Niepełnosprawny Bawer Aondo-Akaa: Protestujący w Sejmie doprowadzą do demoralizacji
- Jestem osobą niepełnosprawną, ale nie akceptuję formy protestu w Sejmie - mówi WP działacz Prawicy RP dr Bawer Aondo-Akaa. - Nie może być tak, że 20 osób tupnęło nogą i cały kraj staje na baczność - podkreśla.
Już od czterech tygodni trwają negocjacje z rządem oraz protest osób niepełnosprawnych i ich rodzin w Sejmie.
Patryk Osowski: Słyszymy, że domagają się od rządzących "żywej gotówki" w postaci 500 zł co miesiąc.
Bawer Aondo-Akaa (doktor teologii): Ja nie popieram PiS, ale uważam też, że nie powinni przyznawać tych pieniędzy. Po pierwsze dlatego, że doprowadzi to do demoralizacji.
Politycy będą mogli mówić od tej pory, że spełnili żądania osób niepełnosprawnych. Staranie się o inne przywileje czy ulgi będzie bardzo trudne, bo przecież "dostaliście kasę".
Po drugie spowoduje to, że niepełnosprawnym nie będzie się opłacało pracować. W sumie będą już mieli około 2 tysięcy złotych. Skąd ta suma?
Wliczam w to między innymi pieniądze z Powiatowych Centrum Pomocy Rodzinie, ulgi na czynsz z Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej, czy Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Wiele osób z niepełnosprawnością chyba po prostu nie może pracować. Dlatego te pieniądze są im tak potrzebne.
Według statystyk i danych Głównego Urzędu Statystycznego tylko około 10 procent nie może podjąć pracy. Chodzi tu głównie o osoby ze sprzężoną niepełnosprawnością (dwie lub więcej niepełnosprawności - red.).
Zdecydowana większość to osoby takie jak ja, które mogą pracować równie dobrze jak pełnosprawni.
W sieci pisał pan, że forma obecnego protestu w Sejmie jest niebezpieczna dla Polski. Dlaczego?
Nie może być tak, że 20 osób tupnęło nogą i cały kraj staje na baczność. Prezydent, premier i ministrowie boją się cokolwiek powiedzieć. Budżet państwa nie jest z gumy.
Liderkę protestu Iwonę Hartwich zapytano niedawno, co by było, gdyby taki sam szantaż stosowały inne grupy społeczne. Odpowiedziała, że też powinny to robić. To żadne rozwiązanie.
Skąd państwo miałoby brać na to fundusze? Opcje są trzy. Musiałoby dodrukowywać pieniądze, czyli pogłębiać inflację, sprzedawać obligacje, albo opodatkować innych obywateli. Wszystkie te rozwiązania są złe.
Pańska krytyka wynika więc głównie z aspektów ekonomicznych i pragmatycznego podejścia, że "pieniądze nie biorą się z nieba".
Nie tylko. Dla mnie ten protest to przede wszystkim upolityczniona akcja grup lewicowych. Zorganizować i prowadzić go pomagają przecież cały czas takie osoby, jak Joanna Scheuring-Wielgus i jej środowisko.
To ludzie, którzy walczą o prawo do mordowania poprzez aborcję dzieci z niepełnosprawnościami wrodzonymi. Z jednej strony chcą ich zabijać, a z drugiej stają teraz w ich obronie. Dla mnie to hipokryzja.
Podsumowując, samą ideę takiego protestu ocenia pan pozytywnie czy negatywnie.
Sam chodzę na marsze i pikiety. Uważam to za coś potrzebnego. Nie akceptuję jedynie formy i tego, że wymagania od polityków są po prostu wygórowane.
Rozdawnictwo pieniędzy kojarzy mi się z socjalizmem i do niczego dobrego nie prowadzi. Spójrzmy na Greków, którzy tak długo nie chcieli zrezygnować z wysokiego socjalu. Czym to się kończy? Upadkiem gospodarki i niczym więcej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl