Niemcy chcą pomagać uchodźcom. W Berlinie przywitali ich brawami
Politycy boją się, ile uchodźców Niemcy jeszcze mogą przyjąć. Ale społeczeństwo jest w euforii. Tysiące obywateli darmowo pomagają uciekinierom z Syrii, Afganistanu czy Afryki Północnej. Solidarność z wojennymi uchodźcami to dla nich oczywistość - pisze z Berlina dla Wirtualnej Polski Agnieszka Hreczuk.
08.09.2015 | aktual.: 08.09.2015 17:56
W strugach deszczu do Spandau w zachodnim Berlinie wjechało w poniedziałek siedem autobusów. Przywiozły ponad 700 uciekinierów. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Syryjczyków, którzy poprzedniego dnia dotarli do Monachium z Węgier. Przywitały ich brawa. Bo choć było zimno, a pora była późna, przed bramą byłych koszar czekali okoliczni mieszkańcy. "Welcome to Germany", "Willkommen in Deutschland" (pol. witamy w Niemczech) - głosiły proste transparenty. Ale trzęsący się z zimna ludzie w letnich ubraniach szybko zniknęli za bramą.
Na terenie kilkadziesiąt białych namiotów - to jeden z naprędce zbudowanych obozów tymczasowych. Rodziny są rozdzielane, warunki proste. Ale rozczarowania nie widać. W końcu Niemcy, w końcu spokój. - Niemcy nas lubią - mówi po angielsku rozpromieniona młoda Syryjka.
Niemcy witają uciekinierów
W czerwcu Berlin przyjął prawie trzy tysiące uchodźców, w sierpniu już ponad pięć tysięcy. Od września do niemieckiej stolicy przybywa z południa dziennie kilkuset uciekinierów. 900 w ostatnich dniach dotarło do Brandenburgii. Takiego napływu uchodźców nie było tu jeszcze nigdy, nawet podczas powojennych wypędzeń czy masowych ucieczek z NRD jesienią 1989 roku.
Na schroniska przeznaczane są puste budynki - w Belinie to m.in. byłe koszary, budynki policyjne, hala sportowa, ale i były ratusz. Wojsko stawia namioty polowe, w których uciekinierzy spędzają pierwsze dni lub tygodnie przed skierowaniem do obozów.
Euforia Niemców jest na razie ogromna. Na dworcu w Monachium, ale też w Dreźnie czy w Berlinie setki ludzi witają uciekinierów. Organizacje pozarządowe proszą o wstrzymywanie się z przynoszeniem darów, odzieży, zabawek, pieluch, jedzenia, bo wolontariusze nie dają rady z ich sortowaniem i rozdawaniem. Ale to nie tylko spontaniczne akcje.
W kilkuset schroniskach, tymczasowych obozach i domach azylantów w całych Niemczech pracują tysiące wolontariuszy, którzy regularnie i za darmo pomagają w sprawach urzędowych, uczą języka niemieckiego, tłumaczą, bawią się z dziećmi czy oprowadzają uciekinierów po mieście. W prywatnych inicjatywach bierze udział obecnie ponad 120 tys. Niemców.
Wielu z nich angażuje się jeszcze bardziej i przyjmuje uchodźców do własnych domów. W listopadzie zeszłego roku powstała w Berlinie prywatna platforma Fluechtlinge Willkommen, która łączy uciekinierów i chcących im udzielić gościny Niemców. Z osobistego pomysłu dwóch młodych Niemców, Mareike i Jonasa, którzy zaczęli od przyjęcia do siebie Malijczyka, rozwinęła się ogólnoniemiecka sieć. Obecnie pracuje dla niej 60 wolontariuszy (zgłosiło się ponad 400). Trzy tysiące osób zadeklarowało, że jest gotowych przyjąć do siebie uchodźców. A w ostatnich dniach zgłaszają się masowo następni.
Jak tłumaczy Jonas nie chodzi "o podnajęcie całego mieszkania, ale zamieszkanie wspólne - by pomóc uciekinierom poznać kraj, język, codzienność. Coś, czego nie mają możliwości poznać będąc w ogromnych, odseparowanych obozach".
Lepsza integracja?
To aspekt, na który coraz częściej zwracają uwagę politycy i eksperci. Przebywanie w obozach na prowincji utrudnia udaną integrację. Do tej pory większość z azylantów nie miała nawet możliwości uczęszczanie na kurs językowy do czasu rozpatrzenie ich wniosku. W rezultacie po roku uchodźcy nadal byli niesamodzielni. - Tylko 50 procent mieszkańców schronisk znajdowało pracę w ciągu roku od przybycia do Niemiec - zaznaczyła w ostatnim tygodniu minister pracy Andrea Nahles. To i tak o wiele lepszy wynik niż próbują to przedstawiać zwolennicy tez o uciekinierach jako łowcach zasiłków socjalnych.
Teraz także agencje pośrednictwa pracy mają być bardziej aktywne bezpośrednio w ośrodkach dla uchodźców. Od lipca uciekinierom wolno pracować, jeśli od przyjęcia ich wniosku azylowego minęło ponad pół roku i na stanowisko, o której się starają, nie ma kontrkandydata z Niemiec lub innego kraju UE. Ale już planowane są zmiany, zgodnie z którymi uchodźcy będą mogli starać się o pracę przez agencje pracy czasowej już po trzech miesiącach pobytu.
Dużo większy nacisk ma być też kładziony na natychmiastową naukę dzieci. W tym roku szkolnym w całych Niemczech powstało kilkaset "powitalnych" klas, w których dzieci uchodźców będą się uczyć z pomocą asystentów ds. języka. To wszystko ma zapewnić długofalową politykę integracyjną, która przetrwa ewentualne wypalanie się euforii i gotowości pomocy wśród społeczeństwa w następnych miesiącach.
W poniedziałek na specjalnym posiedzeniu rządowa koalicja postanowiła przeznaczyć w tym roku dodatkowe sześć miliardów euro na wydatki związane z pomocą dla uciekinierów. Tych może przybyć do Niemiec tylko w tym roku 800 tys., choć niektórzy eksperci już mówią o wyższych liczbach. Trzy miliardy euro będą wypłacone bezpośrednio władzom komunalnym, na których barki spada w pierwszej kolejności utrzymanie uchodźców.
Rząd Angeli Merkel wystąpił również o oficjalną nowelizację ustawy o azylu. Kraje takie jak Albania, Macedonia, Serbia czy Kosowo mają być uznane za tzw. bezpieczne kraje. To uniemożliwi jej obywatelom składanie wniosków o azyl. Do tej pory mieszkańcy Bałkanów stanowili drugą, największą grupę starających się o ten status w Niemczech. Mimo że najczęściej go nie dostawali, mieli prawo do miejsca w schronisku, opieki zdrowotnej i kieszonkowego. A przede wszystkim obciążali urzędników rozpatrujących wnioski. Teraz mają ustąpić uciekinierom wojennym z Syrii, Afganistanu czy Erytrei. Nie oznacza to, że Niemcy zamkną się na migrantów z Bałkanów. Planowane są dla nich ułatwienia w dostępie do pozwolenia na pracę i legalnego pobytu, bez statusu uchodźczego.
Kto nie cieszy się z napływu uchodźców?
Nie wszędzie i nie wszyscy witają uciekinierów tak chętnie. W ciągu ostatnich miesięcy odnotowano 200 ataków na schroniska i obozy tymczasowe. W większości to dzieła pojedynczych sprawców. Do zamieszek z udziałem kilkudziesięciu zamaskowanych mężczyzn doszło dwa tygodnie temu w Heidenau, koło Drezna, gdzie w 16-tysięcznej miejscowości zakwaterowano około 1,5 tys. uciekinierów. W Berlinie spaliła się hala sportowa, która miała stać się tymczasowym obozem. Okazało się jednak, że ogień zaprószyły bawiące się tam dzieci, co w stolicy, szczycącej się statusem tolerancyjnego miasta, odebrano z ulgą.
Przeprowadzony w weekend sondaż pokazał, że 75 procent berlińczyków jest gotowych nadal pomagać uchodźcom i migrantom. Najwięcej ich przeciwników znajduje się we wschodnioberlińskich dzielnicach - Marzahn, Treptow i Lichtenberg, zamieszkałych - co ciekawe - również przez wielu migrantów z Polski i Europy Środkowowschodniej.
Natomiast stosunkowo rzadko pojawiają się pytania o możliwość ukrywania się wśród uciekinierów terrorystów i fundamentalistów islamskich. Oczywiście to jeden z argumentów przy wzywaniu do solidarności ogólnoeuropejskiej: rozłożenie ilości uchodźców na wiele krajów umożliwiłoby lepszą kontrolę napływającej ludności. Z drugiej strony, jak komentują media, terroryści mają lepsze możliwości przedostania się do Niemiec i Zachodniej Europy niż ryzykowna przeprawa przez Morze Śródziemne.