Niemieckie "willkommen" destabilizuje Bałkany
Niemiecka kanclerz Angela Merkel wyraziła niedawno zaniepokojenie sytuacją na Bałkanach. Jej zdaniem kryzys uchodźców może doprowadzić do kolejnej wojny. Obawy kanclerz są uzasadnione. Jednak w jej ustach brzmią kuriozalnie, bo to Niemcy swoją polityka "willkommen" doprowadziły do eskalacji sytuacji na Bałkanach. Chorwacja kłóci się z Serbią, Słowenia z Chorwacją, napięta sytuacja jest w Macedonii i Czarnogórze. Spory o imigrantów między sąsiadami odnawiają stare, jeszcze niezabliźnione po wojnie rany. Bałkany to szczególnie wrażliwy region. Niestety, niemiecka wrażliwość okazała się zbyt mała, by zawczasu wyczuć jego problemy.
12.11.2015 | aktual.: 12.11.2015 11:07
Uchodźcy najpierw zaczęli docierać do Serbii. Stamtąd początkowo wyruszali na Węgry. Gdy patrzyło się na to z zewnątrz, zastanawiające było milczenie i akceptacja sytuacji przez Belgrad. Pomimo że do tego zubożałego po wojnie kraju docierały tysiące ludzi, Serbia nie protestowała i nie domagała się pomocy unijnej. Nie robiła rabanu i zamieszania. Tajemnica wyjaśniła się niebawem. Otóż szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zaszantażował Serbię (podobnie jak inne, aspirujące do członkostwa w UE kraje bałkańskie): jeśli chcecie przyśpieszenia w negocjacjach z Unią, macie przyjmować uchodźców.
Wszystko jakoś działało do momentu, w którym Węgry (słusznie zresztą) zamknęły granicę z Serbią. Wówczas uchodźcy zaczęli kierować się w stronę Chorwacji. I tu zaczęły się problemy, bo Chorwacja bardzo szybko przestała sobie radzić z tysiącami przybyszów. Czemu się zresztą dziwić, skoro w ciągu zaledwie kilku miesięcy przez 4-milionową Chorwację przeszło ponad 350 tys. ludzi? W efekcie kraj ten zamknął granicę z Serbią. Punktem kulminacyjnym sporu chorwacko-serbskiego było opuszczenie granicznych szlabanów także dla serbskich ciężarówek. Naraziło to sąsiada na potężne straty finansowe. - To uderzenie w naszą gospodarkę, to upokorzenie Serbii i akt wrogości wobec niej - oświadczył serbski premier, Aleksandar Vucić. Chorwacki premier, Zoran Milanović nie był dłużny i oskarżył Serbię o sabotaż. Taką retorykę pamiętam z czasów wojen w byłej Jugosławii. Chorwaci tłumaczyli swoją decyzję tym, że (ponoć) Serbowie w ciężarówkach przemycali na teren Chorwacji imigrantów, sami pozbywając się problemu. Serbia się
wypierała.
Po niedługim czasie zarzut przemycania uchodźców wrócił, ale tym razem to Słowenia oskarżała o to Chorwację. I też zamknęła przejście z Chorwacją. Z kolei Austria, łamiąc traktat z Schengen, zaczęła budować mur na granicy ze Słowenią (o który oburzała się na Węgry, mimo że te zbudowały ogrodzenie na granicy zewnętrznej Unii, nie wewnątrz strefy Schengen). W Słowenii sytuacja pogarsza się z każdym dniem. Dochodzą niepokojące wieści. Moje źródła z tego kraju, a nie są to neofaszyści ani panikarze, mówią, że około 30 tys. uchodźców, które dotarły do Słowenii, po prostu zniknęło. Nie zgadzają się statystyki - liczba osób, które wkroczyły do Słowenii, liczba osób, które opuściły kraj i wreszcie liczba osób, które są w Słowenii. Z wyliczeń wynika, że brakuje około 30 tys. osób, głównie młodych, urodzonych po 1985 roku mężczyzn. Co się z nimi stało? Część być może została przeszmuglowana przez działaczy NGO w samochodach do Austrii. A reszta? Słoweńskie gazety donoszą, że imigranci kupują od słoweńskich policjantów
i żołnierzy broń. Po co? I gdzie są teraz ci ludzie? To pytania bez odpowiedzi, ale budzące bardzo duże zaniepokojenie.
Kryzys uchodźców otworzy wojenne rany?
Jak to wygląda w całości? Chorwacja jest skonfliktowana z powodu uchodźców ze wszystkimi sąsiadami: z Serbią, Słowenią i Węgrami. Mało tego, kryzys z uchodźcami stał się głównym tematem kampanii wyborczej. Paradoksalnie w kontekście tego problemu chorwacka prawica i lewica zaczęły mówić niemal tym samym językiem. Minimalnie w wyborach wygrała prawica, która prawdopodobnie stworzy nowy rząd. Może on się stać potencjalnym sojusznikiem Grupy Wyszehradzkiej w kwestii niechęci co do relokacji uchodźców.
Relacje polityczne między byłymi jugosłowiańskimi republikami są coraz trudniejsze. Pojawiają się akcenty nacjonalistyczne, jednak nie można o to oskarżać ani Serbii, ani Chorwacji, ani Słowenii. Kraje te bronią po prostu swojego bezpieczeństwa, co zresztą w ich sytuacji robiłyby chyba wszystkie inne państwa. Jeśli ktoś odpowiada za eskalację problemu, to w dużej mierze są to prowadzące nieodpowiedzialną politykę "willkommen" Niemcy i szef Komisji Europejskiej, szantażujący kraje bałkańskie i nie zdający sobie chyba do końca sprawy z tego, czym grozi wybuch bomby imigranckiej w państwach byłej Jugosławii.
Czy może przerodzić się to w otwarty konflikt? Tego niestety nie można wykluczyć, bo poza ranami wojennymi uchodźcy to kolejny punkt sporny. A już wcześniej między Słowenią a Chorwacją panowała szorstka przyjaźń - kością niezgody była kwestia banków. Z kolei relacje Belgrad-Zagrzeb utrudniają wypłacanie (lub nie) przez Chorwację odszkodowań Serbom wysiedlonym z Krajiny. Jest w tym wszystkim jeszcze Bośnia i Hercegowina, w której po wojnie osiedliły się tysiące, walczących po stronie bośniackich muzułmanów, mudżahedinów. Bośnia już nieraz była przedmiotem inwigilacji i obiektem zainteresowania fundamentalistów islamskich. Poparcie dla radykałów rośnie z każdym rokiem. Sprzyja temu bieda, bezrobocie, brak perspektyw i ustawiczna indoktrynacja. Można się domyślać, że obecny kryzys z uchodźcami radykalni imamowie będą próbowali wykorzystać do podburzenia ludzi przeciwko "nieczułemu Zachodowi i chrześcijanom".
Cena pokoju
Jakby sytuacja było zbyt mało skomplikowana, część z uchodźców, którzy dotarli do Niemiec to Albańczycy i Cyganie z Kosowa, Albanii, Serbii. Niedawno albański korespondent z Niemiec pisał, że na około 70 tys. Syryjczyków przypada ponad 70 tys. obywateli Albanii i Kosowa plus 60 tys. obywateli Bośni, Macedonii, Czarnogóry i Serbii. Większość z nich zostanie prawdopodobnie - jak zapowiada to Berlin - deportowana. Niemcy chcą przecież wydalić 100 tys. ludzi, tych którzy nie spełniają kryteriów kwalifikujących ich do bycia uchodźcami i zaostrzają politykę imigracyjno-azylancką. Kosowo to odrębny problem. Mafia albańska, która stworzyła tu państwo w państwie, próbuje co rusz zdestabilizować sytuację, także na granicach z Serbią.
Na pewno ryzykowne są słowne przepychanki i wzajemne oskarżenia o choćby przemycanie uchodźców. Niedługo mogą bowiem się pojawić zarzuty o naruszanie granic. Potem wystarczy przypadkowa utarczka, jeden głupi strzał oddany z np. ze strony chorwackiej do serbskiej lub odwrotnie. Rany wojenne i nierozwiązane problemy to paliwo konfliktu. A taki scenariusz już kilka razy powtarzał się w przypadku sporów bałkańskich, które dla krajów ościennych są świetną okazją do politycznej awantury o strefę wpływów i do zrobienia interesów na handlu bronią. To oczywiście czarny scenariusz, który wcale nie musi się spełnić. Warto jednak o nim pamiętać, by starać mu się zapobiec.
Co teraz? Mleko się rozlało, fala uchodźców zalała Bałkany. Kolejne kraje - ostatnio Bułgaria, Rumunia i Serbia - zapowiadają zamknięcie granic. Z jednej strony, po prostu żal ludzi, którzy uciekają przed wojną, Z drugiej, trzeba zrozumieć biedne kraje troszczące się o własne bezpieczeństwo.
W tej sytuacji mimo wszystko najlepszym rozwiązaniem będzie szczelne zabezpieczanie zewnętrznych granic Unii Europejskiej. I koniecznie pomoc finansowa dla krajów bałkańskich. Owszem, to kosztuje, ale pokój kosztuje. To cena, jaką warto ponieść.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.