Niemcy mają problem. Arsenały są puste
Niemiecka armia ma ogromne potrzeby - pisze "Handelsblatt". Sytuacja dziś wygląda tak, że "amunicji nie starczy nawet na jeden dzień" - mówi dziennikowi anonimowe źródło. Niemiecki rząd chce przeznaczyć 100 mld euro na wzmocnienie sił zbrojnych. Eksperci szacują tymczasem, że aby spełnić wymogi NATO, Niemcy musiałyby przeznaczyć co najmniej 20 mld euro na same naboje, granaty i rakiety.
Więcej amunicji, nowe czołgi, samoloty i okręty, a teraz także tarcza antyrakietowa - to wstępna lista zakupów dla niemieckiej Bundeswehry, sporządzona przez niemiecki rząd. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę kanclerz Olaf Scholz zapowiedział zwiększenie wydatków na obronność, by wzmocnić siły zbroje, w tym wydzielenie na ten cel funduszu celowego w wys. 100 mld euro.
- Dzięki tym środkom Niemcy będą mogły wypełnić luki w wyposażeniu Bundeswehry - mówi niemieckiemu dziennikowi "Handelsblatt" szef zbrojeniowego pionu grupy Airbus Michael Schoellhorn. Jednak jego zdaniem czysta analiza potrzeb wskazuje, że 100 miliardów euro nie wystarczy.
Puste arsenały Niemiec
"Handelsblatt" pisze, że niemiecka armia ma "ogromne potrzeby". Przypomina, że na początku rosyjskiej wojny w Ukrainie dowódca niemieckich wojsk lądowych generał Alfons Mais przyznał, iż podlegające mu wojska są "mniej więcej gołe".
"Brakuje gotowych do użycia myśliwców, śmigłowców, czołgów i sprzętu ochronnego. Arsenały są puste" – twierdzi gazeta. I cytuje anonimowego rozmówcę: "Amunicji nie starczy nawet na jeden dzień" - mówi dobrze poinformowana osoba. Jeszcze gorzej ma być w marynarce. "Tam starczy na 44 sekundy - a więc jeden strzał" - dodaje rozmówca dziennika. Zaś inny podkreśla: "wzmocnienie Bundeswehry będzie maratonem".
Jak wskazuje "Handelsblatt", eksperci szacują, że aby spełnić wymogi NATO, Niemcy musiałyby przeznaczyć co najmniej 20 mld euro na same naboje, granaty i rakiety.
Niemieckie resorty ustaliły już kryteria, według których dokonywane mają być zakupy dla Bundeswehry. Jak pisze "Handelsblatt", pierwszy punkt to sprzęt, "który może być bezpośrednio dostarczany Ukrainie". Chodzi o wyposażenie ochronne, amunicję, systemy przeciwpancerne i przeciwlotnicze, ale także pojazdy opancerzone, "a później może tez korwety", mówi gazecie anonimowy rozmówca z branży zbrojeniowej.
Negocjacje z importerami
"Zasoby Bundeswehry są w dużej mierze puste, dlatego firmy (zbrojeniowe) mają dostarczać to, co mają w magazynach" - pisze niemiecki dziennik. Jak informuje, niemiecki rząd dąży też do tego, by przekierować eksport określonych zbrojeń do Ukrainy i negocjuje z krajami-importerami późniejsze terminy dostaw. Może to dotyczyć m.in 16 systemów obrony przeciwlotniczej niemieckiego producenta Diehl, który eksport do Egiptu zatwierdził jeszcze poprzedni rząd wielkiej koalicji.
W następnej kolejności firmy zbrojeniowe mają dostarczać to, co może służyć wzmocnieniu Bundeswehry – oprócz amunicji są to także sprzęt dla wojsk lądowych oraz części do czołgów, śmigłowców i samolotów. Według informacji gazety spośród około 300 czołgów typu Leopard 2 "jedynie co dziesiąty" jest w gotowości, a reszta i tak nie jest już najnowsza.
Dalej na liście są "kosztowne wielkie projekty, realizowane często przez wiele lat", jak myśliwce (decyzja o zakupie 35 amerykańskich myśliwców F-35 już zapadła), śmigłowce transportowe, transportery opancerzone, a także pięć korwet K130 i dwa okręty podwodne.