abc © Getty Images

Nietykalny

"Gdy pierwszy raz zaprosił mnie na noc, miałem 15 lat". 18-letni dziś Marek mówi o prof. Januszu Heitzmanie, jednym z najsłynniejszych polskich psychiatrów, bliskim współpracowniku ministerstw sprawiedliwości i zdrowia. Wokół profesora od miesięcy panuje zmowa milczenia.

  • Marek twierdzi, że profesor Janusz Heitzman jako jego lekarz zapraszał go do swojego domu, spędzał z nim noc i się przy nim onanizował.
  • Potwierdza to materiał wideo, który przesłał Wirtualnej Polsce. Wcześniej dostarczył go organom ścigania, ale prokuratura badała zupełnie inne wątki. I umorzyła sprawę.
  • Toczy się za to postępowanie ws. relacji profesora z innym pacjentem. Dotyczy szeroko pojętego wykorzystania seksualnego małoletniego. O sprawie informowała w piątek rano "Gazeta Wyborcza".
  • - Kwestie prawno-karne niech ocenia prokuratura lub sąd, natomiast na polu etyki zawodowej opisane zachowania są niedopuszczalne - mówi dr Aleksandra Krasowska, biegła z zakresu psychiatrii i seksuologii.
  • - Jestem zszokowany. Materiał traktujemy jako wiarygodne doniesienie o możliwości złamania kodeksu etyki lekarskiej - komentuje Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.
  • Ministerstwa zdrowia i sprawiedliwości wiedzą o postępowaniu. Mimo to Heitzman nadal jest pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. psychiatrii sądowej i działa w zespole problemowym ministerstwa sprawiedliwości.
  • Określam go jako syna znajomego, a nie jako pacjenta, ponieważ nasza znajomość pierwotnie miała charakter towarzyski – mówi o Marku Janusz Heitzman. Zarówno Marek, jak i jego ojciec opowiadają, że poznali psychiatrę dopiero, gdy zgłosili się do niego po pomoc.

Psychiatria dziecięca w Polsce. Dr Wojciech Feleszko mówi, w czym tkwi największy problem

Słoneczne, ale chłodne południe.

W małej wsi życie toczy się swoim leniwym rytmem. Drogi puste, ludzie pochowani w domach. Nieraz tylko ktoś zerknie podejrzliwie zza płotu, bo obcy budzi ciekawość. Zwykle widzi się tu przecież te same twarze, każdy zna każdego.

Pani Maria otwiera drzwi zaskoczona, że przyjechał jakiś reporter. Na co dzień opiekuje się samotnie 18-letnim wnukiem - córka i zięć pracują za granicą. Kobieta na chwilę zastyga, analizując, co zrobić. "Gość w dom, Bóg w dom", ale właśnie wybierali się na cmentarz, by posprzątać przed dniem Wszystkich Świętych.

Stoimy dalej w progu, gdy pojawia się Marek, wnuk pani Marii. Krótkie blond włosy, zielone oczy, starannie wyprasowana koszula.

- Wiem, o czym pan chce ze mną rozmawiać - rzuca. - Zgadzam się. Zapraszam do środka. Wszystko panu opowiem.

Cisza

Od kilku miesięcy pracujemy nad tekstami o polskiej psychiatrii. Pod koniec września w Wirtualnej Polski ukazuje się pierwszy reportaż o złej sytuacji w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach, potem następne. Odbijają się szerokim echem. Zalewa nas fala wiadomości od ludzi, którzy opowiadają o innych nieprawidłowościach w psychiatrii. W połowie października rozmawiamy ze znaną lekarką. Prosi o anonimowość. Mówi o bolączkach systemu, gdy nagle pyta:

- Dlaczego nie napiszecie o sprawie prof. Heitzmana? Nie znam szczegółów. Ale mówi o tym całe środowisko.

Profesor Janusz Heitzman to jedna z najważniejszych osób w polskiej psychiatrii.

Ma 73 lata. Przez ostatnich 15 lat był najpierw prezesem, potem wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Jest też prezesem Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej. Opiniował w najgłośniejszych sprawach kryminalnych w Polsce, badając m.in. zabójcę Pawła Adamowicza. Od 20 lat jest szefem kliniki w podlegającym ministrowi zdrowia Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Do 2020 roku był dyrektorem tej placówki.

Rząd od lat korzysta z jego usług. Heitzman doradza i opiniuje. Od ponad pięciu lat jest pełnomocnikiem ministra zdrowia do spraw psychiatrii sądowej i członkiem Rady do spraw Zdrowia Psychicznego. Ten sam resort powołał go na przewodniczącego Komisji Psychiatrycznej ds. Środków Zabezpieczających oraz członka komisji do spraw środka leczniczego dla nieletnich. W obu przypadkach chodzi o doradzanie sądom, gdzie umieszczać osoby, które popadły w konflikt z prawem, ale wymagają pomocy specjalistów.

Heitzman współtworzy prawo w Polsce. Jest członkiem zespołu eksperckiego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, która działa przy ministrze sprawiedliwości.

Rozmawiamy z kilkunastoma znanymi psychiatrami. Gdy pytamy ich o "sprawę Heitzmana", nikt się nie dziwi i nie dopytuje, o co chodzi. Ale też prawie nikt nie chce rozmawiać. Ci, którzy decydują się coś powiedzieć, proszą, by absolutnie nie podawać ich nazwisk.

Kierownik dużej kliniki psychiatrycznej: - Wiem, że sprawa została zgłoszona organom. Nie będę tego komentować. Od oceniania i wydawania wyroków jest sąd.

Znany profesor psychiatrii: - Możemy się spotkać, ale wolę od razu uprzedzić, że niczego się ode mnie nie dowiecie.

Członek zarządu Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego: - Wiem, co się mówi w środowisku i jestem tym mocno oburzony. Ale musiałbym przemyśleć, czy zabrać głos pod nazwiskiem.

Początkowo docierają do nas jedynie strzępki informacji, plotki, domysły. Podobno w sprawie Janusza Heitzmana toczy się jakieś postępowanie. Podobno inne umorzono. Podobno sprawa jest bardzo poważna, ale o szczegółach lepiej nie mówić.

Czego tak naprawdę dotyczy? Dlaczego wpływowi psychiatrzy reagują tak nerwowo i nabierają wody w usta? Czego miał się dopuścić profesor Janusz Heitzman?

Nie wiadomo.

Dopóki pod koniec października nie pukamy do drzwi jednego z jego byłych pacjentów.

Pozdro z Majorki. Kiedyś się wybierzemy

- Wiem, o czym pan chce ze mną rozmawiać. Zapraszam do środka.

Marek siada na kanapie i bez wstępów zaczyna opowiadać o swojej relacji z profesorem Heitzmanem. Mówi spokojnym, łagodnym tonem. Czasem zawiesza głos, próbując przypomnieć sobie konkretne daty.

2022 rok.

Marek ma 15 lat i jest na życiowym zakręcie. Lekka depresja, problemy młodzieńcze - o szczegółach woli nie mówić. Na szczęście kuzyn zna świetnego lekarza. Bardzo szanowane nazwisko, w dodatku zgadza się pomóc. Nazywa się Janusz Heitzman.

Marek z ojcem jadą do jego gabinetu. Lekarz robi na nastolatku bardzo dobre wrażenie: kulturalny, miły, spokojny. Na pierwszej wizycie stwierdza, że chłopakowi faktycznie przyda się pomoc specjalisty. - Podał mi link do swojego Messengera. Nie nazywał się tam Janusz Heitzman, tylko Edward Waligóra. Powiedział, że w ten sposób kontaktuje się z pacjentami, bo tak mu lepiej.

Lekarz proponuje, że 15-letni pacjent może mu mówić na "ty". Zaczynają ze sobą korespondować. Nie tylko o stanie psychicznym Marka.

20 lipca 2022 Heitzman pisze, że odpoczywa na Mazurach. "Ja już planuję, że z Tobą na jakąś Majorkę za rok się wybierzemy".

15 sierpnia 2022: "Pozdro z Majorki. Kiedyś się wybierzemy". Lekarz dołącza zdjęcie piwa. W następnych miesiącach będzie słał Markowi fotki z kolejnych podróży. I pozdrowienia z Mediolanu, Paryża, Sztokholmu czy Wiednia. Psychiatra chętnie dzieli się też fotografiami ze znanymi osobami ze świata muzyki, polityki i sportu.

W marcu 2023 Heitzman martwi się słabymi ocenami chłopaka. "Zrób później plan nadrabiania zaległości, by te pizdy poprawić".

Uważa, że relacja Marka z Moniką, jego dziewczyną, nie wychodzi mu na dobre.

"Musisz iść do szkoły i o niej więcej myśleć, a mniej o Monice [...] Przypomnij sobie nasze rozmowy... Że to co czujesz teraz, to nie recepta na całe życie. Posłuchaj przyjaciela, może nie od razu będzie dobrze, ale lepiej".

Już wcześniej, w listopadzie 2022 r., Heitzman przestrzega, że dziewczyna nie tylko odciąga Marka od nauki, ale też negatywnie wpływa na ich relację: "Jak nie możemy się spotkać od lipca, bo zawsze coś z Moniczką...jak nie chora to zła, jak nie zła to smutna, jak nie smutna... to życie będziesz miał całe (a to dopiero początek) tylko zakręcone wokół jednego".

Markowi nie zapala się żadna lampka. To przecież specjalista. Widocznie lekarz musi dobrze poznać pacjenta, wejść z nim w bliższą relację.

Zaskakuje go za to coś innego. Pokazuje wiadomość z września 2022: "W sobotę jestem wolny i jakbyś chciał, to możesz przyjechać do Krakowa. Połazimy po mieście, pójdziemy na jakąś kolację, pogramy, film, a w niedzielę około południa bym cię odwiózł do domu".

- Na drugiej wizycie zaprosił mnie do swojego domu na bilard. Mówił, że w ten sposób bardziej poznaje pacjentów, a 40 minut w gabinecie mu nie wystarcza. Pojechałem.

Proponował, żebym dołączył

- Zabrał mnie do restauracji. Potem pojechaliśmy do jego domu. Graliśmy w bilard, obejrzeliśmy film. Polewał się przy tym alkohol, nie wysokoprocentowy, jakieś piwo. W pewnym momencie zacząłem przysypiać. Powiedziałem, że mogę spać na kanapie, ale Janusz odpowiedział, że u góry jest więcej miejsca.

- Spaliśmy na jego łóżku. Oddaliłem się oczywiście na bok, a on się do mnie nie zbliżał. Ale rano wyciągnął członka i zaczął się masturbować. Powiedział, że musi się odstresować. I że jak chcę, też mogę to zrobić. Wstałem i poszedłem do łazienki. A gdy wróciłem, robił śniadanie, jakby ta sytuacja się nie wydarzyła.

- Od poniedziałku do piątku pracował w Warszawie, a na weekend przyjeżdżał do domu w Krakowie. Byłem u niego kilka razy, najczęściej z soboty na niedzielę. Za każdym razem wyglądało to tak samo. Wieczorem przy filmie Janusz nieraz się upijał i zasypiał na kanapie. Mówił: "napij się jednego, nic ci się nie stanie". Piłem trzy, cztery piwa. Wydaje mi się, że budzik dzwonił mniej więcej koło dziesiątej. Rano leżał, chwilę coś mówił i zaczynał to robić. Proponował, bym dołączył. Innych propozycji mi nie składał.

Dlaczego Marek mimo tego, co się działo, wracał? - Myślałem, że przecież na mnie niczego się nie dopuścił. Zawsze chciałem podróżować, a on jeździł po świecie. Później opowiadał mi o swoich wyprawach, ciekawie się go słuchało. Proponował, że może mnie zabrać do Meksyku na kurs nurkowania. Raz próbował się przytulić. Cofnąłem jego rękę i powiedziałem, że nie chcę. To była ostatnia wizyta u niego w Krakowie - wspomina.

Ale później chłopak odwiedził swojego psychiatrę w Warszawie.

- Powiedział, że mógłby mnie zabrać do stolicy na kilka dni. Spałem w jego mieszkaniu. Rano robił to, co zwykle. Pomyślałem, że nie chce już mi się na to patrzeć. Nagrałem go, jak się przy mnie masturbuje, żeby mieć dowód. Miałem spędzić u niego tydzień, ale piątego dnia, po tamtej sytuacji, powiedziałem, że to miasto jest dla mnie za duże i czuję się w nim niekomfortowo - opowiada Marek.

Wyjeżdża wtedy z Warszawy wcześniej, niż planowali. Ale to nie zaburza ich relacji. Marek pisze, że następnym razem lepiej zorganizuje sobie w stolicy czas, gdy psychiatra jest w pracy.

"Spoko, my freund. Zajebisty jesteś" - odpisuje mu Heitzman.

Sprawa umorzona

O szczegółach relacji z profesorem Marek nie mówi nawet dziewczynie. Boi się, jak zareaguje. Ale któregoś dnia Monika znajduje w jego telefonie filmik, który nagrał w Warszawie. - Jezus Maria, co to jest?! - wykrzykuje dziewczyna.

Dopiero wtedy Marek opowiada jej o wszystkim. Ona przekonuje, że nie można tak tego zostawić. Że trzeba zgłosić sprawę na policję. Już wcześniej wiele razy kłócili się o relację Marka z psychiatrą.

- Też byłam jego pacjentką, mam swoje problemy. Mnie nie dał do siebie namiaru na Messengerze, nie zapraszał na noc. Gdy usłyszałam, że Marek czasem u niego śpi, to było dla mnie chore - opowiada Monika.

- Prosiłam, by tam nie jeździł, ale moim zdaniem doktor go zmanipulował. Próbowałam z nim o tym spokojnie rozmawiać. Powtarzałam, że trzeba coś z tym zrobić. Myślałam, że od tego wszystkiego zwariuję - dodaje.

W końcu to ona zgłasza sprawę na policję. Opowiada na komisariacie, że profesor Janusz Heitzman masturbował się przy jej chłopaku i częstował go alkoholem. Marek też mówi wszystko policji. Do zeznań dołącza dowody: film z Warszawy, zdjęcia z alkoholem na stole w domu psychiatry i korespondencję na Messengerze.

I czeka. Aż kilka miesięcy temu dostaje informację, że sprawa została umorzona.

Okazuje się, że śledczy w ogóle nie badali możliwości popełnienia przestępstwa na tle seksualnym. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie w rozmowie z WP podkreśla, że chłopak miał skończone 15 lat. Z komunikatu, który otrzymaliśmy, nie wynika też, by badano sprawę np. pod kątem wykorzystania stosunku zależności (art. 199 kodeksu karnego), w tym przypadku relacji pomiędzy lekarzem i pacjentem.

Jak informuje nas prokuratura, śledztwo zostało wszczęte 17 grudnia 2024 r., a umorzone 9 czerwca 2025. Postępowanie było prowadzone o przestępstwo z artykułu 58 ust. 2 Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii i przestępstwo z art. 208 kk, czyli rozpijanie małoletniego. Prokuratura przesłuchała świadków.

- Ponadto dokonano oględzin dostarczonych przez pokrzywdzonego na nośniku pendrive plików audio-wideo, uzyskano wydruki wiadomości tekstowych i zapoznano się z nimi. Śledztwo prowadzone było w fazie in rem, nie wydano postanowienia o przedstawieniu zarzutów - informuje prok. Oliwia Bożek-Michalec.

- To nie zmienia faktu, że on się czegoś takiego dopuścił - mówi dziś Marek.

Jak zaznacza, po całej sytuacji stracił zaufanie do psychiatrów. Monika dziwi się, że opowiada o tej historii spokojnie, nie okazując większych emocji. - Według mnie został tak zmanipulowany, że nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę się wydarzyło - ocenia dziewczyna.

Sama opowiedziała o wszystkim nie tylko policji, ale też swojej psycholożce. Próbowaliśmy uzyskać stanowisko lekarki. Gdy jednak napisaliśmy jej, o czym chcemy rozmawiać, nie odpowiedziała.

Monika: - Pani psycholog powiedziała mi, że wie o umorzeniu sprawy i jest to dla niej bardzo dziwne. Ale dodała, że podobno toczy się obecnie inne postępowanie dotyczące profesora Heitzmana. Gdy usłyszałam, że Marek być może nie był jedyny, aż się popłakałam.

Artykuł dwieście

"Sprawa prowadzona jest w Prokuraturze Rejonowej Kraków-Śródmieście Zachód w Krakowie z artykułu 200 §1 Kodeksu karnego" - informuje rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Krakowie Janusz Kowalski. To właśnie to "inne postępowanie", o którym mówiła Monika.

W piątek rano o tej sprawie poinformowała jako pierwsza "Gazeta Wyborcza".

Krakowska prokuratura informuje, że śledztwo wszczęto w marcu 2025 roku. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów, nie przesłuchano jeszcze pokrzywdzonego. Takie przesłuchanie, z udziałem psychologa, jest planowane w najbliższym czasie. Przesłuchiwany w kolejnych tygodniach ma być także sam Heitzman. Prokurator Oliwia Bożek-Michalec tłumaczy, że postępowanie toczy się w sprawie wykorzystania seksualnego osoby poniżej 15. roku życia. Zaznacza, że chodzi o doprowadzenie do innych czynności seksualnych poprzez dotykanie.

Sprawę zgłosiła do prokuratury profesor Dominika Dudek. Do czerwca była szefową Polskiego Towarzystwa Psychiatrii. Obecnie kieruje Katedrą Psychiatrii UJ. W grudniu 2024 r. zgłosił się do niej pacjent.

- Ten człowiek ma teraz trzydzieści kilka lat. Mówi o rzeczach, które miały mieć miejsce 20 lat temu. Prokuratura musi ustalić, czy mówi prawdę i w jakim był wówczas wieku - mówi Dudek.

Złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa kilka dni po wizycie pacjenta. Dopytywana dodaje, że w jej zgłoszeniu chodziło o doprowadzenie osoby poniżej 15. roku życia do innych czynności seksualnych. Dudek była już przesłuchiwana. - Zrobiłam to, co musiałam. Nie sprawiło mi to przyjemności. Ale nie mogłam łamać prawa i nie zgłaszać tego, co opowiedział mi pacjent - tłumaczy.

Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej: jestem zszokowany

Dr Aleksandra Krasowska, biegła w sprawach karnych z zakresu psychiatrii i seksuologii, zwraca uwagę, że - niezależnie od ustaleń prokuratury - w relacji psychiatry z pacjentem fundamentalna jest kwestia etyki zawodowej.

- Kwestie prawno-karne niech ocenia prokuratura lub sąd, natomiast na polu etyki zawodowej opisane zachowania są niedopuszczalne i nie mają nic wspólnego z psychiatrią - ocenia specjalistka.

- Sytuacja, w której lekarz zaprasza 15-letniego pacjenta do domu, śpi z nim w jednym łóżku, jest rzeczą absolutnie nieetyczną i naganną. Jeśli faktycznie doszło do takich zdarzeń, chciałabym, aby to wybrzmiało - dodaje Krasowska.

Przypomnijmy: Marek miał usłyszeć od lekarza, że czas spędzony wspólnie poza gabinetem pozwoli Heitzmanowi lepiej poznać pacjenta.

- Zaproszenie pacjenta na bilard nie mieści się w żadnych znanych mi procedurach diagnostycznych. Jeżeli lekarz chce lepiej poznać pacjenta, zaprasza go na kolejną wizytę do gabinetu, a nie do własnego domu. Przekroczeniem granic jest też dla mnie wysyłanie pacjentowi swoich zdjęć z wakacji. Nie widzę uzasadnienia dla takiego działania - kończy Krasowska.

O sprawę pytamy też Łukasza Jankowskiego, prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej.

- Po ludzku jestem zszokowany przedstawionymi informacjami. Opisany materiał traktujemy jako wiarygodne doniesienie o możliwości złamania kodeksu etyki lekarskiej. Natychmiast wdrażamy stosowne procedury celem dokładnego wyjaśnienia sprawy i ewentualnego wyciągnięcia konsekwencji, gdyby formułowane zarzuty się potwierdziły - komentuje Jankowski.

Sam Heitzman stoi na stanowisku, że jego relacja z Markiem miała bardziej charakter towarzyski niż zawodowy. Określa go "nie jako pacjenta, a syna znajomego". - Nie utrzymuję prywatnych kontaktów z pacjentami. Wyjątkiem są osoby, które znałem, zanim zostały moimi pacjentami (rodzina, znajomi, dzieci znajomych) - twierdzi w odpowiedzi na pytania WP.

Kim zatem był dla niego Marek? Do tego wątku jeszcze wrócimy.

Mocne sygnały do ministrów

Okazuje się, że o postępowaniu toczącym się w Krakowie od miesięcy wie Ministerstwo Sprawiedliwości. Konkretne sygnały docierały też do ministerstwa zdrowia.

W krakowskim środowisku o sprawie zgłoszonej przez profesor Dudek robi się głośno w połowie 2025 r. Informacja trafia do profesora Włodzimierza Wróbla. To sędzia Sądu Najwyższego, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale przede wszystkim szef Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego.

Wróbel rozmawia na ten temat z ówczesnym ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem. Prosi o zbadanie sprawy. Nie zna szczegółów, ale chce ją wyjaśnić. Nie otrzymuje jednak żadnej odpowiedzi.

Umawiamy się więc na spotkanie z Adamem Bodnarem. Przyznaje, że pamięta rozmowę z sędzią Wróblem. Po niej zapytał o szczegóły w Prokuraturze Krajowej. Z relacji Bodnara wynika, że wszystko działo się w wakacje i zbiegło się w czasie z rekonstrukcją rządu, po której odszedł z urzędu. Mówi, że nie zdążył poznać szczegółów.

Kilka razy kontaktujemy się więc z obecną wiceminister Marią Ejchart. Pełniła tę funkcję pod kierownictwem Bodnara i została na stanowisku po zmianie ministra. Potwierdza, że sprawa jest w toku.

- Informacje na temat postępowania mam od niedawna. Nie wiem, na jakim jest etapie, nie znam szczegółów sprawy - komentuje wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart.

- Profesor jest ekspertem w pracach zespołu eksperckiego przy Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego. Ma wielkie doświadczenie. Sama z nim współpracuję nad zmianą ustawy o Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie – dodaje.

- Odsunięcie człowieka od pełnionych funkcji to jest zawsze trudna decyzja, bo łatwo w takiej sytuacji kogoś złamać i skrzywdzić, pogrążyć na całe życie. Trzeba mieć przekonanie, że zarzuty czy podejrzenia są słuszne. Dopóki nie mamy aktu oskarżenia, poruszamy się w kręgu podejrzeń. A dopiero prawomocny wyrok potwierdza winę - tłumaczy Ejchart.

- Czynności w tej sprawie są po stronie prokuratury, a nie ministerstwa. Do tego, żeby uznać czyjąś winę, jest jeszcze daleko - kończy.

Ministerstwo Zdrowia mocny sygnał o możliwym postępowaniu w Krakowie ma przynajmniej od 2 lipca 2025 roku. Wtedy drogą formalną trafił do resortu wniosek Justyny Sikorskiej-Grygiel. To psycholożka, która od miesięcy stara się alarmować różne instytucje o - jej zdaniem - nieprawidłowym zarządzaniu projektem w ramach Funduszu Europejskiego dla Rozwoju Społecznego. Chodzi o ćwierć miliarda złotych, które otrzymał Instytut Neurologii i Psychiatrii. Heitzman jest kierownikiem merytorycznym tego projektu.

Na początku lipca Sikorska pyta ministerstwo, czy wybierając go do tej roli, sprawdzono historię jego karalności oraz czy weryfikowano toczące się postępowania prokuratorskie. Nie wspomina wówczas o szczegółach.

Ministerstwo Zdrowia odpowiada, że to nie była ich rola i nie mieli żadnego wpływu na obsadę funkcji. Resort nie precyzuje w swoim piśmie, by jakkolwiek weryfikował te informacje.

8 października Justyna Sikorska-Grygiel wysyła kolejną wiadomość. Na liście adresatów jest kilkaset osób. To m.in. ministrowie, posłowie, kancelaria Ministerstwa Zdrowia. Sikorska-Grygiel pisze: "Kierownikiem merytorycznym projektu FERS IPiN jest pan prof. Janusz Heitzman, mający wg mojej najlepszej wiedzy zarzuty w prokuraturze dotyczące molestowania nieletnich - mimo, że projekt FERS zawiera też programy dla dzieci. Co budzi szczególny niesmak ze względu nie tylko na etykę, ale także interes publiczny."

Pisząc o zarzutach, Sikorska-Grygiel się myli. Postępowanie nie jest prowadzone przeciwko Heitzmanowi, a w sprawie, ale mail wywołuje kolejne poruszenie w środowisku.

Zapytaliśmy więc resort zdrowia, od kiedy wie o postępowaniu. Jakie podjęło kroki? Czy Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało Ministerstwo Zdrowia, że w sprawie, w której pojawia się Janusz Heitzman, jest prowadzone śledztwo? Czy po sygnałach ze strony Justyny Sikorskiej-Grygiel zrobiono cokolwiek, by to wyjaśnić? Czy Janusz Heitzman nadal będzie pełnomocnikiem ministra zdrowia do spraw psychiatrii sądowej? Czy będzie zasiadał w komisjach do spraw środka zabezpieczającego dla dorosłych i dla nieletnich?

Po uzyskaniu odpowiedzi od ministerstwa przedstawimy je w Wirtualnej Polsce.

Prof. Heitzman: nie utrzymuję prywatnych kontaktów z pacjentami

Z Januszem Heitzmanem kontaktujemy się telefonicznie, lecz odsyła nas do swojego pełnomocnika. Ten prosi o wysłanie pytań mailem.

Profesor potwierdza, że konto "Edward Waligóra" należy do niego. Twierdzi, że korzysta z niego wyłącznie w kontaktach z osobami, które znały go wcześniej osobiście.

Heitzman zaprzecza, by kiedykolwiek zapraszał pacjentów do swojego domu czy płacił za ich obiady. Podkreśla, że nigdy nie spał z pacjentem w jednym łóżku i nie proponował osobie małoletniej alkoholu.

- Nie utrzymuję prywatnych kontaktów z pacjentami. Wyjątkiem są osoby, które znałem, zanim zostały moimi pacjentami (rodzina, znajomi, dzieci znajomych). W przypadku takich osób nie podejmuję się stałego leczenia w poważnych chorobach. Natomiast, mając na uwadze utrudniony dostęp do specjalistów psychiatrów (długie terminy oczekiwania), nie odmawiam doraźnej pomocy (doraźna konsultacja, wystawienie recepty, zaświadczenia). W razie formalnej konieczności rejestruję takie osoby jako pacjentów, dotychczasowy charakter relacji prywatnej z reguły nie ulega zmianie - odpowiada.

Kluczowe w odpowiedziach psychiatry jest słowo "pacjent" i to, jak je rozumie w odniesieniu do Marka. Okazuje się bowiem, że zdaniem profesora ta relacja była czymś zupełnie innym.

- Określam go w ten sposób, jako syna znajomego, a nie jako pacjenta, ponieważ nasza znajomość pierwotnie miała charakter towarzyski, a dopiero później, kiedy on potrzebował jakiejś recepty czy zaświadczenia do szkoły, dla formalności zarejestrowałem go jako pacjenta - przekonuje.

To oznacza, że odpowiadając nam na pytania o spotykanie się poza gabinetem, płacenie za obiady, zapraszanie na nocowanie nie mówi o Marku, ale o "pacjentach". 15-latek do tej kategorii zdaniem Heitzmana się nie zalicza.

Przeczą temu jednak fakty. Jak przyznaje sam profesor, wpisał Marka na listę pacjentów przychodni. Psychiatra zapewnia, że przyjął Marka, bo ten był synem jego znajomego. Mieli wcześniej mieć relacje towarzyskie. Skontaktowaliśmy się więc z ojcem chłopaka. Ten twierdzi, że profesora pierwszy raz zobaczył w gabinecie, gdy przyjechał z synem na wizytę.

- Nie znałem wcześniej pana doktora. Siostra ma syna, który się u niego leczył. Kuzyn siostrzeńca także i bardzo dobrze go wspominają. Sprawdziłem go w internecie, ale nie mieliśmy żadnych relacji - podkreśla pan Stanisław.

Ojciec chłopca tłumaczy, że syn był niestabilny emocjonalnie, miał problemy z frekwencją w szkole, a u profesora szukali pomocy lekarskiej.

Jak wynika z korespondencji Marka z psychiatrą, dostawał ją np., gdy zgłaszał problemy ze snem. "Musisz chodzić spać przed 24. I leki tak jak mówiliśmy: rano Fevarin 100 mg, a wieczorem ok. 21 Melatonina 5 mg i Miansec 10 mg. Nie można brać innych leków nasennych dłużej niż na 1-2 tygodnie, bo one uzależniają i ogłupiają".

"Doniósł na mnie w odwecie"

- Byłem przesłuchiwany w charakterze świadka w związku z doniesieniem złożonym na mnie przez syna mojego znajomego - pisze nam Heitzman.

Jego zdaniem był to odwet. Tłumaczy: jego pacjentką była dziewczyna Marka Monika. Heitzman poruszył w rozmowie z jej matką temat palenia marihuany - zaznacza, że nie może wchodzić w szczegóły ze względu na tajemnicę lekarską. Marek uznał, że lekarz na niego doniósł. - W odwecie doniósł na mnie na policję, że udostępniałem mu alkohol, kiedy był jeszcze niepełnoletni. Zresztą zapowiedział mi wcześniej, że to zrobi - mówi psychiatra.

Według profesora filmik, który trafił do prokuratury, też był elementem zemsty.

- Chcąc mi zaszkodzić, chłopak rozpowiada, że proponowałem mu wspólną masturbację. Nigdy nic takiego nie miało miejsca, ale jak się domyślam, żeby uwiarygodnić swoje pomówienie, przebywając u mnie w domu, ukradkiem, nagrał mnie w sytuacji intymnej. Wiem, że sam przyznał, że nagranie to wykonał telefonem bez mojej wiedzy i zgody - odpowiada Heitzman.

Ostanie zdanie zostało przez niego podkreślone.

Zapytaliśmy też, czy profesor wie o innym śledztwie krakowskiej prokuratury dotyczącym jego relacji z kilkunastoletnim chłopcem. Heitzman odpowiada, że wie o postępowaniu, ale nie był jeszcze przesłuchany.

- Mogę jedynie podejrzewać, że jakaś nieżyczliwa mi osoba namawia moich byłych pacjentów, którzy mają do mnie jakieś pretensje, do składania na mnie doniesień. Pozostałych kilka tysięcy pacjentów, których leczyłem przez prawie pięćdziesiąt lat kariery zawodowej żadnych skarg na mnie nie składało - dodaje prof. Heitzman.

Jego pełne odpowiedzi na pytania umieszczamy pod reportażem.

Bagno

Dom Marka.

Pani Maria staje w kuchni przy otwartym oknie, patrzy przed siebie, lekko się kuląc. - Dla mnie to jest rozpacz, że naraziliśmy Marka na coś takiego. I że został skrzywdzony. Miał problemy psychologiczne, chcieliśmy mu za wszelką cenę pomóc. A tu się okazało, że wepchnęliśmy go w jeszcze większe bagno - mówi. - Mam do siebie żal, że nie zrobiłam nic, żeby temu zapobiec.

Najpierw była radość, że znany psychiatra, podobno światowej sławy, zechciał pomóc jej Markowi. Potem - mówi pani Maria - tę radość zastąpiły wątpliwości. Bo cóż to za dziwy, żeby lekarz zapraszał pacjenta na noc? Przecież tylu jest doktorów, którzy przyjmują normalnie.

Gryzło ją to. Ale milczała.

Nieraz się przecież o Marka martwiła, snuła czarne scenariusze, a potem się okazywało, że przesadzała. Poza tym profesor to uczony, człowiek z wielkiego świata. Kim ona jest, żeby nagle podnosić alarm?

- To dotyczy mojego jedynego, ukochanego wnuka. Teraz trudno mi się z tym pogodzić. Jest tutaj dużo winy dorosłych. W głowie mi się to nie mieści. Czuję obrzydzenie do świata i brak zaufania do wszystkich. Stałam się bardziej podejrzliwa - mówi.

Do kuchni wchodzi Marek. Powtarza, że Janusz Heitzman na pewno nie poniesie konsekwencji prawnych.

- Najważniejsze, żeby nikogo więcej nie krzywdził. Niech nie ma już kontaktu z młodymi pacjentami - mówi jego babcia.

- Marek, mimo że tego nie pokazuje, mocno przeżył całą historię. Jest zamknięty, nieufny, to zupełnie inny chłopak niż kiedyś. Przyjął pozę, że wszystko w porządku, ale myślę, że wewnętrznie jest zdruzgotany - uważa pani Maria.

Monika też ma poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Ona i jej chłopak zgłosili sprawę na policję, dostarczyli dowody. I co? Nic. Nieraz widzi profesora Heitzmana, jak bryluje w mediach. Zaraz poleci na ekskluzywne wakacje. Wygłosi wykład na międzynarodowej konferencji i zbierze burzę oklasków.

Co mogą na to poradzić? Życie bywa niesprawiedliwe, ale nie oni pierwsi i nie ostatni. Widocznie tak już musi być. Poza tym ich wieś jest daleko od wielkiego świata.

Choćby krzyczeli najgłośniej, jak potrafią, i tak nikt nie usłyszy.

Dariusz Faron i Michał Janczura, dziennikarze Wirtualnej Polski

Chcesz skontaktować się z autorami? Napisz! Dariusz.faron@grupawp.pl michal.janczura@grupawp.pl

Pełne odpowiedzi profesora Janusza Heitzmana na nasze pytania:

1/ Czy w swoim gabinecie przyjmował Pan pacjentów poniżej 18. roku życia? Czy psychiatra dorosłych może zajmować się też leczeniem osób nieletnich?

Odrębna specjalizacja w zakresie psychiatrii dziecięcej istnieje od 2000 roku. Ja specjalizację z psychiatrii uzyskałem w roku 1979 i wówczas obejmowała ona zarówno psychiatrię dorosłych jak i psychiatrię dziecięcą. W roku 2000 posiadałem jako psychiatra już ponad 20-letnie doświadczenie, również w zakresie pracy z pacjentami małoletnimi. W ostatnich latach bardzo rzadko przyjmuję pacjentów poniżej 18. roku życia. Zazwyczaj są to albo kierowane do mnie przypadki nagłe (np. zagrożenie próbą samobójczą) albo dzieci znajomych.

2/ Czy kiedykolwiek kontaktował się Pan ze swoimi nieletnimi pacjentami poza gabinetem lekarskim/przychodnią?

Nie utrzymuję prywatnych kontaktów z pacjentami. Wyjątkiem są osoby, które znałem zanim zostały moimi pacjentami (rodzina, znajomi, dzieci znajomych). W przypadku takich osób nie podejmuję się stałego leczenia w poważnych chorobach. Natomiast, mając na uwadze utrudniony dostęp do specjalistów psychiatrów (długie terminy oczekiwania), nie odmawiam doraźnej pomocy (doraźna konsultacja, wystawienie recepty, zaświadczenia). W razie formalnej konieczności rejestruję takie osoby jako pacjentów, dotychczasowy charakter relacji prywatnej z reguły nie ulega zmianie. Innym wyjątkiem była sytuacja byłego pacjenta, który (wówczas pełnoletni) nawiązał ze mną znajomość towarzyską po czterech latach od zakończenie u mnie leczenia. W tym wypadku, godząc się na nawiązanie relacji towarzyskiej, wyraźnie zastrzegłem, że oznacza to brak możliwości powrotu do relacji lekarz-pacjent.

3/ Czy prawdą jest, że do Pana należy Facebookowe konto "Edward Waligóra"?

Tak. Nigdy nie używałem tego konta w celu ukrycia swojej tożsamości przed osobami, z którymi się za jego pomocą komunikowałem. Nigdy nie używałem tego konta dla nawiązywania nowych znajomości. Korzystałem z tego konta wyłącznie w kontaktach z osobami, które wcześniej znały mnie osobiście. Konto to (dla żartu o takiej nazwie) kilkanaście lat temu założył dla mnie jeden ze znajomych (sam nie wiedziałem jak to się robi). Nie widziałem potrzeby zmiany jego nazwy/zakładania innego konta.

4/ Czy kiedykolwiek spotykał się Pan z pacjentami (w tym osobami poniżej 18. roku życia) poza gabinetem? Jeśli tak – jak przebiegały te spotkania i gdzie się odbywały?

Nie spotykałem się z pacjentami poza gabinetem/przychodnią z zastrzeżeniem tego co napisałem w odpowiedzi na pytanie 2. Nie jestem w stanie opisać okoliczności wszystkich spotkań ze wszystkimi znajomymi, którym kiedykolwiek np. wystawiłem receptę.

5/ Czy zapraszał Pan swoich nieletnich pacjentów do swojego domu/mieszkania? Jeśli tak – w jakim celu?

Nie zapraszałem pacjentów do swojego domu/mieszkania z zastrzeżeniem tego co napisałem w odpowiedzi na pytanie 2.

6/ Czy nieletni pacjenci zostawali u Pana na noc?

Jak wyżej.

7/ Czy sypiał Pan z niepełnoletnimi pacjentami w jednym łóżku?

Nigdy nie spałem z żadnym pacjentem w jednym łóżku.

8/ Czy proponował im Pan alkohol?

Nigdy nie proponowałem alkoholu osobie małoletniej.

9/ Jak odniesie się Pan do zarzutu, że wielokrotnie masturbował się Pan przy jednym ze swoich pacjentów i pytał go Pan, czy do Pana dołączy?

Stanowczo zaprzeczam.

10/ Jak odniesie się Pan do zarzutu jednego z pacjentów, że wielokrotnie zapraszał Pan go na noc do swojego domu i proponował mu alkohol?

Żadnego pacjenta wielokrotnie nie zapraszałem na noc do swojego domu. Nie proponuję alkoholu pacjentom, wyjątkiem mogły być osoby pełnoletnie będące moimi znajomymi zanim zostały moimi pacjentami.

11/ Czy kiedykolwiek zabierał Pan niepełnoletnich pacjentów do restauracji? Płacił Pan za ich posiłki?

Nie zabierałem pacjentów do restauracji i nie płaciłem za posiłki pacjentów. Wyjątkiem mogły być osoby które znałem zanim zostały moimi pacjentami.

12/ Czy proponował Pan nieletnim pacjentom zagraniczne wyjazdy?

Nigdy nie proponowałem nieletnim pacjentom zagranicznych wyjazdów.

13/ Czy był Pan przesłuchiwany w prokuraturze/ policji w związku z doniesieniem jednego z Pana byłych pacjentów?

Byłem przesłuchiwany w charakterze świadka w związku z doniesieniem złożonym na mnie przez syna mojego znajomego. Określam go w ten sposób, jako syna znajomego a nie jako pacjenta, ponieważ nasza znajomość pierwotnie miała charakter towarzyski a dopiero później kiedy on potrzebował jakiejś recepty czy zaświadczenia do szkoły, dla formalności zarejestrowałem go jako pacjenta. Moją pacjentką, na prośbę tego chłopaka, została natomiast jego dziewczyna. Podczas wizyty owej dziewczyny u mnie w gabinecie, w czasie której obecna była również jej matka, oględnie poinformowałem matkę o zagrożeniu jakie niesie używanie przez młodzież marihuany i o odpowiedzialności matki za córkę w kontekście zapobiegania temu zagrożeniu. Nie wiem czy matka dziewczyny zmieniła po tej wizycie nastawienie do chłopaka, w każdym razie chłopak miał do mnie wielkie pretensje, że doniosłem matce dziewczyny, że ona z nim używają marihuany. Nie mogę bez ujawnienia tajemnicy lekarskiej napisać czy wiedziałem coś o ewentualnym używaniu przez nich marihuany, w każdym razie chłopak był przekonany, że coś takiego powiedziałem matce dziewczyny., W odwecie doniósł na mnie na policję, że udostępniałem mu alkohol kiedy był jeszcze niepełnoletni zresztą zapowiedział mi wcześniej, że to zrobi. Właśnie tego (rozpijania małoletniego) dotyczyło postępowanie, w toku którego przesłuchano mnie jako świadka. Oczywiście żadnego alkoholu mu nie udostępniałem, nie postawiono mi żadnych zarzutów a postępowanie zostało umorzone.

Dodatkowo chcąc mi zaszkodzić chłopak ten rozpowiada, że proponowałem mu wspólną masturbację. Nigdy nic takiego nie miało miejsca, ale jak się domyślam, żeby uwiarygodnić swoje pomówienie, przebywając u mnie w domu, ukradkiem, nagrał mnie w sytuacji intymnej. Wiem, że sam przyznał, że nagranie to wykonał telefonem bez mojej wiedzy i zgody.

14/ Czy wie Pan o śledztwie, które było prowadzone w krakowskiej prokuraturze w sprawie Pana relacji z kilkunastoletnim chłopcem?

Wiadomo mi o jeszcze jednym postępowaniu dotyczącym przestępstwa na szkodę mojego byłego pacjenta. Nie wiem, czy doniesienie zostało złożone na mnie, zostałem wezwany w charakterze świadka, przesłuchanie jeszcze się nie odbyło. Mogę jedynie podejrzewać, że jakaś nieżyczliwa mi osoba namawia moich byłych pacjentów, którzy mają do mnie jakieś pretensje do składania na mnie doniesień. Pozostałych kilka tysięcy pacjentów, których leczyłem przez prawie pięćdziesiąt lat kariery zawodowej żadnych skarg na mnie nie składało.

prof. dr hab. n. med. Janusz Heitzman

Najciekawsze śledztwa, wywiady i analizy dziennikarzy WP. Konkretnie i bez lania wody. Nie przegapisz tego, co najważniejsze!

Wybrane dla Ciebie
Pierwszy raz w historii. Empire State Building rozbłyśnie na biało-czerwono
Pierwszy raz w historii. Empire State Building rozbłyśnie na biało-czerwono
Zginęła w wypadku, osierociła syna. Przedszkole żegna terapeutkę
Zginęła w wypadku, osierociła syna. Przedszkole żegna terapeutkę
Przemyt papierosów balonami. Są już w rękach służb
Przemyt papierosów balonami. Są już w rękach służb
Spór premiera z prezydentem. Dobrzyński wymierza cios rzecznikowi Nawrockiego
Spór premiera z prezydentem. Dobrzyński wymierza cios rzecznikowi Nawrockiego
Wypadek w centrum Krakowa. Rowerzysta wjechał pod autobus
Wypadek w centrum Krakowa. Rowerzysta wjechał pod autobus
Setki milionów na schrony. Wielka akcja na Śląsku
Setki milionów na schrony. Wielka akcja na Śląsku
Działo się w poniedziałek. Sarkozy na wolności, Lewandowski w USA [SKRÓT DNIA]
Działo się w poniedziałek. Sarkozy na wolności, Lewandowski w USA [SKRÓT DNIA]
Choroba "białych płuc" atakuje. Lekarze ostrzegają
Choroba "białych płuc" atakuje. Lekarze ostrzegają
Skandal w BBC, Trump grozi pozwem na milliard dolarów. Stawia BBC trzy żądania
Skandal w BBC, Trump grozi pozwem na milliard dolarów. Stawia BBC trzy żądania
Załużny kierował akcją na Nord Stream? "WSJ" ujawnia szczegóły
Załużny kierował akcją na Nord Stream? "WSJ" ujawnia szczegóły
Projekt Putina i Kima idzie jak burza. Są zdjęcia satelitarne
Projekt Putina i Kima idzie jak burza. Są zdjęcia satelitarne
Kaczyński uderzył w Tuska. "Uśmiechnięty premier z popcornem"
Kaczyński uderzył w Tuska. "Uśmiechnięty premier z popcornem"