ŚwiatNiemcy odbudowują armię. Bardziej boją się wojny czy Trumpa?

Niemcy odbudowują armię. Bardziej boją się wojny czy Trumpa?

- Bundeswehra dawno nie była tak bardzo potrzebna jak teraz – powiedziała minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen, informując o planowanym zwiększeniu liczebności armii. Powolna odbudowa siły militarnej Niemiec nie budzi kontrowersji. Krytykowane są natomiast motywacje rządu podejrzewanego nie tyle o dbałość o bezpieczeństwo kraju, co o próbę przypodobania się Donaldowi Trumpowi.

Niemcy odbudowują armię. Bardziej boją się wojny czy Trumpa?
Źródło zdjęć: © REUTERS

27.02.2017 | aktual.: 27.02.2017 15:40

Według minister von der Leyen do 2025 r. liczba zawodowych żołnierzy Bundeswehry wzrośnie do 198 tys. Jej zdaniem zagrożenie terroryzmem, misje zagraniczne w Mali czy Afganistanie, walka z przemytnikami ludzi na Morzu Śródziemnym i rosnące zaangażowanie w ochronę wschodniej flanki NATO wymagają od Berlina zwiększenia nakładów na wojsko.

Zamachy terrorystyczne i groźba wojny hybrydowej ze strony Rosji zaburzyły poczucie bezpieczeństwa Niemców i zmusiły ich do ponownego zastanowienia się nad swoją obronnością. Armia nie może już pełnić wyłącznie roli wystawy promującej eksport czołgów i okrętów. Z kolei społeczeństwo szczycące się pacyfizmem musi rozważyć nie tylko konieczność obrony własnych granic, ale także ryzyko związane z wysyłaniem żołnierzy na wojny toczone z dala od domu. Stąd dyskusja o przywróceniu jakiejś formy poboru powszechnego zawieszonego w 2011 r., ale także wyśmiewane apele o gromadzenie zapasów na wypadek ataku lub katastrofy.

Odbudowa, a nie rozbudowa Bundeswehry

Obecnie niemiecka armia liczy 178 tys. żołnierzy, a program jej rozbudowy trwa już od dwóch lat. Wielu analityków twierdzi, że jest to „odbudowa” Bundeswehry podupadłej od zakończenia Zimnej Wojny. Niemiecka armia stała się wręcz pośmiewiskiem.

Obraz
© (fot. REUTERS)

Przed zjednoczeniem kraju armia zachodnioniemiecka liczyła prawie pół miliona ludzi. Na przełomie wieków zapanował powszechny optymizm i nadzieja na lepszą, spokojną przyszłość. Rezultatem była utrata znaczenia sił zbrojnych i cięcia budżetowe, co doprowadziło do takich kompromitacji jak ćwiczenia z kijami od szczotek zamiast karabinów, ciągle psujące się samoloty czy zastraszająca liczba urzędników w mundurach.

Niemcy reagują na presję Trumpa

Minister von der Leyen nie jest krytykowana za odbudowę siły niemieckiej armii. Wątpliwości budzą natomiast intencje rządu. Plany dofinansowania wojska i zwiększenia jego liczebności powstały już kilka lat temu i są systematycznie realizowane. Początkowo zakładano, że do 2023 r. Niemcy będą miały 193 tys. żołnierzy. Teraz okazuje się, że liczba ta wzrośnie o kolejnych 5 tys. ludzi do 2025 r.

Ta niewielka zmiana budzi największe podejrzenia, że jest to wyłącznie działanie kosmetyczne na użytek relacji z Donaldem Trumpem. Ma pokazać nowemu prezydentowi USA, że Berlin postępuje zgodnie z jego oczekiwaniami i poważnie traktuje swoją obronność.

Justyna Gotkowska w analizie opublikowanej przez Ośrodek Studiów Wschodnich podkreśla, że Niemcy muszą zareagować na presję Waszyngtonu i będą systematycznie zwiększać wydatki na wojsko, choć nie osiągną wymaganych 2 proc. PKB. Równocześnie Berlin będzie starał się doprowadzić do sytuacji, w której koszty pomocy humanitarnej i rozwojowej zostaną uznane za część nakładów na obronność tłumacząc, że środki te stabilizują sytuację w krajach wokół Europy.

Równocześnie nie można zapominać o trwającej kampanii wyborczej. Debata polityczna przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu nie sprzyja ani zwiększaniu wydatków, ani rzeczowej dyskusji na temat obronności.

wojskoeuropaniemcy
Komentarze (85)