Niemcy: Bułgarzy i Rumuni zniszczą nasz system społeczny
Niemcy boją się "socjalnej turystyki" z Rumunii i Bułgarii - wyłudzania zasiłków i życia na koszt niemieckiego podatnika. Minister spraw wewnętrznych domaga się od Komisji UE wprowadzenia ograniczeń w prawie do swobodnego poruszania się w ramach Unii. Nie zgadza się też na rozszerzenie strefy Schengen na te kraje.
12.03.2013 12:53
Od 2007 roku Bułgaria i Rumunia są członkami Unii Europejskiej, ale jej obywatele nadal przechodzą kontrolę graniczną przed wjazdem do pozostałych krajów Unii. Planowane na 2014 wejście do strefy Schengen było dla obu krajów sprawą prestiżową. Tymczasem ten termin prawdopodobnie nie zostanie dotrzymany. Za sprawą "starych" krajów unijnych, przede wszystkim Niemiec, które złożyły weto wobec zlikwidowania kontroli granicznych.
"Tu chodzi o bezpieczeństwo obywateli"
- Bułgaria i Rumunia nadal nie spełniają wymagań, zwłaszcza w dziedzinie systemu sprawiedliwości i przepisów prawnych - powiedział Hans-Peter Friedrich (CSU), niemiecki federalny minister spraw wewnętrznych. Poza tym oba kraje nie uporały się z problemem korupcji i zwalczania zorganizowanej przestępczości. - Dlatego nie możemy zgodzić się na rezygnację z kontroli granicznych. Jeszcze na to za wcześnie - tłumaczył. - Chodzi o bezpieczeństwo naszych obywateli, dlatego nie ma w tej kwestii miejsca na kompromis - podkreślił niemiecki minister.
Obywatele Rumunii i Bułgarii od czasu wejścia tych państw do EU mają swobodę poruszania się w ramach Unii. Nie potrzebują wiz, jednak na granicy zewnętrznej Unii (granicy obszaru Schengen) podlegają kontroli. Cudzoziemcy z krajów spoza UE, przebywający legalnie na terenie Bułgarii i Rumunii, potrzebują dodatkowej wizy Schengen, by wjechać na teren pozostałych krajów unijnych. W momencie zniesienia wewnętrznej granicy po rozszerzeniu obszaru Schengen na Rumunie i Bułgarię, nie będą jej potrzebować. Niemcy obawiają się napływu imigrantów spoza Unii, którym udało się przedostać na teren jednego z tych państw nielegalnie.
Również związki zawodowe policji niemieckiej obawiają się całkowitego załamania sytuacji na zewnętrznych granicach Unii, jeżeli Bułgaria i Rumunia zostałyby przyjęte do strefy Schengen. Choć nie można zapominać, że te same argumenty padały ze strony niemieckiej policji przed wejściem Polski i Czech do tej strefy.
Zablokować wyłudzanie zasiłków
Ale kwestia kontroli granicznych to tylko jedna z obaw Niemców. Minister Friedrich wezwał do wprowadzenia procedur przeciwdziałających wyłudzaniu zasiłków społecznych. - Obywatele państw unijnych mają prawo do przemieszczania, się, nauki czy poszukiwania pracy w innym kraju członkowskim, ale to nie obejmuje prawa do przemieszczania się wyłącznie w celu dostępu do lepszych świadczeń socjalnych - tłumaczył minister. Na myśli miał głównie obywateli Rumunii i Bułgarii.
W 2014 Niemcy muszą znieść wszystkie ograniczenia na swoim rynku pracy wobec obywateli Bułgarii i Rumunii. Podobnie, jak wcześniej wobec m.in. Polaków, zastosowany został siedmioletni okres przejściowy. W tej chwili, aby obywatel Bułgarii, czy Rumunii mógł pracować w Niemczech, albo pracodawca musi spełnić wszystkie formalności i załatwić pozwolenia na pracę dla konkretnego pracownika (pierwszeństwo mają Niemcy i obywatele "starych" państw unijnych, przyjętych przed 2007 rokiem), albo obywatel Rumunii, czy Bułgarii musi założyć własną działalność gospodarczą. I tylko w wypadku legalnej pracy ma prawo do zasiłków.
Ale niemieckie władze lokalne informują o coraz częstszych wypadkach wyłudzania zasiłków przez obywateli Bułgarii i Rumunii. Z pomocą zorganizowanych band przestępczych zakładają oficjalnie działalność gospodarczą, po czym po kilku miesiącach starają się o dodatkowe zasiłki, argumentując, że interesy zaczęły iść gorzej.
Socjalna turystyka zniszczy system społeczny?
Prezes Instytutu Gospodarki IFO, Hans-Werner Sinn zażądał, aby "sformułować reguły migracji" do Niemiec. - Swoboda przemieszczania się musi zostać pilnie znowelizowana - powiedział ekonomista w tygodniku "Wirtschaftwoche". - W określonych przypadkach socjalne dodatki w Niemczech są trzykrotnie wyższe, niż średnia płaca w Rumunii, czy Bułgarii - tłumaczył. - Socjalna turystyka doprowadzi do rozpadu niemieckiego systemu społecznego - dodał.
- Uważam, że musimy teraz zastanowić się nad tym problemem, zanim rozsadzi całą europejską solidarność - powiedział Friedrich. Zaproponował wprowadzenie czasowego zakazu wjazdu dla "oszustów socjalnych" z innych unijnych krajów. Obecnie prawo do swobodnego przemieszczania się może być ograniczone tylko kryminalistom. Osoba, której udowodniono wjazd do innego kraju unijnego w tym celu korzystania z zasiłków, jest wydalana, ale może wrócić w każdej chwili. Minister Friedrich chciałby, aby każdy, kto przyjedzie do innego kraju członkowskiego i w ciągu trzech miesięcy nie zacznie tam pracy (lub nauki), wydalić i zabronić ponownego wjazdu na rok lub dwa lata.
Poparcia udzielili mu ministrowie z Holandii, Austrii i Wielkiej Brytanii, którzy twierdzą, że podobna zjawisko jest zauważalne też w ich krajach. Austriacka minister spraw wewnętrznych Johanna Mikl-Leitner stwierdziła, że konieczna jest poprawa warunków życia w najbiedniejszych krajach Unii, aby uniknąć "socjalnej turystyki". Komisja UE powinna zaproponować konkretne działania w tym kierunku, podkreśliła Johanna Mikl-Leitner.
"To bezpodstawne pomówienia"
Chłodno na te propozycje zareagowała Komisja UE, twierdząc, że "socjalna turystyka nie jest poważnym zjawiskiem. To raczej w niektórych państwach istnieje jej zniekształcone postrzeganie, jako problemu". Również koledzy ministra z opozycyjnej partii "Zielonych" skrytykowali go. - To bezpodstawne pomówienia obywateli Bułgarii i Rumunii o chęć oszustwa - powiedział Josef Winkler. Słowa Friedricha to raczej reakcja na zbliżające się wybory parlamentarne, mówią krytycy. Również niektórzy specjaliści są krytycznie nastawieni do opinii ministra. Klaus Bade, profesor zajmujący się migracjami, krytykuje antyimigracyjną gorączkę. Statystyki wykazują, że 80 procent przybyłych po 2007 roku do Niemiec Bułgarów i Rumunów legalnie pracuje, 68 procent z nich w wykwalifikowanych, bądź wysoko wykwalifikowanych zawodach.
Nie ma najazdu bezrobotnych i przestępców
Tylko w zeszłym roku do Niemiec przybyło około 100 tysięcy obywateli Rumunii. Jednak, jak przekonują specjaliści, statystyki wykazują, że ich przeważająca część to osoby wykwalifikowane, bądź nawet wysoko wykwalifikowane. Jedynie mała, ale rzucająca się w oczy grupka, głównie Romów bez zawodowych kwalifikacji, stwarza socjalne problemy. Część z nich przyjechała, zachęcona opowieściami o "pracy leżącej na ulicy", inni rzeczywiście od początku nastawiali się na życie z zasiłku na dzieci i żebractwa.
Podobne obawy pojawiały się w Niemczech w 2011 roku, kiedy niemiecki rynek pracy musiał być otworzony dla obywateli państw przyjętych do Unii w 2004 roku, m.in. Polski. Rzeczywiście, jak pokazała sytuacja, obok Polaków szukających pracy, przyjechało też sporo takich, którzy liczyli na zasiłki. Rzeczywistość zweryfikowała te oczekiwania. W wypadku większości zasiłków wymagany jest meldunek i zaświadczenie o pracy. Ci, którzy w Niemczech nie pracują i nigdy nie pracowali, nie mieli szans na zasiłek umożliwiający przeżycie. Decydowali się albo na powrót, albo zostawali na ulicy, jako bezdomni.
Z Berlina dla WP.PL Agnieszka Hreczuk