Niemcy biją policjantów
Niemiecka policja notuje od pewnego czasu o wiele więcej przypadków czynnej napaści na swoich funkcjonariuszy. Jeszcze nigdy tak wielu z nich nie było ranionych czy choćby znieważanych podczas wykonywania swoich obowiązków. Co się dzieje ze słynącym z posłuszeństwa niemieckim społeczeństwem?
29.04.2009 | aktual.: 29.04.2009 10:56
Związek zawodowy niemieckiej policji nie może się nadziwić statystykom. Niemal każdy land odnotowuje gwałtowny wzrost agresji wobec umundurowanych funkcjonariuszy. Liderami są duże miasta jak Berlin czy Hamburg, gdzie dochodzi do około 10 napaści dziennie. Trudno się temu dziwić, jeśli czyn taki zagrożony jest karą do dwóch lat pozbawienia wolności, tak jak choćby przestępstwo kłusownictwa.
Niemieccy policjanci życzyliby sobie najbardziej powrotu dawnego respektu przed mundurem. Tymczasem obrażanie słowne czy groźby należą do codzienności wielu funkcjonariuszy, przede wszystkim z wydziału prewencji. W wielu wypadkach przyczyną jest temperament coraz większej ilości młodocianych przestępców pochodzenia tureckiego czy irańskiego w połączeniu z alkoholem. Prawie jedna trzecia zatrzymanych miała we krwi ponad promil alkoholu.
Osoby stwarzające zagrożenie dla policjantów dają popis najczęściej w imprezowych regionach miast albo na wielkich demonstracjach. Jedna z takich demonstracji, zjazd neonazistów do Drezna we wschodnich Niemczech, poważnie zaniepokoiła mundurowych. Ściągnięto posiłki z sąsiadujących landów, w powietrzu wisiały trzy śmigłowce, kontrolujące przepływ mas głównie w sąsiedztwie dworca głównego w mieście, a na wszystkich wjazdach z autostrady do miasta policjanci ustawili radiowozy i wyrywkowo sprawdzali dokumenty podróżnych. Nie uniknęli jednak agresji młodych ludzi. Policyjne radiowozy doznały wielu uszkodzeń, jeden został nawet wywrócony a jego zdjęcie obiegło niemiecką prasę.
Po zmroku niełatwe życie mają funkcjonariusze w tych kwartałach miast, gdzie znajduje się szczególnie wiele klubów nocnych i studenckich. Ulubionym orężem zgromadzonych tam, nierzadko pijanych ludzi, jest butelka z niedopitym piwem. Taki pocisk trafił już w kilka policyjnych głów bardzo często skutecznie ich unieszkodliwiając nawet na parę tygodni. To wyraźna zmiana; jeszcze 3 lata temu Polacy mieszkający na co dzień w Niemczech byli pod wrażeniem organizacji niemieckich gliniarzy.
- Może tych radiowozów i policjantów tak bardzo nie widać wokół na ulicy ale zapewniam cię, że są wszędzie i doskonale wiedzą co się dzieje. Jedna zadyma i zjawi się tu kilka policyjnych samochodów - powiedziała mi kiedyś jedna ze znajomych, z którą włóczyłem się właśnie po centrum Drezna. To czas miniony; dziś na agresję policjant może się narazić nawet prosząc o zgaszenie papierosa w budynku dworca, dlatego ma się wrażenie, że policja na drobne rzeczy przymyka oko.
Lepszymi warunkami pracy może się pochwalić policja w mniejszych miejscowościach, ponieważ nie dociera tam fala imigrantów, zwłaszcza arabskich. Ale i na nich przychodzi czas, gdy do dużego wydarzenia w mieście trzeba zaangażować funkcjonariuszy z regionu. Zrzeszeni w związkach zawodowych gliniarze kierują coraz więcej petycji do swoich zwierzchników z wnioskami o podwyżki i wzmocnienie oddziałów.
Niektóre kanały niemieckiej telewizji upodobały sobie pokazywanie widzom codziennej pracy policjantów przez towarzyszenie im z kamerą. Programy te nie nastrajają jednak optymizmem, kiedy na przykład widzi się na ekranie patrol biorący udział w obławie na domowego kota, który podrapał dziecko. Czyżby dla świętego spokoju niemieccy mundurowi zamierzali iść w tą samą stronę, w którą idzie wielu ich polskich kolegów po fachu, to znaczy reagowania na drobne problemy pozostawiając naprawdę duże nierozwiązane?
Z Drezna dla polonia.wp.pl
Witold Horoch