Niemcy protestują przeciwko reformie rynku pracy
Kilkadziesiąt tysięcy osób protestowało na ulicach niemieckich miast, głównie na terenie byłej NRD, przeciwko wchodzącej w życie 1 stycznia 2005 roku reformie rynku pracy w Niemczech.
09.08.2004 | aktual.: 09.08.2004 21:13
Na terenie landu Saksonia-Anhalt, gdzie dwa tygodnie temu rozpoczęły się protesty, w demonstracjach uczestniczyło 20 tysięcy osób - podała policja. Przez Lipsk przeszło ponad 10 tysięcy demonstrantów. Podobnie było w Halle, Berlinie i w ponad 20 innych miastach.
Uczestnicy protestów domagali się odwołania przeforsowanych przez rząd Gerharda Schroedera nowych przepisów zmieniających zasady pomocy dla bezrobotnych. Pogorszą one - zdaniem przeciwników reform - w istotny sposób sytuację materialną bezrobotnych. Organizatorami demonstracji są związki zawodowe, postkomunistyczna PDS oraz antyglobaliści.
Mieszkańcy wschodnioniemieckich landów są szczególnie zaniepokojeni ograniczeniem świadczeń dla bezrobotnych, ponieważ poziom bezrobocia (18,5%) jest tutaj ponaddwukrotnie wyższy niż w Niemczech Zachodnich (8,4%). W Saksonii-Anhalcie stopa bezrobocia przekroczyła nawet 20%.
Reforma rynku pracy należy do najważniejszych projektów koalicji rządowej SPD/Zieloni. Obie izby parlamentu uchwaliły pakiet ustaw w grudniu ubiegłego roku za aprobatą partii opozycyjnych CDU/CSU i FDP. Ustawa przewiduje usprawnienie systemu pośrednictwa pracy. Równocześnie osoby pozostające dłużej niż rok bez pracy otrzymają niższe świadczenia niż dotychczas, zbliżone do poziomu pomocy społecznej. Zaostrzono kryteria przyznawania zasiłków. Bezrobotni będą musieli ujawnić wszystkie swoje oszczędności oraz cały majątek.
Decydując o przyznaniu zasiłku, urzędy pracy będą uwzględniać sytuację finansową współmałżonka lub partnera życiowego. Nowe przepisy dotyczą ok. 3 mln ludzi. Na reformie stracą szczególnie osoby, które przed utratą pracy zarabiały dużo lub mają dobrze sytuowanego partnera. Natomiast bezrobotni, którzy przed zwolnieniem zarabiali niewiele i mają wielodzietne rodziny, dostaną większy zasiłek.
Ostre kontrowersje wzbudziło nawiązanie przez organizatorów protestów do tradycji demonstracji antykomunistycznych odbywających się jesienią 1989 roku w Lipsku w każdy poniedziałek. Masowe demonstracje z udziałem setek tysięcy osób przyczyniły się wówczas do upadku reżimu Ericha Honeckera.
Była działaczka wschodnioniemieckiej opozycji Vera Lengsfeldt podkreśliła, że demonstracje w 1989 roku skierowane były przeciwko represyjnemu reżimowi, natomiast obecnie chodzi o protest przeciwko koniecznym reformom. Przy całym krytycznym dystansie do rządu Schroedera nie można mylić go z rządem Honeckera - powiedziała Lengsfeldt, należąca obecnie do opozycyjnej CDU.
Minister gospodarki i pracy Wolfgang Clement nazwał postępowanie organizatorów "obrazą" cywilnej odwagi opozycjonistów sprzed 15 lat. Natomiast przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse wyraził zrozumienie dla organizatorów. Mieszkańcy wschodnich landów wykazują - jego zdaniem - "głęboką potrzebę sprawiedliwości".
Zdaniem instytutów badających opinię publiczną, fala protestów przeciwko reformom rynku pracy spowoduje wzrost poparcia dla postkomunistycznej PDS we wrześniowych wyborach w Brandenburgii i Saksonii. W Brandenburgii postkomuniści mają szansę prześcignąć SPD i CDU i stać się najsilniejszą siłą polityczną.