi z uśmiechem Sylwia, mimo że czwarta fala pandemii rozpędziła się na dobre.
Wysoka, niebieskie oczy, ale ludzie, których ratuje, tego nie wiedzą – dla nich jest tylko głosem. W Centrum Powiadamiania Ratunkowego pracuje jako trener-koordynator. Szkoli innych i nadzoruje pracę zespołu, sama też odbiera połączenia. Jako nastolatka chciała iść do liceum lotniczego, ale nie przyjmowali dziewczyn. Zweryfikowała więc marzenia: wyrwać się z miasteczka i po prostu robić w życiu coś potrzebnego.
Udało się. Tutaj roboty jest tyle, że nie ma czasu na chwilę oddechu. Zwłaszcza w pandemii.
– Najgorzej było podczas pierwszej fali, bo ludzi ogarnęła panika. Miałeś na linii pana, który się dusi, a za chwilę faceta z temperaturą 37,5. Nasz zespół też dopadł COVID. Zamiast piętnastu osób na zmianie było sześć. Zamiast dwustu telefonów "na głowę" – trzysta. Wychodziliśmy z pracy na czworakach – przyznaje Sylwia.
Wtóruje jej Magda: – Bardzo mocno odczuwaliśmy brak karetek. Ludzie umierali przecież nie tylko na COVID, a ratownicy nie wyrabiali. Nie zapomnę telefonu od pewnej kobiety. "Mąż chyba ma zatrzymanie krążenia!". Jak miałam jej powiedzieć, że musi czekać na pomoc kilka godzin?
– Proszę pani, ratownicy dotrą najszybciej, jak mogą.
– Ale do nas ze szpitala jest dziesięć minut! A mąż nie oddycha!
Słyszysz głos, który się łamie i nie możesz pomóc. Bezradność, która aż boli.
Sylwia: - Mieliśmy też armagedon, gdy rząd wprowadził obostrzenia. Do sanepidu nie można się było dodzwonić, a 112 działa zawsze. Jeśli przez 30 sekund nie ma połączenia, przekierowuje cię do innego województwa. Pytano nas dosłownie o wszystko.
"Czy można iść na cmentarz? A po bułki do Żabki?". "Czy koronawirus nie wleci przez uchylone okno?". "Poproszę z policją. Dzieci sąsiada biegają pod klatką bez maseczek".
Sylwia najbardziej zapamiętała telefon od jednego staruszka.
- Dzień dobry. Przepraszam, że do was telefonuję, ale… Boję się wirusa, więc od dwóch miesięcy siedzę zamknięty w domu. Nie mam się do kogo odezwać. Czy mogłaby pani ze mną chwilę porozmawiać?
Porozmawiała.
GŁUPIA SPRAWA
22:00
Oczy Magdy dawno wyschły po trudnym początku. Minęły ledwie trzy godziny, a nieprzytomna matka z dziećmi to już prehistoria.
- Dobry wieczór, operator numer dwadzieścia jeden. Co się dzieje?
- Wie pani… bo jest taka głupia sprawa…
Matka usłyszała, że z pokoju dochodzą krzyki. Na (nie)szczęście postanowiła to sprawdzić. Wparowała bez pukania i zobaczyła nieletnią córkę, uprawiającą seks oralny ze swoim chłopakiem. Najpierw ogarnęła ją wściekłość, chwilę później przerażenie. Wybrała sto dwanaście.
- Córka ma duży kolczyk na języku. No i rozumie pani… chłopak się… no… zaczepił. Krew jest!
Pytam Magdę: - Nie parsknęłaś śmiechem?
- No coś ty! Absurdalna sytuacja, ale takie bardzo często bywają groźne. Zdarza się, że podczas seksu kobiety wkładają między nogi różne przedmioty. Gdy jedną z nich facet wiózł do szpitala, zaczęła się wykrwawiać. Zadzwonił spanikowany, że żona jest w złym stanie, a na tylnej kanapie ma pełno krwi!
Na szczęście w historii z kolczykiem nie było poważnego zagrożenia (nie licząc stanu przedzawałowego matki).
Magda do dziś zastanawia się, czy para ciągle jest razem.
JADŹKA NIE DAJE ŻYĆ
W tej robocie trzeba się naprawdę starać, żeby nie zwariować. Codzienna litania do operatora 112 wygląda mniej więcej tak:
"Zaraz się powieszę. Dzwonię, byście wiedzieli, gdzie szukać ciała".
"Mam w lodówce przeterminowany serek. Zjeść czy wyrzucić?"
"Chyba zabiłem kolegę! Leży w kałuży krwi, nie rusza się!".
"Pomoże pani z hasłem do krzyżówki? Stolica Kolumbii na sześć liter".
"Babcia zasłabła. Nie wiem, jak długo jest nieprzytomna, bo oglądałem bajkę"
"Jadźka mi zabrała pilota. Nie daje żyć! Czy ktoś może przyjechać?"
"Kolega jeszcze nie wyszedł z klubu ze striptizem. Podejrzewamy, że go uprowadzono!!!"
"Zajebię się zaaaaaraz!" (krzyk, lot, plusk wody).
Zaciśnij zęby, bo litania jeszcze trochę potrwa. "Idźcie w pokoju" kierownik powie dopiero za kilka godzin.
OSTATNI KRĄG
Tylko w przypadku dzieci i samobójców operator zostaje na linii aż do przyjazdu służb.
Z dziećmi jest najłatwiej. Najczęściej od razu podają wszystkie niezbędne informacje: imię i nazwisko, opis zdarzenia, adres.
Za to samobójcy, tak jak w "Boskiej Komedii" Dantego, zamieszkują jeden z ostatnich kręgów piekielnych operatora 112. Oni najbardziej ryją głowę.
Sylwia: - Pamiętam nastolatkę, która zadzwoniła w środku dnia, że jest w szkole sportowej i zaraz się potnie. Rozmawiałyśmy kilkadziesiąt minut, opowiedziała mi całe swoje życie. Jedynaczka, rodzice wywierają presję, żeby była w klasie najlepsza, a ona ma cztery zagrożenia. Wśród rówieśników się nie odnajduje. Ciągnęłam rozmowę o sporcie, a równocześnie informowałam ratowników (łazienka na pierwszym piętrze, smukła dziewczyna, długie włosy). Wydawało mi się, że wszystko zmierza ku dobremu, aż nagle przestała się odzywać. Uratowali ją w ostatniej chwili. Kiedy wbiegli do łazienki, zaczynała podcinać sobie żyły.
Ale nie zawsze jest happy end.
Telefon numer jeden: pan widział przed sekundą, jak chłopak skoczył z mostu. Wybrał najwyższy w mieście. W dodatku jest tam trudne dojście do brzegu rzeki, pewnie znajdą go dopiero po kilku dniach. W plecaku legitymacja szkolna, więc od razu znają tożsamość. Później Sylwia wyczyta w internecie, że chłopak jak gdyby nigdy nic odprowadził młodszą siostrę na zajęcia muzyczne, a potem poszedł na most i skoczył. Ani Sylwia, ani świadek już mu nie pomogą.
"Powiadomiłam wszystkie służby, dziękuję".
Godzinę później telefon numer dwa, młoda kobieta: - Syn chyba chce popełnić samobójstwo! Kolega z klasy Tomka napisał mi właśnie, że zostawił list pożegnalny na Facebooku! Odprowadzał siostrę na zajęcia i jeszcze nie wrócił!".
Sylwia pyta o nazwisko, ale już wie: będzie to samo, co w legitymacji szkolnej z plecaka przy moście.
"Proszę się uspokoić, na pewno wszystko się wyjaśni".
Zaraz po rozmowie Sylwia odruchowo łapie za telefon i pisze córce, że ją kocha.
Tymczasem policjanci już jadą do matki chłopaka. To oni muszą jej powiedzieć, że Tomek raczej nie wróci.
LALKI I BOBRY
2:00
W nocy na 112 najczęściej dzwonią nietrzeźwi. "I just called to say I love you", niczym w piosence Steviego Wondera, raczej nie usłyszysz. Magda przywykła.
- Linia alarmowa, operator 21, w czym mogę pomóc?
Kilka piwek wjechało jak złoto, więc język się plącze, ale Wiesiek "szysko opowie". No więc było tak:
Boguś spod trójki zaprosił go na imieninową wódeczkę. Kieliszeczki, popielniczka, Francja elegancja. Palą i piją jak smoki, aż tu nagle flaszka pusta, a z pustego to i Wiesiek nie naleje. A że człowiek spragniony jest agresywny, Wiesiek chwycił butelkę i rozbił na głowie Bogusia. Zaraz potem wcisnął na telefonie 1, 1, 2, bo "cza im pomocy".
Teraz! Już!
Tymczasem głupiej babie ze 112 się gęba nie zamyka. Jaki adres? Kolega jest przytomny? Czy krwawi? Czy ucierpiał ktoś jeszcze? Biedny Wiesiu już nie wie, czy zadzwonił na linię alarmową, czy jest w Milionerach.
A że takich Wieśków są w Polsce tysiące, nocna litania do operatora 112 brzmi mniej więcej tak:
"Jak to, kurwa, nie wiesz gdzie?! To nas namierzcie, tępaki!"
"Obiecuję ci, dziwko, że to twój ostatni dzień w robocie!".
"Co mi pani tu pierdoli, że nie widzieliście tego na kamerach!? Przecież macie specjalne monitory, oglądałem w telewizji!".
"Co wy tam ćpacie, skoro nie umiecie przyjąć prostego zgłoszenia!?"
Magda: - Mój ulubiony cytat? Pan wykrzyczał, że "nadaję się do czesania lalek i bobrów". Gdy zachodzi zagrożenie zdrowia lub życia, nie możemy się rozłączyć, nawet jeśli ktoś nas obraża. Ale najbardziej rozwalają mnie ludzie, którzy się tytułują. Pani zaznacza na starcie, że jest lekarzem, wymienia wszystkie dyplomy, a po długim wstępie wypala: córka jest nieprzytomna…
Sylwia: - Rozumiem, że jeśli dzieje się coś poważnego, pytania mogą irytować. Ale muszę przekazać strażakom, z czego zbudowany jest dom, który się pali. I jaki samochód brał udział w karambolu, na wypadek gdyby facet np. uciekał z miejsca wypadku. Niestety wyzywają nie tylko nietrzeźwi. Wiele razy słyszałam, że jestem kurwą albo dziwką.
Wtedy na chwilę się odechciewa.
IM MNIEJ WIESZ, TYM LEPIEJ ŚPISZ
Jaki jest sposób operatorek na przetrwanie?
Magda: - Mamy w pracy psychologa do dyspozycji. Klucz to nie zabierać roboty do domu. Najczęściej nie wiemy, jak zakończyły się dane sprawy, ale mówią o nich później w mediach, więc całkowicie się odcinam. Staram się nie czytać gazet, nie oglądam telewizji. No i mam jeszcze jeden sposób: zajadam stres. Wsuwam drożdżówki na potęgę!
Sylwia: - Rzadko dopytuję znajomych dyspozytorów o finał akcji. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Poza tym wracam z każdego dyżuru na piechotę, żeby wszystko ze mnie zeszło. Przez tę robotę i tak patrzę na świat inaczej niż wcześniej. Córka ma ze mną przechlapane. Musi cały czas dawać znać, czy nie stało jej się nic złego.
Nawet jeśli po drugiej stronie słuchawki robi się bardzo gorąco, ty masz być zimny jak stal. I działać jak automat. Ale znów: to tylko teoria. Nieraz się nie da i sam rzucasz mięsem albo czymś, co wpadło akurat pod rękę. Na krzyk odpowiadasz tym samym.
Opowiada Magda:
Dzwoni przerażona kobieta. Zięć właśnie zaciągnął jej córkę do piwnicy i strasznie ją bije.
- Proszę podać adres.
- Nie podam, boję się!
- Proszę pani, inaczej nie będziemy mogli pomóc. Proszę dać mi adres.
- A jak się dowie, kto zadzwonił i się będzie mścił?!
Kręcimy się tak w kółko przez dziesięć minut, bezsilność dosłownie rozsadza mnie od środka. W końcu sama zaczynam krzyczeć.
- Jaką pani jest matką?! Jak pani będzie żyć, jeśli on ją zakatuje?!
(cisza)
- Poda mi pani adres?
Podała.
KRASNOLUDEK
Prócz samobójców najgorsi są "stali bywalcy". Na przykład pan Marian, który bez przerwy kogoś morduje. Na szczęście tylko w wyobraźni. Sylwia i Magda najchętniej zamordowałyby jego.
Poniedziałek: Marian twierdzi, że ma w szafie cztery trupy.
Wtorek: Zakopał w ogródku trzech migrantów.
Środa: Wrzucił całą rodzinę do studni.
Było trochę spokoju, ale ostatnio znowu się odezwał. Nie miał jak zadzwonić ze szpitala psychiatrycznego. Wypuścili go – tłumaczy – więc znów będzie "zabijał".
Za umyślne i nieuzasadnione blokowanie numerów alarmowych grozi do 1,5 tys. zł grzywny. Takie kary to jednak rzadkość. Centra Pogotowia Ratunkowego wciągają jedynie delikwenta na czarną listę, by wiedzieć, że dzwoni "stały bywalec".
Sylwia: - Mamy tam między innymi zboczeńca, który powtarza, że "nie może dojść" i sapie do słuchawki. Niektórzy wykonują po sto telefonów dziennie. Dobrze ich znamy, ale i tak musimy przeprowadzić rozmowę. Nieraz słyszymy: "wiem, że was wkręcałem, tyle że teraz naprawdę potrzebuję pomocy!". Nigdy nie wiesz, co dzieje się po drugiej stronie.
Magda: - Jeden gość zadzwonił i mówi: "mam w szafie krasnoludka!". Tłumaczymy, że numer alarmowy nie jest od robienia sobie jaj, ale nic to nie daje. Na drugi dzień to samo: "nadal mam w szafie krasnoludka!".
Po trzech dniach okazało się, że "krasnoludek" to pracownik pogotowia gazowego. Przyszedł sprawdzić licznik, gospodarz-psychopata zamknął go w szafie.
Bywa.
NIEWIDZIALNI
7:00
Dwunastka skończona. Zaczadzona matka z córkami, skok z mostu, wypadek podczas seksu, Marian-zabójca, pijacy, wyzwiska... Wychodzisz z "fabryki" i nie wiesz, jak się nazywasz. Przez głowę przemyka myśl, żeby rzucić to w cholerę.
W CPR-ze Sylwii i Magdy cały czas są wolne etaty, bo ludzie nie garną się do tej roboty. Przy całym szacunku, pensja jak na kasie w markecie, a odpowiedzialność trochę większa. Niby robota podobna – stanie przy taśmie – tyle że na pierwszej jadą jogurty i chrupki, na drugiej – zawały, udary czy zabójstwa. Wysłuchujesz litanii, odsypiasz, a potem często pędzisz do innej roboty, żeby jakoś dociągnąć do pierwszego.
Magda: - Ja niestety muszę dorabiać, inaczej nie dałabym rady.
Sylwia: - Wiadomo, że satysfakcja z wykonywanej pracy jest ważna, ale trzeba się też z czegoś utrzymać. W połowie roku w Warszawie przeszedł protest operatorów 112. Fajnie, że udało się coś takiego zorganizować. Były nieznaczne podwyżki, jednak to kropla w morzu potrzeb. Cały czas dostajemy sygnały, że jesteśmy dla systemu niewidzialni.
Niskie zarobki to niejedyny problem "branży". – Regularnie zdarzają się awarie systemu, np. Państwowego Ratownictwa Medycznego. Jako operatorzy mamy przeszkolenie do udzielania pierwszej pomocy. Ale jeśli pan skarży mi się na ból w klatce piersiowej, a nie mogę się dobić do pogotowia przez dziesięć minut, robi się duży kłopot. Nie udzielę mu przez telefon fachowej pomocy.
Czasem zawiesza się mapa, innym razem popsuje się formatka i trzeba pisać na kartce. Pytam Sylwię, kiedy mieli ostatnią awarię.
Nie zastanawia się długo: - Dziś.
***
Magda mówi, że nie ma co narzekać. – Mnie najbardziej żal ratowników medycznych. Oni mają jeszcze bardziej przerąbane.
Ani ona, ani Sylwia nie zamierzają na razie zmieniać roboty. Bywa ciężko, ale po prostu lubią tę pracę. Fajnie jest wrócić do domu z poczuciem, że uratowałeś komuś życie. Poza tym to wciąga. Nigdy nie wiesz, co wydarzy się za pięć minut.
Więc plan jest taki:
Sylwia wróci do domu pieszo, żeby ciśnienie zeszło. Magda też zastosuje sprawdzoną taktykę na zbyt duży stres, drożdżówki i ciasta już czekają w domu. Odeśpią, podładują baterię, a za dwa dni kolejna zmiana.
Ciekawe, kogo tym razem dopadnie "krwawy Marian".
***
Chcesz skontaktować się z autorem? Napisz! dariusz.faron@grupawp.pl