Niemiecki politolog: Antyimigrancka Pegida nie stworzy "międzynarodówki"
• Niemiecki politolog uważa, że Pegida to ruch typowy dla Drezna
• Jego zdaniem nie ma on szans na sukces poza granicami Niemiec
• Partnerzy Pegidy w innych krajach są "politycznym marginesem" - twierdzi
06.02.2016 14:15
Niemiecki politolog Hans Vorlaender uważa, że antyislamski i antyimigrancki ruch społeczny Pegida jest zjawiskiem specyficznym dla Drezna w Saksonii i nie ma większych szans na stworzenie "międzynarodówki" przeciwników liberalnej polityki Angeli Merkel.
- W związku z narastającym kryzysem imigracyjnym, pomimo fiaska wcześniejszych działań, Pegida podejmuje kolejną próbę zrealizowania swojego strategicznego celu, jakim jest wyjście poza granice Niemiec i zaistnienia na scenie europejskiej - powiedział Vorlaender grupie dziennikarzy przed zaplanowanymi na sobotę demonstracjami w kilku miastach Europy, w tym także w Warszawie.
Pegida (Patriotyczni Europejczycy przeciwko Islamizacji Zachodu) istnieje od półtora roku. W pierwszej demonstracji 20 października 2014 r. w Dreźnie uczestniczyło ok. 300 osób. W styczniu 2015 r. poniedziałkowe wiece gromadziły za każdym razem od 20 do 25 tys. osób. Od jesieni po okresowym spadku poparcia liczba uczestników demonstracji zaczęła się ponownie zwiększać. Na pierwszą rocznicę powstania ruchu do Drezna przyjechało 20 tys. sympatyków. Pegida domaga się natychmiastowego wstrzymania przyjmowania imigrantów.
- Mam poważne wątpliwości co do możliwości przekształcenia Pegidy w masowy ruch europejski - powiedział Vorlaender, szef katedry teorii polityki i historii idei w Technicznym Uniwersytecie w Dreźnie, współautor pierwszej naukowej publikacji o Pegidzie.
Jego zdaniem sobotnia manifestacja w Dreźnie zgromadzi zapewne 10 tys. osób, lecz partnerzy Pegidy w innych krajach europejskich, gdzie planowane są podobne demonstracje, są "politycznym marginesem". Podejmowane przez przywódców Pegidy w 2015 r. próby pozyskania "wielkich sojuszników" w rodzaju francuskiego Frontu Narodowego, brytyjskiego UKIP czy holenderskiej Partii Wolności Geerta Wildersa "spaliły na panewce" - przypomniał Vorlaender.
Jak zastrzegł, pogłębiający się kryzys uchodźczy "bardzo zmienił styl debaty w Europie", co powoduje, że szczególnie w Europie Środkowej i Wschodniej szanse Pegidy "trochę wzrosły". Z jego informacji wynika, że niemiecki ruch zabiega o nawiązanie kontaktów z Węgrami.
Vorlaender podkreślił, że powstanie Pegidy i jej sukcesy są "ściśle związane ze specyfiką Drezna". - Mieszkańcy stolicy Saksonii są zapatrzeni w świetlaną przeszłość. W mieście dominują konserwatywne, mieszczańskie nastroje odrzucające wszystko to, co jest obce i nieznane - tłumaczy politolog.
- Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że w Dreźnie i w całej Saksonii mamy do czynienia z etnocentryzmem i szowinizmem polegającym na gloryfikowaniu swoich i deprecjonowaniu wszystkich, którzy nie pochodzą z tego miasta - wyjaśnił. Te nastroje wzmacnia dodatkowo pielęgnowany przez Drezdeńczyków "mit niewinnej ofiary" alianckich bombardowań w lutym 1945 roku - dodaje Vorlaender.
Drezdeńskie elity po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. poczuły się upokorzone napływem urzędników z byłej RFN, co zostało przez nich uznane za "inwazję". Napływ muzułmańskich uchodźców z Bliskiego Wschodu odbierany jest jako "druga inwazja". Mieszkańcy Drezna mają poczucie zagrożenia, co wywołuje sprzeciw wobec wszelkich form imigracji, a w konsekwencji prowadzi do niespotykanego gdzie indziej wzrostu sympatii dla Pegidy.
Jego zdaniem nastroje panujące w stolicy Saksonii dobrze oddaje opinia byłego wschodnioniemieckiego dysydenta, a po zjednoczeniu kraju ministra sprawiedliwości Saksonii Steffena Heitmanna. Polityk wystąpił niedawno z CDU na znak sprzeciwu wobec napływu imigrantów. Uzasadniając swoją decyzję, powiedział: - Jeszcze nigdy - nawet w czasach NRD - nie czułem się w moim kraju tak obco jak teraz.
Chociaż niechęć do islamu i muzułmanów jest w zachodniej części Niemiec nie mniejsza niż w byłej NRD, to tylko w Dreźnie przybrała ona formę masowego ruchu społecznego.
Vorlaender uważa, że Pegida - pomimo demonstracji organizowanych w innych niemieckich miastach - pozostanie "fenomenem drezdeńskim". Jego zdaniem przywódcy ruchu społecznego nie będą w stanie przekształcić go w partię polityczną zdolną do odnoszenia sukcesów w skali landu, nie mówiąc już o całym kraju. - Szef ruchu Lutz Bachmann nie ma ani talentu organizacyjnego, ani formatu przywódcy - ocenił ekspert.
W dodatku "prawicowo-populistyczne miejsce" w systemie partyjnym Niemiec zajęte jest przez Alternatywę dla Niemiec (AfD)
. Trzy czwarte sympatyków Pegidy deklaruje co prawda chęć głosowania na AfD, jednak bliższe kontakty organizacyjne między nimi nie istnieją. Uniemożliwia je wrogość między liderami - Bachmannem a szefową AfD Frauke Petry - tłumaczy politolog.
Pytany przez dziennikarza PAP o ewentualne kontakty Pegidy z Rosją, która chętnie wspiera inicjatywy wywołujące niepokój w krajach zachodnich, Vorlaender odpowiedział, że "nie ma na to twardych dowodów". Przyznał jednak, że o wpływ na Pegidę zabiegają politycy niekryjący swoich promoskiewskich i proputinowskich sympatii. W tym kontekście wymienił Juergena Elsaessera, byłego zachodnioniemieckiego komunistę, a obecnie redaktora naczelnego propagującego teorie spiskowe magazynu "Compact".