Niemiecki dziennik o Polsce. "Wojna kulturowa Kaczyńskiego"
Protesty przeciwko zakazowi aborcji w Polsce opisuje niemiecki "Die Tageszeitung". "Czy demonstracje będą sygnałem alarmowym dla PiS?" - zastanawia się na łamach lewicowego dziennika Thuc Linh Nguyen Vu z Uniwersytetu w Wiedniu.
Zdaniem Thuc Linh Nguyen Vu z Centrum Badań nad Historią Transformacji (RECET) na Uniwersytecie w Wiedniu masowe protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego ws. ustawy o aborcji uważane są za "największą mobilizację od czasu transformacji systemu w 1989 roku".
"Zakaz aborcji jest wynikiem trwającej od wielu lat walki ultrakonserwatywnych środowisk o władzę kulturalną i polityczną. Dzięki poparciu partii rządzącej mogli oni odnotować wiele sukcesów w ostatnich latach" - ocenia ekspertka na łamach "Die Tageszeitung".
Dodaje, że choć wyrok uderza w pierwszej kolejności w kobiety i ich prawo do równego dostępu do bezpiecznej podstawowej opieki medycznej, to jego znaczenie jest szersze.
"Polityczny projekt Jarosława Kaczyńskiego, przewodniczącego PiS i liderów Zjednoczonej Prawicy ma dalej idący cel: zniszczenie po części istniejącego, a po części wyimaginowanego liberalnego porządku w Polsce po 1989 roku" - pisze Thuc Linh Nguyen Vu.
Strategia "dziel i rządź"
Thuc Linh Nguyen Vu stwierdza, że "w wyobrażeniu Kaczyńskiego za tym porządkiem stoją komunistyczne siły, które także po zakończeniu ich jednopartyjnego panowania w dużej mierze wpływały na zmiany systemowe".
"W konsekwencji walka z komunizmem musi zarówno obejmować kontrowersyjne reformy społeczne i prawne, jak i radykalną i skierowaną przeciwko liberalizmowi wojnę kulturową" - pisze badaczka, która naukowo zajmuje się m.in. historią Polski XX wieku.
Jak dodaje, w ideologicznym układzie współrzędnych to Unia Europejska, utożsamiana w większym lub mniejszym stopniu z Niemcami, "wydaje się wcieleniem dekadenckiego liberalizmu, który jest kojarzony nie tylko z moralnym relatywizmem i leserferyzmem, ale także z kontynuacją historii ucisku, w której Polska jest wieczną ofiarą niemieckiego neoimperializmu".
Protesty w Niemczech po decyzji TK
Jej zdaniem strategia "dziel i rządź", której celem jest wywoływanie skandali, to jedno z centralnych narzędzi w arsenale rządu, "aby odwrócić uwagę od bilansu, który wcale nie jest doskonały".
"Ta strategia jest wciąż napędzana przez nowe skandale, od publicznego obrażania opozycji przez Kaczyńskiego, poprzez zdjęcie Dariusza Stoli ze stanowiska dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich po nie tylko symboliczne ataki na uchodźców i wspólnotę LGBTQ+" - pisze Thuc Linh Nguyen Vu, dodając, że polaryzacja stała się modus operandi polskiego rządu, a zakaz aborcji i planowany podatek od reklam w mediach tylko celowo ją pogłębiają.
Protesty sygnałem alarmowym dla PiS
"Być może rząd dostrzegł, że chodzi także o jego przetrwanie. Pandemia unaoczniła jego słabość przynajmniej tym, którzy śledzą nie tylko kontrolowane przez rząd media oraz przyczyniła się do kilku głośnych skandali. Dla partii, która dysponuje prawie nieograniczoną kontrolą aparatu państwowego, zasobami finansowymi i mediami publicznymi, może to być problemem egzystencjalnym" - ocenia ekspertka.
Dodaje, że symptomatyczna była nieznaczna przewaga PiS w ostatnich wyborach prezydenckich w 2020 roku.
Jej zdaniem protesty przeciwko zakazowi aborcji mogą być sygnałem alarmowym dla PiS, a nawet samego Kaczyńskiego.
"Dla polskiego społeczeństwa stawka jest wysoka i nawet zwolennicy PiS zaczynają powoli dostrzegać, że igranie z ogniem ma poważne konsekwencje. Nie byłby to pierwszy przypadek, gdy dogmatyczna władza nie doceniła złości i politycznej woli przetrwania społeczeństwa" - ocenia badaczka.