"Nieodpowiedzialna" decyzja Morawieckiego. Co za nią stało? Ekspert widzi jedną możliwość
Opinię publiczną zelektryzowała informacja, że premier Mateusz Morawiecki skrócił pobyt na swoim pierwszym szczycie Unii Europejskiej w roli premiera, by zdążyć na partyjną wigilię. O ocenę sytuacji zapytaliśmy politologa, prof. Wawrzyńca Konarskiego z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Nie ma wątpliwości: "to trzeba odbierać negatywnie".
- Pomysł szybszego powrotu do kraju w sytuacji, gdy jest niezwykle ważne ocieplenie relacji między Polską a UE, jest złym pomysłem - ocenił Konarski. Przypuszcza, że może ona zaognić nasze relacje międzynarodowe.
Szczyt UE rozpoczął się w czwartek i trwał dwa dni. Ostatnim punktem spotkania przedstawicieli państw UE była kwestia Brexitu, szczególnie istotna dla Polski ze względu na dużą grupę emigrantów do Wielkiej Brytanii. Morawiecki nie był na nim obecny.
- Jeżeli wiadomo, że UE jest na zakręcie, to Polska nie może być nieobecna na debacie. Co więcej, powinna brać udział w możliwości perswadowania, że ten pomysł był nierozsądny, bo osłabia zarówno UE, jak i całą Europę. Nie wzięcie udziału w debacie przez premiera oceniam ewidentnie krytycznie - powiedział Konarski.
W ocenie profesora, Morawiecki pokazał, że "albo nie jest zaintersowany albo nie jest przygotowany" do wyzwania, jakim miało być ocieplenie naszego wizerunku w Europie.
- Jeśli będzie starał się działać ku poprawie wizerunku, może uzyskać łatkę osoby słabej w obozie rządzącym. Z kolei jeśli będzie wzmacniał swoją pozycję, nie będzie mogł pokazywac słabości w ramach Unii. Te dwie rzeczy są nie do pogodzenia - podkreślił ekspert.
Oficjalnym powodem powrotu Morawieckiego do kraju są "obowiązki służbowe". - Będę czekał na wyjaśnienie, o jakie sprawy chodzi; o podanie powodów, które by to usprawiedliwiały - komentował Konarski.
Pytany, jakie powody - w jego ocenie - rzeczywiście usprawiedliwiałyby naszą nieobecność na szczycie, odpowiedział: "Nie mam pojęcia". Po chwili dodał: - Znając przywiązanie obozu rządzącego do manii rocznicowej, może chodzić o próby przypominania o dramacie na wybrzeżu w latach 70. Oprócz bolesnej traumy przeszłości nie widzę innych powodów, które wyjaśniałyby decyzję powrotu do kraju. Jeżeli premier chciałby być obecny na obchodach rocznicowych, byłoby to częściowe usprawiedliwienie, ale przecież jego obecność na nich nie jest konieczna.
- Nie wiemy, czy premier postąpił tak, bo kazał mu Jarosław Kaczyński. Spekulując, jeśli byłaby to decyzja niesamodzielna, to tylko gorzej o nim świadczy - podsumował Konarski.