PolskaNiemiecki historyk: akcja "Reinhardt" - nierozliczona zbrodnia

Niemiecki historyk: akcja "Reinhardt" - nierozliczona zbrodnia

Akcja "Reinhardt" to kwintesencją nienawiści i niemieckiego antysemityzmu - pisze prof. Stephan Lehnstaedt w "FAZ". Niemcy krwawą akcję rozpoczęli 80 lat temu - w nocy z 16 na 17 marca 1942 r. Jej celem była eksterminacja ludności żydowskiej w Generalnym Gubernatorstwie.

Niemiecki historyk: akcja "Reinhardt" - nierozliczona zbrodnia
Niemiecki historyk: akcja "Reinhardt" - nierozliczona zbrodnia
Źródło zdjęć: © East News | Laski Diffusion

W ciągu niespełna dwóch lat niemieccy okupanci w Generalnym Gubernatorstwie zamordowali przede wszystkim w obozach zagłady Bełżec, Sobibór i Treblinka 1,8 miliona ludzi, w większości polskich Żydów - przypomina niemiecki historyk Stephan Lehnstaedt, który w obszernym eseju na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" opisuje przygotowania, organizację i przebieg akcji "Reinhardt".

"Niemcy w ciągu półtora roku zniszczyli polskich Żydów, a jednocześnie zabrali się za wymazywanie wszelkich świadectw jego istnienia". 'Akcja 'Reinhardt' jest kwintesencją nienawiści i niemieckiego antysemityzmu: była zagładą, pozbawioną jakiejkolwiek innej korzyści'" – pisze niemiecki historyk.

Prof. Stephan Lehnstaedt dodaje, że dziś potworności tej zbrodni nie podkreśla żaden gigantyczny kompleks obozowy dla dziesiątek tysięcy robotników przymusowych, jak Auschwitz, "ale właśnie jego brak". To zaś sprawia, że upamiętnienie jest trudniejsze.

Zobacz też: "To niewyobrażalne". Ppłk Faliński o pomyśle Kaczyńskiego

Sprawcy wiedli spokojne życie

Stephan Lehnstaedt wskazuje, że w Treblince zginęło prawie 900 tysięcy ludzi, niewiele mniej niż w Auschwitz, a tymczasem "nie jest ona nawet w przybliżeniu tak znana". "W jeszcze większym stopniu dotyczy to Bełżca, chociaż tam, a nie w Auschwitz, rozpoczęła się eksterminacja ludzi na skalę przemysłową. Wprawdzie polska prokuratura w 1945 roku rozpoczęła dokumentowanie masowych mordów, ale nie miała bezpośredniego dostępu do sprawców, z których większość żyła w Niemczech i Austrii. Ale najpierw chodziło o zebranie faktów, bo to, co dokładnie działo się w obozach, liczba ofiar i nazwiska zbrodniarzy nie były znane" – przypomina Lehnstaedt.

"Do tego czasu sprawcy mogli wieść w dużej mierze spokojne życie"

I wskazuje dalej, że w Niemczech prokuratura po raz pierwszy zajęła się zbrodniami w Bełżcu w 1960 roku. "Do tego czasu sprawcy mogli wieść w dużej mierze spokojne życie, o ile nie popełnili samobójstwa jak Odilo Globocnik albo nie polegli na wojnie jak Christian Wirth" – pisze Lehnstaedt.

Globocnik kierował akcją "Reinhardt", a Wirth był komendantem obozu ogłady w Bełżcu i inspektorem obozów zagłady akcji "Reinhardt", a wcześniej był jednym z wykonawców akcji T4, czyli systematycznego mordowania osób chorych psychicznie i upośledzonych.

Według historyka do chwili rozpoczęcia prawnego rozliczenia akcji "Reinhardt" nie żyła już prawie jedna trzecia członków niemieckiej załogi obozów zagłady. "W przypadku jednej trzeciej z różnych powodów, jak ucieczka czy zmiana nazwiska, nie udało się ustalić miejsca pobytu" – zauważa Lehnstaedt.

Wskazuje, że w przypadku Bełżca brakowało też świadków; jedynym ocalałym, który mógł złożyć zeznania, był 77-letni Rudolf Reder.

"Po pięciu latach wstępnego schodzenia, przed sądem krajowym w Monachium oskarżono ośmiu członków załogi obozu Bełżec. Josef Oberhauser, adiutant Christiana Wirtha, został skazany na karę czterech lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Pozostałych oskarżonych sąd uniewinnił. Zeznania Redera nie wystarczyły, by ich skazać" – pisze Lehnstaedt.

Nikt nie pytał szczegóły

"Bełżec był zbrodnią doskonałą. Eksterminacja prawie pół miliona ludzi bez znaczących prawnych konsekwencji" - ocenia autor. Zdaniem historyka, bez wytrwałej pracy Państwowego Muzeum na Majdanku i jego dyrektora Tomasza Kranza, który odpowiada także za miejsca pamięci Bełżec i Sobibór, "jeszcze dziś niewiele by się działo".

"W Niemczech, 80 lat po rozpoczęciu akcji 'Reinhardt', nie zaplanowano ani uroczystości upamiętnienia ani konferencji naukowych. Niemieckie poczucie odpowiedzialności, o którym tak wiele się mówi, polegało dotąd na tym, że wbrew woli i po długich negocjacjach przekazywano pieniądze tylko wtedy, gdy z Polski wpływały oficjalne zapytania, na przykład na budowę miejsca pamięci Sobibór. Ale już wtedy, gdy pod koniec 1942 roku za sprawą polskiego rządu na uchodźstwie światowa opinia publiczna po raz pierwszy dowiedziała się o akcji 'Reinhardt', nie było okrzyków oburzenia. Nikt nie interesował się dalszymi szczegółami" – stwierdza niemiecki historyk.

Autor: Anna Widzyk

Źródło: Deutsche Welle

Przeczytaj również:

Źródło artykułu:Deutsche Welle
getto warszawskieantysemityzmII wojna światowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (47)