HistoriaNiemiecka polskojęzyczna rozgłośnia propagandowa ''Wanda'' podczas II wojny światowej

Niemiecka polskojęzyczna rozgłośnia propagandowa ''Wanda'' podczas II wojny światowej

• Niemcy utworzyli polskojęzyczną rozgłośnię "Wanda"
• Jej cele było zniszczenie morale armii Andersa
• Żołnierze pozostali nieczuli na niemiecką propagandę
• Polacy chętnie słuchali ''Wandy'' ze względu na nadawaną polską muzykę
• Radiostacja stała się dla Polaków cennym źródłem informacji pod koniec wojny
• Wynikało to z tego, że władze alianckie cenzurowały wiadomości o postanowieniach teherańsko-jałtańskich

Niemiecka polskojęzyczna rozgłośnia propagandowa ''Wanda'' podczas II wojny światowej
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Fragment ulotki propagandowej, którą Niemcy rozprowadzali wśród polskich żołnierzy pod Monte Cassino

Najwyższe władze niemieckie, realizując rozkaz Adolfa Hitlera, podjęły w lutym 1944 r. przygotowania do uruchomienia dywersji propagandowej na froncie we Włoszech. Operacja otrzymała kryptonim Gwiazda Południa. Do żołnierzy alianckich szturmujących pozycje niemieckie miały przemówić w ich rodzimych językach anglosaskich, arabskim, hinduskim i polskim specjalnie powołane rozgłośnie. Szczególnie na Półwyspie Apenińskim Niemcy przywiązywali wagę do sprawy polskiej. Wywiad niemiecki poznał treść ustaleń alianckich konferencji z udziałem ZSRS w Kairze i Teheranie, w tym postanowień w sprawie wschodniej granicy Polski.

W wytworzonej sytuacji politycznej Niemcy liczyły na wbicie klina między sojuszników na froncie włoskim, a co za tym idzie - na rozkład szeregów armii polskiej i masową dezercję. Była to kosztowna i pracochłonna akcja propagandowa, którą przejął aparat wojskowy. Przewyższała ona znacznie podobną, prowadzoną równolegle na froncie wschodnim. Całością kierował mjr Günther d'Alquen, redaktor pisma SS ''Das Schwarze Korps'' i dowódca jednostki korespondentów wojennych Standarte ''Kurt Eggers''. ''Gwiazda Południa'' angażowała po stronie niemieckiej prawdziwych fachowców. Uczestniczyli w niej również tacy ludzie jak dyrygent Herbert von Karajan i Henri Nannen, późniejszy wydawca ''Sterna''.

''Polska'' radiostacja, której sygnałem w eterze od 2 marca 1944 r. były pierwsze takty ''Pierwszej Brygady'' (''Legiony to żołnierska nuta...''), otrzymała nazwę ''Wanda''. Nazwa ta, według relacji przedwojennego dziennikarza Władysława Kaweckiego, miała swoją genezę w przekonaniu niemieckich propagandystów o konieczności użycia kobiecego imienia słowiańskiego. Natomiast samo imię ''Wanda'' zostało Niemcom podobno ''podrzucone'' podczas pierwszego redakcyjnego zebrania przez Ukrainkę Helenę Szeparowiczową, zatrudnioną w charakterze tłumaczki. Ten ostatni element wydaje się dość przewrotny, biorąc pod uwagę jednoznaczne skojarzenia z legendarną córką Kraka, wykorzystywaną wcześniej w polskiej propagandzie antyniemieckiej. Ze strony niemieckiej kierownikami tej rozgłośni byli kolejno Wilhelm Zarske, redaktor ''Krakauer Zeitung'' i referent prasowy przy rządzie Generalnego Gubernatorstwa, a następnie Hans Marek, sprawozdawca wojenny SS z frontu włoskiego. Zatrudniono Niemców mieszanego pochodzenia, dobrze
znających język polski, a nade wszystko powołano czysto polską redakcję, która znalazła miejsce w rzymskim gmachu włoskiego radia.

Polacy od ''Wandy''

Do pracy w ''Wandzie'' Niemcy rekrutowali polskich dziennikarzy z Generalnej Guberni, pracujących w tamtejszych gadzinówkach. Wśród nich najważniejszym w pierwszym okresie działalności ''Wandy'' był wspomniany Kawecki, przedwojenny agent ''dwójki''. W 1943 r. na zaproszenie niemieckie odwiedził ekshumowane groby polskie w Katyniu. Tytułową ''Wandą'', czyli wizytówką stacji, została ze względu na przyjemny tembr głosu spikerka Maria Kałamacka, pracowniczka krakowskiego Arbeitsamtu. Była ona przedwojenną absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz wdową po dziennikarzu krakowskim, który zginął z wyroku AK. Towarzyszyła jej później Joanna Czarkowska-Bekierska, dawna pracowniczka działu muzycznego rozgłośni Polskiego Radia we Lwowie. Zajmowała się ona działem listów i pozdrowień z kraju do emigracji. Z przedwojennych dziennikarzy do pracy w rozgłośni dołączył jeszcze Jan Maleszewski, który pracował nad literacką stroną audycji. W styczniu 1945 r. zaprosił on do pracy w ''przedsiębiorstwie 'Wanda''' swojego
krakowskiego kolegę i tłumacza Mieczysława hr. Dunin-Borkowskiego. Przyjazd do Włoch zabezpieczali żołnierze z jednostek Waffen-SS. Wykorzystywano też do odczytywania wiadomości i apeli dwóch wziętych do niewoli podczas patrolu żołnierzy 2. Korpusu Polskiego. Jednemu z nich umożliwiono wyjazd na kilka dni do rodzinnego domu w Piotrkowie Trybunalskim. Z jego wrażeń i ze spotkania z rodziną nagrano propagandową płytę, którą emitowano w audycjach. Drugi z nich opowiadał przed mikrofonem o swojej drodze z Syberii do armii Andersa. Temat gehenny ludności polskiej w ZSRS próbowano eksploatować również poprzez ''kościuszkowców'', którzy przeszli na stronę niemiecką w bitwie pod Lenino. Kilkudziesięciu z nich przybyło zresztą do Watykanu na audiencję u papieża Piusa XII. Najodpowiedniejszym z nich do wykorzystania wydawał się przedwojenny podoficer kawalerii Adolf Wysocki. Jednak jego elokwencja, zdaniem Kaweckiego, okazała się zbyt niska i z czasem zrezygnowano z eksponowania go przed mikrofonem. W szczytowym
momencie rozwoju zespół polskiej radiostacji liczył 16 osób. Niewielkie grono redakcyjne i ciągłe poszukiwania rodzimych fachowców nie miały większego wpływu na dość profesjonalny poziom radia.

Polscy żołnierze pod Monte Cassino fot. NAC

Audycje rozpoczynały się wypowiadanym ciepłym kobiecym głosem zdaniem: ''Tu mówi Wanda...''. Umiejętnie przygotowane programy trafiały do serc słuchaczy. Akcentowały narodowe i religijne rocznice, którym towarzyszyła odpowiednia oprawa muzyczna pełna nastrojowych i sentymentalnych rytmów. Do tego dochodziła jeszcze transmisja mszy św. z kościoła Mariackiego w Krakowie. Płytoteka stacji licząca przeszło 300 pozycji, przywieziona w większości specjalnie z Krakowa, wykorzystywała muzykę ludową, poważną i rozrywkową. W rzymskim studiu dysponowano również własnym jazzbandem, a do wykonywania popularnych żołnierskich piosenek ściągnięto z Krakowa Olgę Jünter (Ginter), występującą w okupacyjnym Teatrze Społecznym. Niemieckie kierownictwo radiostacji w pierwszej fazie jej rozwoju nie liczyło się z wydatkami, suto opłacając orkiestrę włoską, grającą polskie utwory, które nagrywano na płyty, oraz zawodową śpiewaczkę operową. Dokonano również ''polskiego nagrania'' popularnej po obu stronach frontu niemieckiej pieśni
żołnierskiej ''Lili Marlen''.

Pierwsza strona niemieckiej ulotki propagandowej kierowanej do polskich żołnierzy walczących pod Monte Cassino... fot. Wikimedia Commons

Pracę ''Wandy'' wspominał na kartach ''Monte Cassino'' Melchior Wańkowicz: ''Te audycje mają w sobie coś tragicznego. Rozpoczynają je dźwięki 'Pierwszej Brygady'. Bo zmarły Marszałek to był wielki człowiek: nie dopuściłby do wojny z Niemcami. Szpicle Gestapo nie judzą na dowódców, nie prześmiewają się z naszego wysiłku. Oni tylko nam współczują, serdecznie współczują... Oni – wiedzą. Wiele wiedzą. O Katyniu. O rosyjskich konszachtach. O ustępliwości Polaków w Londynie. O oportunizmie Anglików [...]. Co dzień w gajach oliwnych przed namiotami zalega tłum żołnierzy. Słucha i zżyma się: kat pieje na cześć zadręczonych. Czasem jakiś sprytny łącznościowiec włączy się i nagle z głośnika w środku mizdrzeń się 'Wandy' huknie: 'Czekaj, stara kurwo! Będziesz wisieć!'''.

W pierwszej fazie działalności rozgłośnia skoncentrowała się na propagandowej walce z postępującą ofensywą aliancką, której kulminacyjny punkt przypadł na bitwę pod Monte Cassino. Wieczorne audycje połączono z czynną akcją ulotkową w ciągu dnia, licząc na wywołanie dezercji w szeregach oddziałów polskich zdobywających klasztorne wzgórze. Rozrzucano ulotki z sugestywnymi antyalianckimi karykaturami, które miały gwarantować polskim żołnierzom bezpieczny powrót do kraju. Jak wspomina żołnierz 6. Kresowej Dywizji Piechoty Mieczysław Szylkiewicz: ''Wieczorem słychać było piękny radiofoniczny głos pani 'Wandy' [...]. Na hasło 'do domu' możemy przechodzić przez ich linie. Nic nam złego się nie stanie. Z przyjemnością dużą słuchaliśmy tych audycji, bo zawsze były upiększone częścią artystyczną''.

Codzienne audycje na falach krótkich i średnich spowodowały pewną konsternację w dowództwie 2. Korpusu Polskiego. Stacja cieszyła się masową popularnością wśród Polaków na froncie włoskim ze względu na bogatą oprawę muzyczną i sposób prowadzenia. W odróżnieniu od fatalnego w odbiorze i treści radia polskiego z Moskwy, nadającego przemówienia drugiej Wandy - Wasilewskiej. Włoska ''Wanda'' nie atakowała polskich władz na obczyźnie i 2. Korpusu. Podkreślała natomiast, że to ''nasz rząd i nasza armia''. Program artystyczny przyćmiewał mierną publicystykę polityczną i podkoloryzowane wiadomości z frontu, na co i tak żołnierze polscy nie zwracali większej uwagi. Liczyły się polski głos i nastrojowość audycji.

Chociaż w pismach 2. Korpusu wyśmiewano samą ''Wandę'', dowództwo nie zabraniało jej słuchać. Wsłuchiwano się jeszcze w komunikaty o naszych, którzy wpadli w ręce niemieckie. Tym bardziej że w czasie bitwy pod Monte Cassino wielu zaginęło. Wyniki końcowe niemieckiej propagandy okazały się jednak zerowe. Zdezerterowało zaledwie kilku polskich żołnierzy pochodzenia białoruskiego, ukraińskiego i jeden kryminalista. Co gorsza, kilku wziętych do niewoli oficerów i zdecydowana większość żołnierzy polskich odmówili wzięcia udziału w proponowanych im audycjach radiowych. Natomiast pośrednim efektem audycji był napływ do 2. Korpusu kilkuset dezerterujących żołnierzy niemieckich pochodzących ze Śląska i z Pomorza. Przymusowo wcieleni do Wehrmachtu dowiadywali się z fal eteru o istnieniu polskiej jednostki na polu walki.

Po zdobyciu Rzymu przez aliantów rozgłośnia wraz z frontem często zmieniała swoje miejsce nadawania i ograniczała czas audycji do pół godziny dziennie. Podczas powstania warszawskiego radiostacja powtarzała jedynie oficjalne komunikaty niemieckiego dowództwa. Próba wykorzystania kapitulacji powstańczej Warszawy poprzez specjalną audycję połączoną z ponowną akcją ulotkową wobec polskich żołnierzy nie dała żadnego rezultatu. ''Wanda'' odtąd nie nawoływała już do dezercji.

Wtedy właśnie paradoksalnie stała się dla Polaków na froncie włoskim poważnym źródłem informacji o bieżącej sytuacji politycznej w obliczu postanowień teherańsko-jałtańskich i cenzurowania wiadomości przez władze alianckie. W audycjach wskazywano na rozbieżności pomiędzy polską racją stanu a polityką mocarstw zachodnich współdziałających ściśle z ZSRS. Radiostacja mówiła o ''zachowaniu narodowej substancji i oszczędności polskiej krwi''. Szczególną rolę miał w tym odegrać właśnie ''Korpus [generała Andersa], który już i tak stopniał – jest ostatnim przedstawicielem naszego tak ciężko doświadczonego narodu''. Oceniając po zakończeniu działań wojennych dywersyjną radiostację, jeden z oficerów śledczych napisał w raporcie: ''Audycje były redagowane bardzo zręcznie z uwzględnieniem szczególnym warunków uczuciowych i psychologicznych''.

... i druga fot. Wikimedia Commons

Wywiad 2. Korpusu Polskiego od pierwszych dni działalności ''Wandy'' nie ustawał w rozszyfrowaniu tożsamości spikerki. Wokół jej osoby narastało wiele żołnierskich mitów, które należało rozwiać. Gubiono się w domysłach, kreowano ją w tekstach prasowych na tajemniczą agentkę hitlerowską rzekomo już od 1939 r., kobietę o wielu personaliach (''Jedna żmija – trzy imiona. Zofia Helena Wanda''). Wreszcie przypisano jej rolę Wandzie Oleśnickiej, pracownicy Urzędu Propagandy w Krakowie. Dopiero kres działań wojennych przyniósł rozszyfrowanie zagadki.

Losy kolaborantów

Zmieniający się front paraliżował działalność ''Wandy'', której już coraz krótsze i nieregularne audycje trwały z niemiecką konsekwencją do 23 kwietnia 1945 r., a więc niemalże do końca walk frontowych we Włoszech. Podczas częstych zmian zakwaterowania jej niektórzy polscy pracownicy niższego szczebla technicznego, korzystając z wojennego zamieszania, zwyczajnie zniknęli. Większość po wojnie zatrzymały organy bezpieczeństwa 2. Korpusu. Przeważnie jednak dobrowolnie oddali się w ręce żandarmerii polskiej. W zachowanych protokołach przesłuchań aresztowani umniejszali swoją rolę w dywersyjnej działalności, twierdząc, że byli do tej pracy zmuszeni. Wreszcie zasłaniali się swoimi przekonaniami antykomunistycznymi lub chęcią przetrwania, a nawet materialnego zysku. W niektórych zeznaniach pojawiły się informacje o zażyłych kontaktach żeńskiego personelu radiostacji z jej niemieckim kierownictwem.

Surowe wyroki sądowe zapadły w sierpniu 1945 r. przed sądem polowym jedynie wobec dwóch byłych żołnierzy 2. Korpusu - podoficerów Stanisława Borkowskiego i Antoniego Żukowskiego, z pochodzenia polskiego Tatara. Udowodniono im nawoływanie do dezercji i skazano odpowiednio na 15 i 10 lat więzienia. Borkowskiego dodatkowo pogrążyło to, że paradował w rozgłośni w niemieckim mundurze... Pół roku później skazano Adolfa Wysockiego i zaraz go amnestionowano. Ostatecznie Wysocki, oficer spod Lenino, wyemigrował do Argentyny, skąd w latach 90. upominał się w polskiej ambasadzie o przysłanie mu Orderu Krzyża Virtuti Militari, nadanego mu pośmiertnie, kiedy oficjalnie zaginął w bitwie... Pozostali trafili do obozów internowania dla osób kolaborujących z Niemcami, skąd zwykle po roku wyszli i rozproszyli się po świecie.

Sam Władysław Kawecki uniknął odpowiedzialności karnej. Pomogło mu w dużym stopniu to, że był aresztowany przez Niemców jeszcze jesienią 1944 r. Przedstawiał to w obszernej relacji jako odwet za działalność ''przeciwniemiecką'' na terenie radiostacji. Wkrótce został wciągnięty do pracy wywiadowczej na rzecz dawnych zachodnich aliantów. Jego gwiazda zabłysła jeszcze na krótko w 1952 r., kiedy to został świadkiem procesu katyńskiego w USA. Zmarł w Niemczech Zachodnich jako ceniony współpracownik PRL-owskiego wywiadu wojskowego...

Jan Maleszewski powrócił do Polski po 1956 r. Obserwowany przez władze bezpieczeństwa, zmarł jako emerytowany kustosz Biblioteki Narodowej w Warszawie. Hrabia Dunin-Borkowski długo wegetował w charakterze współpracownika włoskich pism prawicowych w Rzymie. Kiedy w latach 50. starał się o przyjęcie do Związku Polskich Dziennikarzy na Obczyźnie, odmówiono mu tego. Wtedy ks. Walerian Meysztowicz wypowiedział w jego obronie znamienne słowa: ''Gdyby pan Borkowski został aresztowany w czasie wojny, kiedy był tym kolaborantem [...] w radiostacji 'Wanda', toby go rozstrzelano natychmiast, a gdyby go aresztowano w jakiś czas po wojnie, to dostałby kilka lat więzienia i zakaz działalności dziennikarskiej na kilka lat. A to już jest kilka lat po wojnie i nie można kogoś na całe życie pozbawiać pracy. Inne są prawa w czasie wojny, a inne w czasie pokoju''.

Sama ''Wanda'' – Maria Kałamacka – przed opuszczeniem przez 2. Korpus Polski Włoch została wywieziona z Ankony pod pretekstem dalszych przesłuchań w Rzymie i zlikwidowana w ustronnym miejscu. Potwierdzają to dwie nieco różne relacje żołnierzy Tadeusza Czerkawskiego i Edmunda Zdrojkowskiego. Takie postępowanie z przeciwnikami politycznymi było praktykowane już wcześniej w szeregach armii gen. Andersa. Jesienią 1944 r. została zamordowana z inspiracji oficerów korpusowej ''dwójki'' komunistka Ligia Żółkiewska-Żołądkowska. Ktoś, kto wydał rozkaz ''cichej likwidacji'' ''Wandy'', uznał, że nie zasługiwała na wolność. Była w końcu symbolem znienawidzonej radiostacji, która przez wiele miesięcy przechodzących już w lata zajmowała władze bezpieczeństwa 2. Korpusu.

Tomasz Lenczewski, Historia Do Rzeczy

###Polecamy również: Komandosi z Korei Północnej przedarli się do Seulu, aby zabić prezydenta

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
historiateheranjałta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)