Niemieckie Jugendamty zabierają rodzicom coraz więcej dzieci
Z roku na rok rośnie w RFN liczba dzieci, nad którymi kuratelę przejmują urzędy ds. dzieci i młodzieży (Jugendamty). Czy dzieciom dzieje się coraz większa krzywda?
Niemieckie urzędy ds. dzieci i młodzieży interweniują coraz częściej, badając, czy jakieś dziecko nie jest zaniedbywane lub krzywdzone. W roku 2015 urzędy zarejestrowały prawie 129 tys. takich przypadków. Jest to wzrost o 4,2 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim - poinformował Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden.
Wiceszefowa niemieckiego Związku Ochrony Dzieci (Deutscher Kinderschutzbund) Cordula Lasner-Tietze tłumaczy to faktem, że na światło dzienne wychodzi coraz więcej przypadków, które niegdyś pozostawały w ukryciu. Poza tym w zakresie ochrony dzieci dopracowano procedury, tak że lepiej współdziałają ze sobą różne instytucje i placówki.
- Powstała wspólnota odpowiedzialności różnych profesji, która lepiej funkcjonuje - wyjaśnia działaczka, zaznaczając, że zauważalne są także zmiany w świadomości społecznej w tej dziedzinie.
- Pomimo tego gorzką prawdą jest to, że wciąż jeszcze tak wiele dzieci pada ofiarami przemocy – ubolewa Lasner-Tietze.
Przepaść w społeczeństwie
Także dyrektor organizacyjna Federalnej Konferencji Wychowawczej (BKE) Silke Naudiet zaznacza, że wzrosła wrażliwość ludzi: sąsiadów, otoczenia, osób z najbliższego kręgu dzieci, nauczycieli i wychowawców.
– Trudno powiedzieć, czy faktycznie coraz więcej dzieci narażonych jest na groźbę przemocy. Pewne jest jednak, że pogłębia się przepaść między dziećmi żyjącymi w trudnych warunkach, a dziećmi otoczonymi troskliwą opieką – zaznacza Naudiet.
Niemieckie urzędy ds. dzieci i młodzieży stwierdziły w 20,8 tys. przypadków poważne zagrożenie dobra dziecka – było to 11,7 proc. więcej niż w roku 2014. W 24 200 przypadkach nie można było wykluczyć zagrożenia ich dobra. Oznacza to wzrost o 7,9 proc.
U większości tych dzieci stwierdzono oznaki zaniedbania (63,7 proc.). W więcej niż jednej czwartej przypadków (27 proc.) wszystko wskazywało na to, że nad dziećmi znęcano się psychicznie. Nieco rzadziej (23,1 proc.) specjaliści stwierdzili u dzieci oznaki znęcania się fizycznego. W 4,4 proc. przypadków stwierdzono oznaki przemocy seksualnej.
Nie tylko same dzieci
W 44,2 tys. dalszych przypadków (wzrost o 4 proc.) urzędy ds. dzieci i młodzieży doszły do wniosku, że dobro dziecka nie jest co prawda zagrożone, ale że rodzina potrzebuje wsparcia. W niektórych rodzinach dorośli nie radzą sobie z sytuacją albo są zaabsorbowani własnymi problemami, podkreśla Naudiet.
Zazwyczaj urzędy do spraw dzieci i młodzieży otrzymują wskazówki dotyczące ewentualnego zagrożenia dobra dziecka od policji, sądów i prokuratur (21,7 proc.) W ponad 12 proc. przypadków informacje pochodziły od znajomych lub sąsiadów oraz ze szkół i przedszkoli. Co dziesiąta informacja nadeszła anonimowo.
Wśród przypadków rozpatrywanych przez urzędy ds. dzieci i młodzieży równie często sprawy dotyczyły dziewczynek jak i chłopców. Prawie co czwarte dziecko (23,4 proc.) nie miało skończonych trzech lat. Wraz z wiekiem dzieci spada liczba wdrożonych procedur - młodzież w wieku od 14 do 17 lat stanowiła 16,8 proc. przypadków.