Niemcy "wściekli" na Polskę? "Lepiej niech milczą"
Według publikacji dziennika "Der Spiegel", rząd w Berlinie ma być wściekły na rząd Donalda Tuska o to, że polska prokuratura nie zatrzymała podejrzanego o udział w sabotażu na gazociągach Nord Stream. – Niemcy lepiej niech milczą – ripostuje Marcin Faliński, były oficer wywiadu.
Przypomnijmy. W czerwcu niemieccy śledczy wydali europejski nakaz aresztowania za Ukraińcem Wołodymyrem Z., który według niemieckich śledczych miał być zaangażowany w wysadzenie dwóch gazociągów leżących na dnie Morza Bałtyckiego.
Podejrzany w momencie wydania nakazu miał przebywać już w Polsce, co oznaczało konieczność aresztowania jego i doprowadzenia przed wymiar sprawiedliwości. Według niemieckiej gazety, ktoś z kręgów rządowych w Polsce uprzedził Ukraińców o planowanej akcji zatrzymania i Ukrainiec zdołał samochodem należącym do ukraińskiej ambasady opuścić terytorium Polski.
I to za to, zdaniem "Der Spiegel", władze niemieckie mają być wściekłe na Polskę. "Nie zapomnimy im tego" - mówią gazecie anonimowo niemieccy politycy. Tymczasem cytowani polscy politycy pytają retorycznie "Po co mielibyśmy go aresztować, skoro należy mu się nagroda?".
Według Marcina Falińskiego, byłego oficera Agencji Wywiadu, "wściekły rząd niemiecki" nie jest ani określeniem prawniczym, ani dyplomatycznym.
- Nie ma żadnego oficjalnego komunikatu niemieckich władz ani niemieckich służb. Traktujmy to jedynie jako dziennikarski wymysł. Nie ma też żadnych dowodów na polski udział w sprawie. To są tylko przypuszczenia, a biorąc pod uwagę poziom służb niemieckich - infiltrowanych przez rosyjskie służby, a także rosyjskie wpływy budowane latami w Niemczech, to nie brałbym tego poważnie. Nawet Amerykanie nie traktowali niemieckich służb jako profesjonalnych - mówi Marcin Faliński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I jak podkreśla, to delikatna sprawa, a takie publikacje nie pomagają.
- To sprawa, która nie powinna być rozstrzygana przez niemieckich prawników, dziennikarzy czy polityków. Rozumiem, gdyby to była Francja czy Wielka Brytania, a nawet Szwecja czy Rumunia. Ale Niemcy są bardzo mało wiarygodni. Wypowiedzi anonimowych polityków niemieckich w "Der Spiegel" wyglądają jak wypowiedzi jakiegoś rosyjskiego agenta albo kogoś, kto pracuje na rzecz Rosji. Dostał trochę kasy, żeby puścić taką informację - ocenia Faliński.
I jak przypomina, po uszkodzeniu Nord Stream rosyjski gaz przestał płynąć do Niemiec.
- Więc "najlepiej teraz przywalić w Polskę", a komu zależy, by tak robić? Rosyjskim służbom i niemieckim agentom wpływu zwerbowanym przez Kreml. Lepiej, żeby Niemcy milczały w tej sprawie. Powinni się posłuchać premiera Donalda Tuska, który po ujawnieniu rzekomych ustaleń śledztwa powiedział, żeby Berlin w tej sprawie się nie odzywał - podkreśla były oficer wywiadu.
Do doniesień niemieckich mediów odniósł się również szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. W krótkim wpisie na platformie X (dawnym Twitterze) napisał: "My też nie zapomnimy" - nawiązując do uporu Niemiec przy budowie tej szkodliwej dla Europy infrastruktury gazowej.
Do wysadzenia gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2 doszło 26 września 2022 roku. Do tej pory nie ma jasności, kto stoi za zleceniem wysadzenia instalacji łączącej Rosję i Niemcy. Moskwa i Berlin oskarżają o to Ukrainę. Wiele wskazuje jednak na to, że wysadzenie gazociągów było operacją przygotowaną przez służby rosyjskie.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski